11 kwietnia 2017

Królowie Paździerza - duch

Po tym, jak Tomek rozpoczął (trochę w innym niż ja stylu) serię "Królowie Paździerza", pora, bym i ja dołożyła swą cegiełkę do tej budowli ;) Nie bez powodu piszę o budowli, bo pomysł na "Królów Paździerza" wywodzi się od dawnej tradycji odnawiania klubowych makiet. Były to czasem metamorfozy większe, niż przebieranie Norweżek w tiul i cekiny u Trinny i Susannah. Niektóre makiety były nasze, inne pochodziły z czasów, gdy w klubie Twierdza grało się w bitewniaki. Zawsze jednak takie odnawianie czegoś, co stanowiło bezwartościowy wcześniej zapychacz kartonów, dawało sporą satysfakcję. No tak, ale jak to zrobić z figurkami? W końcu nie będziemy konwertować każdej słabej figurki, bo niektóre na to nie zasługują. A niektórym figurkom robi to jeszcze gorzej. Stąd narodził się u mnie pomysł trochę śmieszny, a dla niektórych będący może stratą czasu - pomysł, który zakłada, że stare, dziwaczne, uznawane za śmieszne (w tym raczej złym znaczeniu) modele będę malować tak ładnie, jak te, które mi się podobają.

Oczywiście kategoria ta jest na wskroś subiektywna. Ktoś może się oburzyć, że jego ukochanego orka z 3 edycji uważam za coś brzydkiego. Ktoś może wykazywać odniesienia do prastarych figurek w nowszych modelach i wskazywać, że to, co uważam za przestarzałe, w jakiejś formie powróciło później i wcale nie wyglądało źle. Nie chcę więc nikogo urazić ani wytykać, że ma słaby gust. Gust to gust i przyjmijmy, że jeśli chodzi o figurki, nie jest dobry ani zły. Każdy ma swoje powody, dlaczego jedną rzeczy darzy sentymentem, a drugą wręcz pogardza. Kto wie, może ktoś nienawidzi metalowych barył z 5 edycji i uważa je za najbrzydsze figurki świata, hejtując - nie bez powodu - brak ich kolan i fakt posiadania stóp wyrastających wprost z tyłka? Dajmy mu do tego prawo. 

To strata czasu, ktoś powie. I uderzy w czułą dla mnie strunę, bo na brak hobbystycznego czasu wciąż narzekam, wciąż się nim tłumaczę i jak to tak to - marnować czas i farby na bzdury? Z jednej strony - trochę racja. W tym samym czasie mogłoby powstać coś innego, być może fajnego albo nawet użytecznego. Z drugiej strony - przypomniałam sobie, jak kiedyś na jednym forum figurkowym jeden malarz wrzucił fotki figurki, którą pomalowała jego ówczesna dziewczyna. No, nie była to figurka, na której jakoś bardzo można się wykazać, ale była spoko, jak na pierwszy raz. Naprawdę była dobra. Potem dziewczyna nauczyła się malować równie ładnie, jak jej chłopak (a później mąż), niektórzy nawet twierdzili, że ładniej. Na tej drodze pomalowała pewnie niejednego staroedycyjnego kasztana, ale to był kolejny stopień do udoskonalenia swoich umiejętności. Żadna figurka nie jest stratą czasu, jeśli chcemy się uczyć. Albo doskonalić ten poziom, jaki już mamy, bo ja w odróżnieniu od wspomnianej pary nie mam aż takich ambicji i do poziomu GD raczej nigdy nie dojdę. Ale potrzebuję malować, by nie wyjść z wprawy. Półroczne przerwy już miałam i szybko się zbierałam, ale nie wiadomo nigdy, jak się życie ułoży, więc póki można - trzeba pozostać w grze. 

Teraz kilka słów o duchu. To jeden ze śmieszniejszych modeli duchów. Z jednej strony mam jakiś sentyment, z drugiej - nie umiem potraktować go poważnie. "Patrzcie, jaki jestem straszny! Bójcie się mnie"! - zdaje się mówić ów ożywieniec. To trochę jak strój ducha na Halloween z papieru toaletowego, a nie prawdziwy duch. Ale mam wobec niego dług wdzięczności. Zawdzięczam mu umycie syfu pod kuchenką, bo Tomek niechcący strącił go (nie pytajcie, co posprejowane modele robiły na kuchence, nasz dom to nie miejsce, tylko stan umysłu ;)) i obie łapy odpadły i rozprysnęły się po kuchni. Sam "korpus" też ułamał się przy podstawce. W każdym razie trzeba było odsunąć kuchenkę, żeby znaleźć jedną z dłoni, więc przy okazji się posprzątało. Dzięki, stary duchu. W nagrodę pomalowałam go w sposób, jaki zawsze bardzo mi się podobał na blogu Inkuba. Żałuję, że duchów do KZ tak nie malowałam, ale wtedy nie było chyba jeszcze Ninlakh Oxide.

Co do fotek, to mam refleksję, że przydałoby się tej figurce ciemniejsze tło. Szkoda, że nie pamiętam, gdzie je schowałam. Trudno. Zapraszam do obejrzenia :) 


10 komentarzy:

  1. Dla mnie bomba i wcale nie strata czasu- model ma swój klimat, pachnie starymi czasami. I kolor i cieniowanie bardzo pasujące do ghostów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma swój klimat, ale raczej nie sprawia wrażenia strasznego ducha. To taki pomnik ducha, gdyby duchy stawiały swoim bohaterom pomniki ;)

      Usuń
  2. On ma ten staroszkolny urok, żadna tam paździerz :D Malowanie i podstawka eleganckie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przewijał się ten model wielokrotnie po allegro i nigdy bym go nie kupił i nie kupię. Nie podoba mi się sama rzeźba ma 10/10 punktów w skali Ashton.
    Ale malowanie w Twoim wykonaniu odejmuje mu co najmniej 7.

    OdpowiedzUsuń
  4. Malowanie jak to u Ciebie porządne :)

    Ale najbardziej podoba mi się kompozycja modelu podstawką. Te łby na podstawce wyglądają jakby były ułożone w jakiś magiczny znak, który posłużył do wywołania ducha, a ten właśnie radośnie wyskakuje z podłogi :D

    Co do straty czasu, nawet jeśli, to lepiej tracić go na coś, co sprawia frajdę niż męczyć się pracując nad projektem, który tej radości nie daje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może nie jest to arcydzieło sztuki rzeźbiarskiej - ale mimo to (a może - właśnie dlatego) tchnie klimatem dreszczyku emocji. Podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
  6. I ja lubię malować nieortodoksyjnie piękne starocie :D
    Przyklaskuję idei!

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny oldskul, taki teatralny mocno :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nawet z kijem w tyłku można wyglądać elegancko w odpowiednich kolorach;)
    A wyszedł chyba fajniej niż mój:)
    Wczoraj znalazłem kolejne dwa, ale już ich raczej nie pomaluję, jeden taki w kolekcji dla mnie zdecydowanie starczy:)

    OdpowiedzUsuń
  9. model kojarzy mi się z grami ala Golden Axe itp starociami pamiętającymi Amige, pomalowany elegancko :)

    OdpowiedzUsuń