Dawno temu, w roku 2007, gdy klub Dębowa Tarcza działał jeszcze w nieistniejącym sklepie "Wilcza Jama", parę osób zebrało się, by zmontować nieco makiet na potrzeby wspólnych gier. Zaczęliśmy od typowych "przeszkadzajek", czyli makiet drobnych, z reguły w postaci rozmaitej maści barykad, które umieszczone między większymi budynkami w ciekawy sposób urozmaicają rozgrywki. Prace szły całkiem sprawnie - takowych elementów terenu skonstruowaliśmy ponad dwadzieścia. Robotę wykonaliśmy chyba dość solidnie, gdyż wszystkie one przetrwały te niemal 4 lata ciężkich bojów klubowo-turniejowych. Był tylko jeden drobny mankament - po prawdzie makiety te nigdy nie zostały do końca pomalowane...
Prace malarskie rozpoczęły się jeszcze w "Wilczej Jamie", ale szczerze powiedziawszy nie szły najlepiej. Po pierwsze, okazało się, że o ile samo klejenie i składanie makiet można w miarę spokojnie podzielić między parę osób o różnym poziomie zdolności manualnych, to taki sam podział zadań malarskich może dać już nieco mniej zadowalające, a ponadto niejednolite efekty. Po drugie, tak się akurat złożyło, że prace musieliśmy przerwać z uwagi na likwidację sklepu. Były oczywiście plany, by kontynuować dzieło w naszej nowej miejscówce (Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie ("SDK")) - nigdy jednak nie doszły do skutku...
Sprawa naszych klubowych "przeszkadzajek" wróciła potem po raz pierwszy po Turnieju Jubileuszowym Mordheim na "Pomarańczowej Twierdzy". Jak podczas każdego turnieju, również i wtedy były one w intensywnym użyciu. Po zakończeniu turniejowych zmagań część makiet, w tym także i one, trafiły do nas do domu, gdzie postanowiłem trochę nad nimi popracować - jak mawia Dwalthrim - "stuningować" je nieco, przede wszystkim poprzez ostateczne ich pomalowanie.
Jak się pewnie domyślacie, również i u nas w domu nie od razu doczekały się mojej uwagi... Po prawdzie to trafiły do pudełka i zostały zapomniane na kolejnych paręnaście miesięcy, aż do czasu ostatniego turnieju Mordheim na Mad Days, kiedy to gościnnie "wystąpiły" w Lublinie. Po powrocie z tej imprezy, pozytywnie nastrojony do wykonania jakiś "społecznych" prac dla klubu, postanowiłem już nieodwołalnie, zająć się nimi.
Sytuacja wyglądała następująco: 20 "przeszkadzajek", każda z nich machnięta od niechcenia średnio udanym drybrushem w brudnoszary kolor; detale maźnięte na jakiś podstawowy kolor. Generalnie trochę bieda. Plan był taki, by dokończyć malowanie, czyniąc je przyjemniejszym na oka, dorzucić nieco posypek i wymarłej, zwiędłej roślinności, ew. jakieś drobiazgi i detale tu i tam.
Pierwsze efekty ukazuję już dzisiaj - część makiet z serii owych dwudziestu już gotowa, część jeszcze na warsztacie, w każdym razie w najbliższych dniach będę je prezentował kolejno, w każdym odcinku dwie takie "barykady".
Na pierwszy ogień prezentuję niski murek oraz mały ocalały fragment zrujnowanego budynku.
Przed renowacją wyglądały one tak:
Natomiast po renowacji następująco:
Kolejne "przeszkadzajki" będę prezentował w następnych odcinkach tego "minicyklu" - w odstępach zapewne 1-2 dniowych.
Pewnie już Ci to mówiłem ;), ale fajnie że sie za te nasze stare tereny wziąłeś :). Teraz widzę, że jedyne co to można by pilniczkiem minimalnie popracować przy prześwitach w okienku, żeby lepiej się przez nie strzelało i w ogóle prezentowało. Poza tym to Multo Bene!
OdpowiedzUsuń