Edgar doskonale pamiętał tamten dzień; kolejny dzień wyglądania przez okno i lęku, że uczelnia w Altdorfie istotnie wysłała za nim list gończy i że ktoś w końcu go dopadnie. Był zmęczony; osiadł tymczasowo w małej chatce, w najpodlejszej dzielnicy Mordheim i zbierał jakieś bezużyteczne zioła, które następnie sprzedawał ludziom jako cudowne lekarstwo na kurzajki, bezsenność i wypadanie włosów. Nie cierpiał tej roboty, ale tylko udając znachora i zielarza mógł mieć pewność, że nie zostanie rozpoznany. Uniwersytet w Altdorfie znajdował się daleko, ale Edgar spędził tam kilkanaście lat i wiedział, że potrafili ścigać ludzi w podobnych przypadkach długo i do skutku.
Jednak jeśli zakazane księgi, które Edgar ukradł z biblioteki uniwersyteckiej mówiły prawdę, to wkrótce mógł już przestać się obawiać kogokolwiek. Ten, kto ma władzę nad śmiercią, nie musi się bać nikogo. Studiował te księgi wiele lat. Przeprowadził niejeden eksperyment, zanim wykryto jego poczynania na uczelni. Wydał sporo złota na opłacenie usług porywaczy zwłok i nieraz poniósł porażkę, próbując wskrzesić gnijącego trupa. Ale to było zanim odkrył kryptę w Mordheim. W sumie był wdzięczny losowi, że rzucił go do tego miasta. Tylko tu znajdowały się grobowce, które po wstępnych oględzinach okazały się prawdziwą skarbnicą dobrze zachowanych zwłok.
Gdy zapadł zmierzch, Edgar zamknął drzwi swej chaty i zapakował księgi do torby. Miasto opustoszało, ludzie pospiesznie chowali się do domów. Na szczęście w okolicy cmentarza nie było już nikogo. Przeszedł przez bramę i przekradł się cicho do sporej, porośniętej mchem krypty, znajdującej się nieopodal. Tego grobu od lat nikt nie odwiedzał; Edgar obserwował go przez ostatnie dni i wiedział, że rodzina von Greifberg nie ma w Mordheim już żadnych krewnych. To dobrze, pomyślał, nie zauważą zbyt szybko, co się stało.
Rytuał trwał długo, ale Edgarowi po raz pierwszy udało się odprawić go zgodnie z instrukcjami zawartymi w księgach. Czuł w kościach, że tym razem się uda. Cały świat będzie leżał u jego stóp, śmierć nie będzie miała do niego dostępu. Gdy skończył, w krypcie zapadła całkowita cisza. Edgar nie słyszał nawet bicia własnego serca. Z emocji zaczęły mrowić go palce. Usłyszał za sobą czyjś ruch i w mgnieniu oka odwrócił się, oczekując, że ujrzy strażnika lub innego niepożądanego gościa.
Ale to nie był strażnik; oczom Edgara ukazał się elegancki mężczyzna, wysoki i blady. W jego oczach było coś zimnego, co kontrastowało z jego przyjaznym spojrzeniem. Edgar mimowolnie zadrżał, pierwszy raz widząc nieumarłego.
- Nieźle ci szło, ale potrzebujesz jeszcze wprawy, przyjacielu – odezwał się nieznajomy. - Myślę, że mógłbym ci pomóc, jeśli ty pomożesz mi.
- A więc nie udało mi się – odrzekł Edgar, zawiedziony. - Byłeś tu wcześniej, nie jesteś moim dziełem.
- Owszem, a poza mną wszystkie trupy w tej krypcie rozpadły się już na proch. Ja zaś jestem tu od dawna, czekając, aż będę mógł zawładnąć tym miastem ponownie. Nie jestem niczyim dziełem. Wampiry nigdy nie zawdzięczają daru wiecznego życia ludziom.
- Jesteś więc wampirem.
- Owszem, mój drogi. Urodziłem się, by władać. Umarłem, by powrócić. To miasto chyli się ku upadkowi. Ludzie jeszcze tego nie wiedzą, ale ja przeczuwam to od dawna. A gdy miasto upadnie, ja będę mógł powrócić na należne mi miejsce. Nie potrzebuję wielu sług, by tego dokonać. Ale nekromanta by mi się akurat przydał.
- Chcesz... abym... dla ciebie... - zająknął się Edgar.
- Myślę, że układ jest uczciwy. Ty zrobisz coś dla mnie, a ja nauczę ciebie wszystkiego, czego dowiedziałem się o śmierci i jej pokonywaniu.
Oczy nekromanty zabłysły z radości.
Jednak jeśli zakazane księgi, które Edgar ukradł z biblioteki uniwersyteckiej mówiły prawdę, to wkrótce mógł już przestać się obawiać kogokolwiek. Ten, kto ma władzę nad śmiercią, nie musi się bać nikogo. Studiował te księgi wiele lat. Przeprowadził niejeden eksperyment, zanim wykryto jego poczynania na uczelni. Wydał sporo złota na opłacenie usług porywaczy zwłok i nieraz poniósł porażkę, próbując wskrzesić gnijącego trupa. Ale to było zanim odkrył kryptę w Mordheim. W sumie był wdzięczny losowi, że rzucił go do tego miasta. Tylko tu znajdowały się grobowce, które po wstępnych oględzinach okazały się prawdziwą skarbnicą dobrze zachowanych zwłok.
Gdy zapadł zmierzch, Edgar zamknął drzwi swej chaty i zapakował księgi do torby. Miasto opustoszało, ludzie pospiesznie chowali się do domów. Na szczęście w okolicy cmentarza nie było już nikogo. Przeszedł przez bramę i przekradł się cicho do sporej, porośniętej mchem krypty, znajdującej się nieopodal. Tego grobu od lat nikt nie odwiedzał; Edgar obserwował go przez ostatnie dni i wiedział, że rodzina von Greifberg nie ma w Mordheim już żadnych krewnych. To dobrze, pomyślał, nie zauważą zbyt szybko, co się stało.
Rytuał trwał długo, ale Edgarowi po raz pierwszy udało się odprawić go zgodnie z instrukcjami zawartymi w księgach. Czuł w kościach, że tym razem się uda. Cały świat będzie leżał u jego stóp, śmierć nie będzie miała do niego dostępu. Gdy skończył, w krypcie zapadła całkowita cisza. Edgar nie słyszał nawet bicia własnego serca. Z emocji zaczęły mrowić go palce. Usłyszał za sobą czyjś ruch i w mgnieniu oka odwrócił się, oczekując, że ujrzy strażnika lub innego niepożądanego gościa.
Ale to nie był strażnik; oczom Edgara ukazał się elegancki mężczyzna, wysoki i blady. W jego oczach było coś zimnego, co kontrastowało z jego przyjaznym spojrzeniem. Edgar mimowolnie zadrżał, pierwszy raz widząc nieumarłego.
- Nieźle ci szło, ale potrzebujesz jeszcze wprawy, przyjacielu – odezwał się nieznajomy. - Myślę, że mógłbym ci pomóc, jeśli ty pomożesz mi.
- A więc nie udało mi się – odrzekł Edgar, zawiedziony. - Byłeś tu wcześniej, nie jesteś moim dziełem.
- Owszem, a poza mną wszystkie trupy w tej krypcie rozpadły się już na proch. Ja zaś jestem tu od dawna, czekając, aż będę mógł zawładnąć tym miastem ponownie. Nie jestem niczyim dziełem. Wampiry nigdy nie zawdzięczają daru wiecznego życia ludziom.
- Jesteś więc wampirem.
- Owszem, mój drogi. Urodziłem się, by władać. Umarłem, by powrócić. To miasto chyli się ku upadkowi. Ludzie jeszcze tego nie wiedzą, ale ja przeczuwam to od dawna. A gdy miasto upadnie, ja będę mógł powrócić na należne mi miejsce. Nie potrzebuję wielu sług, by tego dokonać. Ale nekromanta by mi się akurat przydał.
- Chcesz... abym... dla ciebie... - zająknął się Edgar.
- Myślę, że układ jest uczciwy. Ty zrobisz coś dla mnie, a ja nauczę ciebie wszystkiego, czego dowiedziałem się o śmierci i jej pokonywaniu.
Oczy nekromanty zabłysły z radości.
Oto nadszedł nekromanta. W obecnej kampanii niewiele jeszcze zrobił, bo czar, jaki mu się trafił, niespecjalnie się przydaje. Zombie nie dobiegają do walki, więc nawet nie ma co reanimować. Ale nekromanta w bandzie musi być, w końcu nie robimy bandy ghuli ;) Zdjęcia od frontu nie są dokładnie od frontu, są trochę z boku, żeby miecz nie zasłaniał twarzy - stąd twarz może mieć dziwny wyraz, ale zapewniam, że w "realu" i patrząc naprawdę od przodu, nekromanta zeza nie ma ;)
Kto pamięta mojego nekromantę z bandy Restless Dead do BTB, ten zauważy, że niewiele się różni kolorystycznie, bo płaszcz ma bardzo podobny. Jakoś przywiązałam się do tego koloru, fajnie się go maluje, a poza tym wystąpił już w tej bandzie, więc nie będzie odbiegał od przyjętej kolorystyki (o ile jakąkolwiek przyjęłam, bo w sumie to pilnuję tylko, żeby nie było zbyt pstrokato).
Dzisiaj skończyłam malować wampiry, a właściwie jednego wampira w dwóch wersjach ;) więc banda już na ukończeniu. Zapraszam do obejrzenia nekromanty :)
Kto pamięta mojego nekromantę z bandy Restless Dead do BTB, ten zauważy, że niewiele się różni kolorystycznie, bo płaszcz ma bardzo podobny. Jakoś przywiązałam się do tego koloru, fajnie się go maluje, a poza tym wystąpił już w tej bandzie, więc nie będzie odbiegał od przyjętej kolorystyki (o ile jakąkolwiek przyjęłam, bo w sumie to pilnuję tylko, żeby nie było zbyt pstrokato).
Dzisiaj skończyłam malować wampiry, a właściwie jednego wampira w dwóch wersjach ;) więc banda już na ukończeniu. Zapraszam do obejrzenia nekromanty :)
Elegancko :) Czekam na wampira.
OdpowiedzUsuńDokładnie: elegancki, a przy tym fotogeniczny typ :)!
OdpowiedzUsuńJak zawsze z przyjemnością przeczytałem fragment fluffowy i zachęcam do napisania dłuższego dzieła w klimatach Mordheim ;)!
Oj, świetnie się czyta takie wprawki literackie. A i dzisiejszy bohater smakowity. Tylko nie mogę się otrząsnąć z jednego skojarzenia... pierwsze zdjęci... jest taki polityk u nas w kraju... :)
OdpowiedzUsuńHe-he dokładnie mr. M! Świetny figs, b.podoba mi sie jego morda i płaszcz. Fluff też extra :)
OdpowiedzUsuń