Strony

1 kwietnia 2015

Bitwa o Mysię Zagłady - raport bitewny

W minioną niedzielę rozegraliśmy epicką (jak nie lubię nadużywania tego słowa, tak teraz pasuje) bitwę w systemie Warhammer Skirmish. Szczerze, gdybyśmy wcześniej zagłębili się w ten system, to chyba byłby naszym głównym projektem na całe życie, bo daje dużo więcej wolności od Mordheim, gdzie dozwolonych jest tylko kilkanaście band. Wiem, że wielbiciele elfów zawsze cierpieli w Mordheim, ja również, bo na granie długich bitew w WFB nie mam czasu, a armia WE leży i się kurzy. Wreszcie udało nam się coś na to zaradzić. Nie chcę jednak zdradzać przedwcześnie zbyt wielu szczegółów. Zapraszam Was na raport z bitwy o Mysię Zagłady - będzie emocjonująco!  

W siedzibie Klanu Eshin zawrzało. W ich kryjówkach i korytarzach rzadko bywało cicho, ale teraz natężenie oburzonych pisków przewyższało nawet poziom tolerancji na hałas przeciętnego skavena. Najgłośniej piszczał Śmierciomistrz Skirhisk, który w napadzie furii poodgryzał już kilka ogonów. Jego podwładni tamowali krew, wdzięczni losowi za tylko takie konsekwencje, bowiem nieszczęście, do którego dopuścili, zasługiwało na dużo wyższą karę. 

Choć skaveni są wynaturzonymi stworami Chaosu, ich także dotyczą prawa natury. Rozmnażanie u nich wygląda podobnie, jak u zwyczajnych szczurów. Trzeba zaznaczyć, że role płci męskiej i żeńskiej w stadach skaveńskich są całkowicie odwrócone w stosunku do stad szczurzych. Samice skavenów nie mają tej zwinności i szybkości, co samice szczurze, są leniwe i zajmują się jedynie rodzeniem młodych. Dlatego żaden człowiek nie miał okazji ich oglądać - znajdują się w najpilniej strzeżonych norach głęboko pod światem. 

Jedną z takich samic była (nazywana tak pieszczotliwie) Mysia. Niepozorna z wyglądu, zdawała się nie mieć w sobie żadnych nadzwyczajnych zdolności do czasu, aż osiągnęła wiek rozrodczy. Wówczas okazała się wyjątkową matką - była wytrzymała, rodziła miot za miotem, a każdy z nich był niezwykle liczny i silny. Wiek szczenięcy przeżywała większość jej młodych i niemal wszystkie wyrastały na groźnych wojowników. Mysia zyskała więc szacunek skavenów i stała się skarbem Klanu Eshin. Ojciec jednego z jej miotów zaczął ją nawet nazywać Mysią Zagłady i ten przydomek przylgnął do cennej i najpilniej strzeżonej samicy, której dzieci niosły zagładę Staremu Światu.

Skirhisk, który sam spłodził kilka z tych pięknych miotów, nie mógł się pogodzić z tragedią. Oto jego durni podwładni nie dopilnowali cennego skarbu i Mysia została uprowadzona przez podłe krasnoludy! O, tej zniewagi skaven nie mógł darować. Zwołał radę klanu - najpierw po to, by odreagować złość i poodgryzać ogony winnym, potem jednak po to, by przygotować plan odbicia Mysi. W górach pokurcze mogły być mocne. Ale tu, wśród łąk i lasów Imperium, na niskich wzgórzach, będą bezbronne. Można je otoczyć z kilku stron, gdy będą wychodzić z gospody - a do niej z pewnością zawitają. Pijane krasnoludy bez wątpienia będą rwały się do walki, ale ich refleks - i tak już nienajlepszy - osłabi się i Mysia rychło zostanie odbita. Tak-tak, piszczał Skirhisk, musimy ruszać, żwawo-żwawo, nim będzie za późno! Skoro krasnoludy nie zabiły Mysi na miejscu, być może będą chciały przeprowadzać na niej eksperymenty, a na to Klan Eshin nie pozwoli, nie-nigdy, przenigdy!

Istotnie, pokurcze zawitały do zapyziałej gospody "U Helgi", jedynej na tym pustkowiu. Kiedy wypiły już całe piwo, powywalały stoły i dały w mordę jednemu z wieśniaków, wyległy na zewnątrz. Słońce wstało już dawno, ale skrytych w cieniu drzew skavenów nikt nie dojrzał. Przecierając oczy, brodacze ruszyli z wolna przed siebie, by przed zmierzchem trafić do opuszczonej kopalni niedaleko Klingenbergu. Dwóch z nich prowadziło Mysię, nieśmiałą i przerażoną, piszczącą o pomoc...








Skaveni nie czekali, aż krasnoludy oddalą się bardziej od gospody. Słusznie przewidywali, że pozostali goście i karczmarz nie będą chcieli pchać się w tak samobójczą walkę i prędzej schowają się w piwnicy, niż wyjdą poza próg gospody. Skirhisk dał znak wszystkim skavenom i bestiom - zarówno mniejszym szczurom, jak i tym najbardziej gigantycznym, które niegdyś wygrał w pojedynku od tragicznie zmarłego od noża w plecach przywódcy Klanu Moulder. Do boju ruszył również Fuzz Niszczyciel - najgroźniejszy spośród szczuroogrów Skirhiska.








Krasnoludy początkowo nie dostrzegły niebezpieczeństwa. Niepokój poczuł jedynie niziołek, najęty parę dni temu jako kucharz. Szybko jednak okazało się, że skavenów jest więcej, niż sądzili i nie obejdzie się bez krwawej walki. Pewnym było, że Mysia nie zostanie wypuszczona, nawet w obliczu jatki, jaka miała się rozpętać z jej powodu. Zbyt wiele wysiłku kosztowało krasnoludy jej uprowadzenie i za bardzo były uparte i dumne, by negocjować z takimi podłymi stworzeniami, jak skaveni. Skirhisk dał znak do ataku i sam ruszył żwawo-żwawo na dowódcę pokurczy.











Powoli skaveni zaczęli otaczać krasnoludów coraz ciaśniej. Niziołek padł pierwszy, bardziej ze strachu przed gigantycznym szczurem, niż od ciosów, choć i te były dość groźne. Nie był jedynym, który odniósł poważniejsze rany. Kilku krasnoludów już padło, choć wyglądali jedynie na nieprzytomnych. To była taktyka Skirhiska - mało satysfakcjonująca dla skavenów, ale rozsądniejsza - aby przede wszystkim odbić Mysię, a dopiero później zająć się ostatecznym ubojem brodatych porywaczy. Pierwsze zadanie zostało wykonane; dwóch najszybszych zabójców dobiegło do wystraszonej, ale wciąż żywej samicy. 

Skirhisk, wciąż walcząc zaciekle z dowódcą krasnoludów, pisnął głośno na znak, że przyszedł czas na to, by polała się prawdziwa krew. Skaveni odpisnęli z radością na to wezwanie. Fuzz Niszczyciel pomrukiwał głośno z zadowolenia, gdy któryś z jego opiekunów rzucał mu uciętą krasnoludzką kończynę. Jego pomruk był głośny jak grzmot, jednak... w pewnym momencie coś w tym dźwięku zaniepokoiło Skirhiska. To nie tylko Fuzz tak mruczał. Gdzieś w oddali było słychać pomruk dużo głębszy, głośniejszy. Towarzyszyło mu coś jakby lekkie trzęsienie ziemi...







Leśne elfy! Taki okrzyk podniósł się po obu walczących stronach. Zarówno krasnoludy, jak i skaveni nie należeli do sojuszników długouchych stworzeń. Krasnoludy zdawały się tracić morale szybciej, niż zwykle. Mogły mieć nadzieję, że elfy najpierw zajmą się pomiotami Chaosu - mimo wieloletniej nienawiści między elfami i krasnoludami skaveni byli nadal pierwszym wrogiem - ale driady i drzewce, te pomniejsze, jak i największy pradrzewiec, które wyszły z lasu, zdawały się nienawidzić wszystkich wrogów po równo. Grad strzał z pobliskich lasów posypał się już po chwili i stało się jasne, że elfy wolą zabić wszystkich, niż bawić się w celowanie. 

Skirhisk pisnął z lekkim przerażeniem, choć większość skavenów żyła i brodziła w krasnoludzkiej krwi. Nienawidził drzew. A zwłaszcza tych chodzących, rozrywających wrogów na kawałki. Tych drzew nienawidził każdy, kto miał okazję ledwie ujść przed nimi z życiem, a Skirhisk miał tę okazję dawno temu i wolał jej nie powtarzać. Wiać, wiać, trzeba wiać-czmychać! - zawołał, upewniwszy się, że Mysia w bezpiecznych rękach podąża już do skaveńskiej kryjówki.








Skirhisk miał rację; zwykle ją miewał, jeśli chodziło o ocenę sił wroga. Elfy nie umiały wprawdzie biegać aż tak szybko, jak skaveni, ale bez wątpienia lepiej czuły się na powierzchni ziemi od szczuroludzi. Miały większe szanse tu, w sąsiedztwie lasów, gdzie nikt nie mógłby ich doścignąć. Nie-nie, pisnął Skirhisk, uciekać-wiać, żwawo-żwawo!

Krasnoludy, choćby chciały, nie miały dokąd uciekać. Wprawdzie większość skavenów odpuściła już walkę i ruszyła za swoim dowódcą, ale za to elfy dotarły błyskawicznie na miejsce, siekąc każdego, krasnoluda czy szczura. Czarna krew skavenów cuchnęła obrzydliwie. Smród zdawał się rozwścieczać drzewce i driady jeszcze bardziej. Trzask suchych gałęzi i gniewny pomruk - tym razem nie szczuroogra - niosły się echem po okolicy.








Drzewiec rwał kończyny na prawo i lewo. Okrzyki bojowe elfów różniły się od tubalnych głosów krasnoludów i pisków szczuroludzi - brzmiały jak pełna gniewu pieśń, jak szum wiatru, który raz głaszcze po twarzy, a raz uderza lodowatym powiewem. Większość elfich łuczników ruszyła do walki, tylko nieliczni ostrzeliwali jeszcze uciekających z pola walki skavenów.

Mysia, osłaniana przez wytrzymałych wojowników, była chwilowo bezpieczna. Skirhisk z radością zazgrzytał zębami. Choć poległo kilka szczurów, z pewnością ta samica była warta ich krwi. Była warta niemal każdej krwi... no, może poza krwią Skirhiska. Tej by za nią nie przelał, choć budziła w nim sentyment na tyle, na ile takie uczucie było możliwe u skavena.






Odgłosy walki powoli cichły; Skirhisk nie wiedział, czy to z powodu śmierci większości krasnoludów i kilku pechowych skavenów, którzy zostali w tyle, czy też z powodu odległości. Kiedy zarządzał odwrót, rzadko oglądał się za siebie. Każdy szczuroczłek biegł ile sił w łapkach, potężne kroki Fuzza Niszczyciela wtórowały bezgłośnym niemal krokom pomniejszych szczurków. 

Kryjówka znajdowała się niedaleko. Skirhisk zdecydował się spojrzeć za siebie. Z niepokojem dostrzegł, że mała grupka elfów zaprzestała wyrzynania krasnoludów i ruszyła śladem skavenów. Większość z nich posiadała złowrogie długie łuki, choć chwilowo z nich nie strzelano. Wrogowie poruszali się szybko i o zgrozo, były wśród nich i te parszywe, ożywione drzewa! Dowódca przyspieszył kroku. Wiedział, że cel jest blisko, ale nigdy nie oddychał z ulgą wcześniej niż wtedy, gdy obiema nogami dotykał wilgotnej, śmierdzącej ziemi w skaveńskiej norze. 

Gdy pierwsza strzała świsnęła mu koło ucha, pisnął z przerażeniem i przyspieszył. Upadł jednak na ziemię, potknąwszy się o kamień. Na chwilę zakręciło mu się w głowie. Czuł rosnący strach i oddech wroga na karku. Wiedział, że jeśli dojdzie do walki, może nie wyjść z niej żywy. Z ulgą odprowadził wzrokiem Mysię, która znikała już bezpiecznie wraz z eskortą za wzgórzem. Przynajmniej tyle dobrego. Wypełnił swoje zadanie. Teraz on, Śmierciomistrz Skirhisk, przejdzie do historii. 

Żywy lub martwy... 









5 komentarzy:

  1. Ale fotków! Od groma. Fajnie się razem prezentują makiety i ludki. Społeczność blogowa domaga się więcej raportów :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny raport i piękna Mysia :-) Świetny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też chcę więcej!!!! Piękne figurki z pięknym terenem!! Epickie pasuję jak ulał:)

    OdpowiedzUsuń
  4. "End Times Vol. 6 - The Mouse of Doom" ;)

    OdpowiedzUsuń