Prawdopodobnie absolutnie nikt nie dał się nabrać na mój wczorajszy żart primaaprilisowy, co nie było zresztą specjalnie dużym zaskoczeniem dla mnie, biorąc pod uwagę, że był szyty dość grubymi nićmi.
Niemniej jednak, dzisiaj już oficjalnie ogłaszam, że nie był to w żadnej mierze blogowy post na poważnie, a o moich prawdziwych dalszych figurkowych planach jeszcze napiszę w najbliższych dniach.
Tymczasem zapraszam, w ramach ciekawostki - jeżeli kogoś to interesuje - do przeglądu wczorajszych paździerzaków już zupełnie na serio, gdyż paradoksalnie część z nich ma stosunkowo "bogatą" historię, a niektóre są powiązane z początkami mojego figurkowego hobby.
[Dla porządku zaznaczam, że zachowałem kolejność figurek z wczorajszego posta.]
- uszkodzony plastikowy krasnolud z V. ed. WFB umieszczony na "kozicy", prawdopodobnie jakiejś pamiątce z Tatrzańskiego Parku Narodowego, czy coś w tym stylu - dostałem ją kiedyś od znajomego (konwersja i malowanie jego autorstwa) wraz małym krasnoludzkim "bitzboxem":
- "Pan Groszek" (nazwa oryginalna i autentyczna), czyli konwersja autorstwa mojego brata, z użyciem "baryłki piątoedycyjnej" i jakiejś taniej masy modelarskiej - mam nadzieję, że Warboss Krzychu nie nabije mojej głowy na pal w palisadzie wokół swej orczej osady za karę za moją zuchwałość w publikowaniu jego prac, ale na jego usprawiedliwienie dodam, że tworząc tę pierwszą swoją konwersję był we wczesnej podstawówce:
- plastikowy goblin z IV. ed. - jedna z pierwszych moich figurek w ogóle i pierwszych pomalowanych (do malowania użyłem jakiś paździerzowych emalii do modeli samolotów) - to jedna z tych, o których wspominałem w MMaK w odpowiedzi na pierwsze pytanie, zakupionych jeszcze w nieistniejącym sklepie na bazarku na warszawskich Bielanach przy ul. Broniewskiego, róg Duracza:
- Warboss Krzychu ostrzy już pal i szykuje liny do rozerwania mnie dzikami, gdyż przedstawiam tu kolejne jego bardzo wczesne dzieło, czyli modelinowego squiga, biorącego na początku lat dwutysięcznych w naszych pierwszych bitwach mordheimowych, kiedy to figurek mieliśmy jak na lekarstwo... brat zresztą nie ma co się wstydzić, ja wtedy grałem w Mordheim... jaszczuroludźmi z Lustrii, które zapewne trafiły do Miasta Potępionych wraz z bandą Amazonek... było megapaździerzowo, ale miło i z sentymentem wspominam te czasy!:
- efekt testowania przez Natalię masy modelarskiej ProCreate, którą swego czasu kupowaliśmy zamiast tradycyjnego Green Stuffu - ma mordkę zombiaka, więc chyba można ostrożnie przyjąć, że to jakiś rodzaj bezrękiego, zakapturzonego ożywieńca:
- mały plastikowy byczek, czyli przywieszka do jakiegoś dawno wypitego hiszpańskiego wina:
- ludek z "jajka niespodzianki" - jakimś cudem przetrwał od czasów dzieciństwa:
- kiedyś bym się wstydził napisać, co zaraz napiszę, ale w sumie nabrałem już na tyle dużego dystansu do siebie, że napiszę bez ogródek: to prezent dla Natalii, który dałem jej w okolicach 2003-2004 r., czyli niedługo po tym, jak się poznaliśmy - to były czasy, kiedy ja malowałem, a Natalia dopiero startowała w hobby pod moim wpływem. Mam nadzieję, że nie wywoła u Was raka informacja, że utożsamiałem się z tą figurką i miała przypominać mnie (na długich włosach i zaroście podobieństwo do ówczesnego mnie się chyba kończy) :P:
Nie ma się czego wstydzić! Paździerzowy Hak w świetle swojej historii urzeka i rozczula :)
OdpowiedzUsuńW sumie kawał historii i kilka białych kruków :)
OdpowiedzUsuńTego wojownika to ja szanuję, choćby za lakierowany na błysk łuk i bursztyn na podstawce ;) Dostałam go na imieniny, czyli w grudniu 2003. Byliśmy razem ze 2 tygodnie i już dostałam figurkę w prezencie ;)
OdpowiedzUsuńA ten ludek z PC miał być chyba jakimś nekrosem. Ma nawet na ramieniu czacho-chowańca. Straszny kasztan, nie powinnam się brać za lepienie :P
Squig z modeliny wzbudza respekt. Baryłka na kozicy mnie zabiła :)
OdpowiedzUsuńKto nie ma na swoim koncie takich tworów, niech pierwszy rzuci kamieniem :) Miło było mi popatrzeć.
OdpowiedzUsuńJaki ten squig przekroczy!
OdpowiedzUsuńPrzeuroczy damnit :)
UsuńPrawdziwy Pokemon.
Usuń