Heinrich Wiesmann
Marie była zawsze ukochaną siostrą Gerharda. Wprawdzie dla rodu takiego jak Hartmannowie kobiety nie znaczyły wiele, lecz mimo wszystko otaczano je czcią i szacunkiem. Młodsza kilka lat Marie była dla Gerharda oczkiem w głowie. Żaden mężczyzna, którego on nie zaaprobował, nie miał prawa się o nią starać. Wprawdzie kilku próbowało, szybko jednak zrozumieli, że Gerhard ma twarde pięści i równie twardy charakter. Wspólnie z ojcem znalazł dla siostry idealnego męża – Alberta Wiesmanna, posiadacza rozległych ziem kilka mil od Sturmbergheim. Dziedzicem tych ziem miał zostać narodzony rok później syn – Heinrich.
Gerhard z radością zapraszał do domu swego siostrzeńca. Heinrich jako chłopiec spędzał czas głównie z Paulem i Karlem, często też ze swymi stryjecznymi braćmi. Jako jedynakowi zawsze jednak towarzyszyło mu jakieś poczucie samotności i wyobcowania. Nie mógł pozwolić sobie na wybryki jak Paul, a ojciec nie pozwalał mu chodzić na polowania z Karlem i kuzynami. Marie zaczęła nawet skarżyć się bratu, że jej syn staje się z wiekiem coraz smutniejszy, stroni od towarzystwa i choć prace na roli wykonuje sumiennie, to zdarza mu się zamyślić na dłuższą chwilę i wówczas postępuje nieuważnie. Gerhard czuł, że Heinricha przytłacza odpowiedzialność i brak mu młodzieńczych rozrywek, ale wiedział, że nie powinien wprost krytykować Alberta.
Jednak wyprawa do Mordheim stała się świetną okazją, by Heinrich posmakował nieco świata i przygód. Gerhard miał świetny pretekst – potrzebował ludzi. Albert nie śmiał zaprotestować, choć nie był tym pomysłem zachwycony. Marie, choć przepłakała noc ze strachu o jedynego syna, w duchu cieszyła się jego szczęściem. W dniu, kiedy wyruszali, po raz pierwszy od dawna Heinrich się uśmiechał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz