Jedna z figurek, którą zmalowałam na wyjeździe prócz skavenów i zapomniałam o niej z różnych, niekoniecznie wesołych powodów po powrocie. Niestety posiadanie szczurów innych niż te w skali 28 mm na kwadratowych podstawkach wiąże się z różnymi zdarzeniami - również chorobami, wizytami u weterynarza i śmiercią... po kilku trudnych dniach przypomniałam sobie o blogu i figurkach, zwłaszcza że moje skaveny wygrały Modelarską Mobilizację ;) Wracam więc do weselszych spraw tego świata i prezentuję Gimliego.
Z Gimlim była w ogóle śmieszna sprawa, bo równolegle malowałam inną figurkę krasnoluda, z WFB oraz garłacznika z Umbry Turris. Miałam więc trzy różne krasnoludy, każdy z innej bajki, a Gimli także z nieco innej skali i w innych proporcjach (mówiłam już, że lubię krasnoludy z LotRa za posiadanie kolan?). Zapomniałam też spakować farbki catachan green, której zwykle używam do płaszczy w lotrowych modelach. Musiałam więc dotrzeć do tego koloru mieszając inne. Myślę jednak, że efekt jest nienajgorszy, więc zapraszam do obejrzenia :)
Malowanie genialne, płaszcz kosi mazaki ( świetnie i z wyczuciem rozjaśniony), pozostała część garderoby daje analogiczny efekt - fajny kawałek malowania.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam