Raggrim przeczuwał, że odnajdzie w Mordheim coś innego, niż skarby - coś, czego wcale nie chciał szukać. Niewiele nowin docierało ze świata do górskich twierdz krasnoludów, lecz nowinę o zagładzie Mordheim słyszano już wszędzie. Dlatego Raggrim niechętnie zgodził się na wyprawę z Burgnirem, lecz nie odmawia się bratu - zwłaszcza starszemu. Wojownik, który lęka się walki, nie jest wojownikiem, powiadał ich ojciec za życia. A Raggrim urodził się, by zostać wojownikiem, jak każdy inny krasnolud z ich rodu.
Śmierć nie spieszyła się zbytnio, by go odnaleźć, lecz deptała mu po piętach. Gdy wreszcie spotkał się z nią oko w oko - przyjęła tym razem postać zwierzoczłeka - zrozumiał, że oto nadeszła jego chwila. Uniósł topór, by zadać ostatni cios przeciwnikowi, lecz czuł, że w zamian otrzyma cios tak potężny, iż już się po nim nie podniesie. Upadł wprost pod nogi swego brata. Wysoko ponad posiwiałą głową Burgnira rozpościerało się ciemne, nieprzyjazne niebo. Raggrim otworzył usta z wysiłkiem.
- Nic nie mów - powiedział szybko jego pobladły brat. - To był zabójczy cios.
- Wiem... że to... już koniec... - wykrztusił Raggrim. - Pochowaj... mnie... bracie...
- Dołączysz do naszych przodków - odrzekł Burgnir i to były ostatnie słowa, które Raggrim usłyszał.
Znajdował się bez wątpienia ciągle w Mordheim. W Mordheim, na przeklętej, splugawionej ziemi. Wokół panował mrok i chłód bijący od starych grobowców. A więc pochowali go... a przynajmniej próbowali, bo leżał na gołej ziemi, a nie pod nią. Lecz co się stało, że jednak przeżył?
- "Przeżył" to za dużo powiedziane - odezwał się chrapliwy głos zza jego pleców. - Ty tylko wstałeś, a to już nie twoja, a moja zasługa.
Raggrim odwrócił się z wysiłkiem. Jego ciało odmawiało posłuszeństwa, było poharatane, bezradne, choć nie czuło już bólu. Kierowała nim jakaś inna, nie jego własna, siła. Nie rozumiał, co się dzieje.
- Nie przejmuj się - uśmiechnął się nekromanta. - Będziesz jeszcze miał okazję do niejednej walki.
Śmierć nie spieszyła się zbytnio, by go odnaleźć, lecz deptała mu po piętach. Gdy wreszcie spotkał się z nią oko w oko - przyjęła tym razem postać zwierzoczłeka - zrozumiał, że oto nadeszła jego chwila. Uniósł topór, by zadać ostatni cios przeciwnikowi, lecz czuł, że w zamian otrzyma cios tak potężny, iż już się po nim nie podniesie. Upadł wprost pod nogi swego brata. Wysoko ponad posiwiałą głową Burgnira rozpościerało się ciemne, nieprzyjazne niebo. Raggrim otworzył usta z wysiłkiem.
- Nic nie mów - powiedział szybko jego pobladły brat. - To był zabójczy cios.
- Wiem... że to... już koniec... - wykrztusił Raggrim. - Pochowaj... mnie... bracie...
- Dołączysz do naszych przodków - odrzekł Burgnir i to były ostatnie słowa, które Raggrim usłyszał.
***
Przebudzenie zdumiało go niezmiernie. Był niemal pewien, że umarł, a wobec tego przebudzić się powinien, jeśli już, w innym miejscu - wśród złotych korytarzy i sal, w których królują dawni władcy krasnoludów. Nie tutaj, na litość! Znajdował się bez wątpienia ciągle w Mordheim. W Mordheim, na przeklętej, splugawionej ziemi. Wokół panował mrok i chłód bijący od starych grobowców. A więc pochowali go... a przynajmniej próbowali, bo leżał na gołej ziemi, a nie pod nią. Lecz co się stało, że jednak przeżył?
- "Przeżył" to za dużo powiedziane - odezwał się chrapliwy głos zza jego pleców. - Ty tylko wstałeś, a to już nie twoja, a moja zasługa.
Raggrim odwrócił się z wysiłkiem. Jego ciało odmawiało posłuszeństwa, było poharatane, bezradne, choć nie czuło już bólu. Kierowała nim jakaś inna, nie jego własna, siła. Nie rozumiał, co się dzieje.
- Nie przejmuj się - uśmiechnął się nekromanta. - Będziesz jeszcze miał okazję do niejednej walki.
W tytule mowa jest o "upadłym krasnoludzie", ale nie chciałam, żeby był w jakikolwiek sposób mylony z bandą Upadłych z Karak Zorn, stąd dopisek o świcie hrabiego Ludwika. To kolejny zombiak z serii zaległych i brakujących do kolekcji z Mordheim. Smętny i z miną zbitego psa, niezbyt już nadający się do czegokolwiek prócz służby mocom ciemności. Zdjęcia też nie wiem, czy do czegokolwiek się nadają, bo też postanowiły służyć ciemności ;/ Światło ostatnio takie, że wszystkie kolory mi spłaszcza. No, może prawie wszystkie. Czekam na nieco dłuższe dni. I zapraszam do obejrzenia :)
Zdjęcia to nie wszystko. Ten model ma wspaniałą historię. Wy Hakostwo umiecie nie tylko malować, ale także wspaniale pisać. Zazdroszczę talentów. Zawsze patrzę i czytam z największą przyjemnością :)
OdpowiedzUsuń