Strony

3 grudnia 2012

Yavarael, sługa wampira

Jego pełne imię brzmiało Yavarael Nin' Sernethiel, ale odkąd zaczął pracować dla ludzi, używał tylko pierwszego członu tego imienia. I tak mieli problem z wymówieniem go; po krótkim czasie przyzwyczaił się do tego, stwierdzając, że z samej dumy nie mógłby wyżyć. Nigdy nie był w swojej ojczyźnie, jego rodzina od dawna żyła na wygnaniu, pozwalając sobie na zależność od miernej i po wielokroć gorszej od siebie rasy ludzi. Yavarael przebolał to; wiedział, że może wiele zarobić dzięki ludzkiej naiwności. Jako najemnik był pożądany na niemal wszystkich wyprawach. Prawie każdy chciał mieć zwiadowcę pod ręką, a elf zwiadowca był kimś najbardziej upragnionym. 

Prędzej czy później trafił do Mordheim. To się musiało stać, było mu pisane, jak każda inna wcześniejsza wyprawa. Yavarael nie wierzył w wiele rzeczy, w które wierzyli ludzie, ale w przeznaczenie wierzyć musiał. Potraktował to jednak obojętnie; zbyt wiele widział już okrucieństwa i śmierci, by przejmować się jakimś tam wymarłym miastem ludzi. Jego zadaniem było tropienie wroga i zabijanie go, a nie wdawanie się w rozmyślania nad głupotą tej nędznej rasy. Ludzie interesowali go tylko wtedy, gdy mu płacili; nic więcej od nich nie potrzebował.

Zdarzyło się to pewnej nocy. Ludziom miny zrzedły i nikt z nich nie chciał zapuszczać się o tej porze na cmentarz. To zrozumiałe - ich oczy nie widziały w ciemności i właśnie w ciemności atakowały ich wszystkie urojone lęki. Yavarael widział doskonale i nie bał się. Ze spokojem przyjął swą ostatnią misję. Był szybszy niż wszyscy spotkani dotąd przeciwnicy. Jego refleks, zwinność i zdolności walki nie miały sobie równych. 

Dopóki nie spotkał na swej drodze wampira.

- Jesteś pewien, że chcesz walczyć, elfie? - zapytał uprzejmie wampir, bez trudu uchylając się przed ciosem. - Nie wiem, czy pragnę śmierci kogoś tak zdolnego i zaprawionego w bojach, jak ty.
- Ja natomiast wiem, że pragnę twojej śmierci - syknął Yavarael i zamierzył się znowu, ale ponownie chybił.
- Ach, śmierć - westchnął wampir. - To tylko iluzja. Dla jednych to koniec, dla innych początek drogi... lecz zawróć, jeśli nie chcesz, by ta droga była dla ciebie wyboista. Ci, którzy służą mi po śmierci, tracą wszystkie zdolności, które mieli za życia. 
- To mnie nie dotyczy - odparł elf. - Nie będę ci służył. 
- Zdecydowałem inaczej - odrzekł wampir i w mgnieniu oka przeszył Yavaraela mieczem.

Gdy nadszedł świt, Yavarael otworzył oczy. Wiedział już, że wampir miał rację. Śmierć była początkiem nowej drogi - drogi, której on, Yavarael, nigdy nie chciał wybierać...

I doszliśmy do ostatniego zombiaka z zaległych: elfa. Elf-zombie to dość smutny widok, podobnie jak krasnolud... ale jak każdy inny truposz, i on mógł wpaść w sidła nekromanty. Figurka zawsze mi się podobała, więc z chęcią ją pomalowałam. Światło standardowo robiło psikusy na zdjęciach, ale trudno. Kto chce, niech obejrzy bandę na żywo ;) Mam nadzieję, że zagram nią kiedyś w jakimś turnieju, a wtedy na pewno nie zapomnę o zombiakach... zapraszam do obejrzenia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz