Dziś figurka, której jeszcze nie
miałam okazji malować, choć mamy ją w swoich zbiorach. Nawet nie
została odpakowana ;) Nie uważam tego elfa za szczyt piękna,
chociaż klimatem na pewno pasuje do Mordheim. Pewnie kiedyś
pomaluję też naszego, na razie jednak skupiam się na zamówieniu
od dave'a z forum Azylium, bo obejmuje ono sporo figurek (wśród
nich sporo rzadkich figurek). Zaczęłam od najemnych ostrzy, bo nie
było z nimi dużo roboty przy przygotowywaniu, a przed wyjazdem
spieszyłam się, by zabrać jak najwięcej figurek gotowych do
malowania.
Ten elf ma tylko jedną wadę w rzeźbie
– miecz. Skrzynka piwa dla tego, kto zdołał tego miecza nie
złamać (żeby nie było, był już złamany, gdy go dostałam; ale
nawet nasz, niewyjęty z blisterka, ma już miecz mocno wygięty).
Mnie się udało go przykleić, mam nadzieję, że będzie się
trzymać dobrze. Poza tym nie stanowił on problemu, to znaczy... o
ile nie uznać za problem płaszcza, ale przecież nie mogę tak
narzekać na każde wyzwanie ;) Kolorystyka standardowo elfia, różne
odcienie zielonego, zarówno żywe (szmaragd na kamieniach), jak i te
bardziej „zgniłe”. I brązy, w dużej ilości. Mam nadzieję, że
spodoba się zarówno właścicielowi, jak i Wam – zapraszam do
obejrzenia :)
Muszę się zapisać do ciebie na warsztat jak malować tak tkaniny
OdpowiedzUsuńStaś
Spoko, w razie czego mogę zawsze udzielić paru rad :)
OdpowiedzUsuń