Udało mi się wybrać na pierwszy od
ponad roku turniej Mordheim! No, nie odbywało się ich w tym czasie
tak wiele. Niedawno był jakiś turniej-widmo (w sensie, że mało
rozpropagowany – myślę, że jednak się odbył) w Krakowie, ale
niestety nikt ze znanych mi osób tam się nie wybrał, więc nie
wiem, jak było. Lublin dawno już niczego nie organizował. Zgierz w
tym roku każe nam czekać, ale mam nadzieję, że się doczekamy.
Nam też dużo czasu zajęło zorganizowanie kolejnego turnieju –
ponad półtora roku. Za jakiegoś wielkiego organizatora się nie
uważam. Pisałam wstawki fabularne i scenariusze (ale nie tę drugą,
kompromisową wersję ;)). Poza tym udałam się tam jako zwykły
gracz z nową bandą Sióstr Sigmara.
Moja rozpiska prezentowała się
następująco:
Sister Matriarch: młot sigmarycki, młot
Augur: dwa sztylety, proca
Sister Superior: młot sigmarycki, młot
Sister Superior: stalowy bicz, młot
Sister Superior: stalowy bicz, młot
Novice x2: sztylet, młot
Sigmarite Sister x2: dwa młoty, proca
Novice x3: dwa sztylety
Ogre: miecz, pałka
Siostry można zrobić oczywiście dużo
liczniejsze lub lepiej uzbrojone, ale bardzo chciałam ogra, a przy
tym uważam, że przy dość tanich broniach specjalnych, jak młotki
sigmaryckie czy stalowe bicze nie ma co rezygnować z klimatu. Poza
tym im liczniejsza banda, tym gorzej zarabia. Kolejnym razem chyba to
wezmę do serca jeszcze bardziej i zrobię sobie dziewiątkę, choć
to nie zarobki były w tym turnieju problemem.
I bitwa – Deszcz ryb (Przeciwnik:
Myszon i Łowcy Czarownic)
Miałam nadzieję na starcie z Chaosem,
którego trochę było – dwie bandy Karnawału i jedna Opętanych,
prócz tego dwie Zwierzoludzi. Gdzie tam... rating bandy, którą
przedstawiłam, wynosi 129, a to w pierwszej bitwie nijak ma się do
standardowej rozpiski band Chaosu. Trafiłam na łowców czarownic.
Nie powiem, ogarnął mnie smutek. Tłuc się o to, kto jest bardziej
sigmarycki? W dodatku wraz z przeciwnikiem wyrzuciliśmy tę samą,
najmniej przydatną modlitwę. Przyznam, że nie lubię grać
przeciwko łowcom czarownic, jakąkolwiek bandą.
Scenariusz to zmodyfikowany Wyrdstone
Hunt, w którym z nieba lecą różne ryby, mniej lub bardziej
przyjemne. Miałam nadzieję, że pospada trochę szczupaków. Ale
ryby ogólnie słabo leciały. Na sąsiednim stole szczupaki zagryzły
pięciu ludków. U nas to raczej ludki zagryzały szczupaki
(zwłaszcza psom smakowały). Skupiłam się na zbieraniu Wyrdstona,
przygotowana na słabą eksplorację. Same walki nie były jakoś
koszmarne. Strzelanie mnie nie zawiodło – było słabe, ale ślepa
augurka ustrzeliła jednego fanatyka z procy, za co udało jej się
zarobić wielki awans do Ld (tyle wygrać!). Niestety siostry
walczyły dobrze, ale nie dość dobrze. Wyeliminowały całkiem
sporo ludków przeciwnika (chyba niecałą połowę), ale ostatecznie
podjęły decyzję o ucieczce, by zminimalizować straty. Jedyną
dużą stratą okazał się ogr. Na szczęście zarobek był
przyzwoity, bo zbierałam Wyrdston uparcie i ogra udało się
odkupić.
II bitwa – Powodziowa katastrofa
(Przeciwnik: Domingo i Orkowie)
Po odkupieniu ogra zostało mi jeszcze
oszałamiająco dużo pieniędzy. Wystarczyło na aż pięć proc!
Dla siostrzyczek z BS2 lub 3... Nikt nie spodziewał się
sigmaryckiej inkwizycji ani tego, że to właśnie te proce zrobią w
tym scenariuszu rzeź. Szkoda, że to szczęście przypadło na
scenariusz, w którym nie rzuca się testów rozbicia i w związku z
tym zrobiłam rzeź zakończoną remisem.
Scenariusz to Occupy, a więc
zajmowanie domków. Plus podnoszący się stale poziom wody,
zmuszający do uciekania na wyższe poziomy miasta. Z tym drugim nie
miałam w ogóle problemów, bo wybrałam stronę, po której już w
drugiej turze mogłam wbiec na piętro i niczym się nie przejmować.
Trzy panie miały zajmować wieżę, reszta udała się do wielkiego
budynku, w którym mogła pomieścić się swobodnie cała banda, a
poza tym był ładnie obstawiony kładkami, z których mogłam iść
do kolejnych ruin. Część orków wybrała bardziej ryzykowną opcję
– postanowili brnąć przez wodę. To ich jakoś mocno nie zgubiło.
Bardziej to, że nie wzięli ze sobą trolla, który zajmował
najdalszy budynek i jedynie co jakiś czas nie zdawał głupoty. Oraz
to, że postanowili wybrać się do wieży, którą zajmowały dwie
nowicjuszki i zwykła, szeregowa siostra. Wszystkie uzbrojone w
proce. W dużym budynku również wystawiły się w oknach dwie
panie, z równie oszałamiającymi zdolnościami do strzelania (jedna
nawet ślepa). Powiał chyba jakiś spaczeniowy wiatr, bo nagle te
proce zaczęły po prostu trafiać. I ranić. I zabijać. Szczytem
było, że nowicjuszka z BS2 zdjęła w jednej turze szamana orków i
goblina. Z tej grupki orków, która wybrała się na podbój wieży,
został jeden. Niestety nie zdołałam go ubić ani z procy, ani w
walce, więc wtarabanił się do wieży i w walce o tę wieżę był remis.
Na sąsiedniej posesji również sporo
się strzelało. Ork i goblin też próbowali, ale zdziałali
niewiele. Siostry zdołały kogoś ubić, kogoś innego strącić na
sam dół, ogr pobiegł po kładkach i dobił innego leżącego.
Niestety jakiś samotny goblin, który spadł na drugą stronę i nie
zdążyłam do niego dobiec, zdołał się wczołgać na piętro i tu
też był remis. Zdobyliśmy z przeciwnikiem po jednym budynku, dwa
zostały nierozstrzygnięte, a jeden całkiem pusty (żałuję, że
nie próbowałam tam skakać z wieży, mogło się udać, a
niepowodzenie nie sprawiłoby różnicy). Remis był 11:9 dla mnie,
bo modeli po drugiej stronie zostało chyba 4, u mnie zaś nie zeszło
nic. Jedna z nowicjuszek zasłużenie awansowała na bohaterkę.
Eksploracja była piękna, siostry znalazły w warsztacie rusznikarza
parę pojedynkowych pistoletów, które sprzedały, bo Sigmar nie
pozwala kobietom używać broni palnej.
III bitwa – Kto sieje wiatr...
(Przeciwnik: Dwalthrim i Middenheim)
Choć poprzednia bitwa zakończyła się
remisem, to zarobki i awans nowicjuszki sprawiły, że czułam, jakby
wygrała. Miałam bardzo pozytywne nastawienie, mimo że scenariusz z
wiatrami został zmieniony przez ludzi obawiających się, że wiatr
będzie robił straszne rzeczy ;) W rezultacie u nas było wyjątkowo
bezwietrznie, bo wiatr wiał tylko na wyniku 1-2. Właściwie
graliśmy zwykły Chance Encounter, bo wichurę uświadczyliśmy
chyba jedynie w dwóch turach :) Middenheimu bałam się o tyle, że
był tam garłacz, zresztą wypalił, ale na szczęście nie
zadał mi aż tak wielkich strat. Graliśmy na dość ciekawym stole,
wzdłuż którego biegły mury miejskie, jeszcze niedokończone przez
Tomka, ale już przyniesione na turniej (polecam patrzeć i podziwiać). Fajny stół, choć chyba
nie wykorzystaliśmy go w pełni, bo było jeszcze sporo ciekawych
makiet po bokach. Ale zarówno panom, jak i paniom zachciało się
walki ;)
Jak wspomniałam, na początku było
dość bezwietrznie. Szliśmy więc do tej walki, trzeba było
konkretnie działać, bo pizza była w drodze, a wszystkim chciało
się już jeść ;) Garłacz przewrócił parę sióstr, ale wkrótce
potem jego posiadacz został zaatakowany. Walki były w miarę
wyrównane. Oczywiście wiatr zaczął wiać akurat w turze, w której
doszło do pierwszych szarż, ale niewiele złego zrobił. Po obu
stronach padło ładnych kilka modeli, niemniej Stasiek zdawał test
rozbicia jako pierwszy i go nie zdał. Mnie dało to zwycięstwo
16:4. W sumie jedyne zwycięstwo w tym turnieju ;)
U mnie padła augurka i jedna z
nowicjuszek. Jakiś wielki żal z augurką to nie był, bo i tani
sprzęt miała, i sama była tania, a awans do Ld nie był zbyt
cenny. Mogłam ją odkupić, choć nie odkupiłam już nowicjuszki.
Ale było przyzwoicie, ogr opłacony, 12 sióstr gotowych do boju. I
oto nadszedł TEN moment...
IV bitwa – Zostawieni na lodzie
(Przeciwnik: Nahar i Marienburg)
Straszna bitwa. Przeczuwałam, że taka
będzie. Że będzie długa, wiedziałam. Nie lubię Marienburga. To
nie wina Nahara ani żadnego innego gracza, który gra Marienburgiem.
Wybaczcie. Nie lubię Waszej ulubionej bandy. Nie lubię tego, że
bitwa zawsze wjeżdża na przerwę i nie da się, po prostu się nie
da skończyć grać o odpowiedniej porze. I to przy szczerych
staraniach obu stron, bo niemożliwe, żeby wszyscy miłośnicy tej
bandy grali na zwłokę. Nie. To nie ich wina. To jakieś
przekleństwo bogactwa Marienburczyków.
Wylałam żółć, to przejdę do
konkretów ;) Scenariusz to The Pool z Annuala, urozmaicony o zjawiska pogodowe. U nas jeziorko z
Wyrdstonem było zamarznięte i trzeba było lód skuwać. Siostry
nawet się nie podjęły wyzwania, bo milion kusz i garłaczy po
drugiej stronie raczej średnio je do tego zachęcał ;) Kryły
się w budynkach, próbując za wszelką cenę skryć się przed
strzelcami i czekając na konkretną walkę. Ukrycie się przed
strzelcami nie było aż takie trudne. Co do walki... nie powiem, było kilka momentów. Świeża
augurka i jej przyjaciółka nowicjuszka zrobiły diving charge i to
udany. Nahar chyba bał się najbardziej tej augurki. Faktycznie,
ślepa psychopatka ubiła kilku ludzi, ale na miano postrachu raczej
nie zasłużyła ;) Dla mnie najgorszym postrachem był świeży
warlock z Mieczem Rehzebela i drugim czarem... no jakim? No,
szczęściem, a co. Aby wyjaśnić: ta kombinacja ucina głowy
weteranom. Słaby w walce czarnoksiężnik dostaje taką moc, że
nawet w ostatniej bitwie w Karak Zorn (bandy po kilkunastu bitwach)
zrobił straszną sieczkę w mojej bandzie. I tutaj znów stało się to
samo. Ubiłam go w końcu, ale trzeba było kilku sióstr na to, bo
długo się bronił.
Nie chciałam jednak rezygnować z
bitwy, choć sióstr schodziło coraz więcej, bo i mnie udawało się
zdejmować Marienburczyków i po obu stronach już był zdawany test
rozbicia. Poddałam się dopiero, gdy z bohaterek została tylko
matka przełożona, bo bez żadnych wydobytych spod lodu Wyrdstonów moja eksploracja
byłaby tragiczna, gdybym straciła wszystkie bohaterki. Ale to nie
ona była tragiczna, tylko rzuty na przeżycie. Z 12 modeli zginęło 5. W tym nowicjuszka-bohaterka i ogr. Po prostu było źle.
Eksploracja była najlepsza możliwa w tych warunkach, bo rzut 6 dał
mi przynajmniej dwa Wyrdstony, a przy tak przetrzebionej bandzie
zarobek nie był zły, ale na odkupienie tak ogromnych strat rzecz
jasna nie wystarczyło. Nie ukrywam, byłam bliska załamania nad
takim wynikiem bitwy. Sama bitwa była naprawdę w porządku, choć o
jakieś 20 minut za długa, ale konsekwencje mogłyby dobić
największego optymistę. Zachciałoby się zawołać: gdzie był Sigmar?!
V bitwa – Mgła (Przeciwnik: Pan Ryba
i Zwierzoludzie)
Tu już nie bardzo było co zbierać.
Po kupieniu trzech świeżych nowicjuszek liczebność bandy wynosiła
smętne 10. Smutno i przykro było bez młodej nowicjuszki, która
ledwo awansowała na bohaterkę, a już ją zabito. Bez ogra było
jeszcze smutniej. Ogólne zmęczenie i przygnębienie sprawiło, że
siostrzyczki mało troszczyły się o rozrywkę Zwierzoludzi i
czekały cierpliwie na rozwój sytuacji, tzn. określenie, z której
strony nadchodzić miała mgła. I tak czuły, że to wszystko już
niedługo potrwa... i miały rację.
Scenariusz jest przerobionym na modłę
Kinga (Stephena, nie Williama ;)) scenariuszem „Avalanche!” z
BtB. Złowieszcza mgła pochłania każdego, kogo dosięgnie. W
założeniu – fajny klimat, a dodatkowo dość szybki scenariusz,
który nadrobi ewentualne obsuwy czasowe z wcześniejszych bitew
(wszak na turnieju musimy na to patrzeć). Obawiam się, że miałam
trochę zepsutą zabawę przez konsekwencje poprzedniej bitwy, zmęczenie też
zrobiło swoje i nie byłam w 100% formie, choć grałam do samego
końca, do ostatniego ludka, ostatniej epickiej walki. Nawet zdając
test rozbicia i all alone. Tak więc o tym, że się jakoś poddałam,
też nie ma co mówić.
Zwierzoludziom jednak udało się
otoczyć siostry. Szybko biegają, więc nie ma co się dziwić. Trzy
psy stanęły na granicy, na której mgła się zatrzymuje, a
niestety zdejmowałam te psy nie dość szybko. Jak pech, to pech.
Zdjęłam odpowiednio dużo zwierzaków (trochę pomogła mgła), by
przeciwnik musiał zdawać test rozbicia, ale posiadał unholy relic,
co odebrało mi ostatnią szansę na zwycięstwo. W kolejnej turze
siostry zostały już zmiecione, ale uwieczniliśmy ostatni moment
walki, bo nie uciekły do samego końca!
Podsumowując: trzecie miejsce od końca
to nie jest marzenie gracza. Dzięki wysypowi nagród od sponsorów
nie wyszłam jednak z pustymi rękami. Poza tym bawiłam się dobrze,
wygrałam konkurs malarski (jakieś odpakowanie nagrody na blogu
muszę zrobić, bo figurkę dostałam świetną), więc czego chcieć
więcej? Mam nadzieję, że jeszcze nieraz zagram w jakimś turnieju.
I może jeszcze kiedyś do jakiegoś przyłożę się w ten sam
skromny scenariuszowo - fabularny sposób. Jak zwykle dużo
inspiracji stamtąd wyniosłam, dużo wspomnień i dużo radości :)
Bardzo więc dziękuję moim przeciwnikom, organizatorom, wszystkim
graczom i innym ludziom, dzięki którym turniej mógł się odbyć.
Do zobaczenia na kolejnej takiej imprezie :)
Bardzo fajna relacja! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawa relacja, piękne tereny i jeszcze piękniejsze ludki :-)
OdpowiedzUsuńKonkretna relacja! Aż się prosi o więcej zdjęć :)
OdpowiedzUsuńWięcej zdjęć jest na stronie DT (http://debowatarcza.vot.pl/turnieje/category/232-ryby-turniej-mordheim-galeria) - ja tylko wybrałam te, które mi pasowały do moich bitew :)
Usuń