10 czerwca 2015

Subiektywna relacja z turnieju Mordheim "Ryby i inne zjawiska pogodowe" (31.05.2015) - okiem gracza

Udało mi się wybrać na pierwszy od ponad roku turniej Mordheim! No, nie odbywało się ich w tym czasie tak wiele. Niedawno był jakiś turniej-widmo (w sensie, że mało rozpropagowany – myślę, że jednak się odbył) w Krakowie, ale niestety nikt ze znanych mi osób tam się nie wybrał, więc nie wiem, jak było. Lublin dawno już niczego nie organizował. Zgierz w tym roku każe nam czekać, ale mam nadzieję, że się doczekamy. Nam też dużo czasu zajęło zorganizowanie kolejnego turnieju – ponad półtora roku. Za jakiegoś wielkiego organizatora się nie uważam. Pisałam wstawki fabularne i scenariusze (ale nie tę drugą, kompromisową wersję ;)). Poza tym udałam się tam jako zwykły gracz z nową bandą Sióstr Sigmara.

Moja rozpiska prezentowała się następująco:

Sister Matriarch: młot sigmarycki, młot
Augur: dwa sztylety, proca
Sister Superior: młot sigmarycki, młot
Sister Superior: stalowy bicz, młot
Sister Superior: stalowy bicz, młot
Novice x2: sztylet, młot
Sigmarite Sister x2: dwa młoty, proca
Novice x3: dwa sztylety
Ogre: miecz, pałka

Siostry można zrobić oczywiście dużo liczniejsze lub lepiej uzbrojone, ale bardzo chciałam ogra, a przy tym uważam, że przy dość tanich broniach specjalnych, jak młotki sigmaryckie czy stalowe bicze nie ma co rezygnować z klimatu. Poza tym im liczniejsza banda, tym gorzej zarabia. Kolejnym razem chyba to wezmę do serca jeszcze bardziej i zrobię sobie dziewiątkę, choć to nie zarobki były w tym turnieju problemem.

I bitwa – Deszcz ryb (Przeciwnik: Myszon i Łowcy Czarownic)
Miałam nadzieję na starcie z Chaosem, którego trochę było – dwie bandy Karnawału i jedna Opętanych, prócz tego dwie Zwierzoludzi. Gdzie tam... rating bandy, którą przedstawiłam, wynosi 129, a to w pierwszej bitwie nijak ma się do standardowej rozpiski band Chaosu. Trafiłam na łowców czarownic. Nie powiem, ogarnął mnie smutek. Tłuc się o to, kto jest bardziej sigmarycki? W dodatku wraz z przeciwnikiem wyrzuciliśmy tę samą, najmniej przydatną modlitwę. Przyznam, że nie lubię grać przeciwko łowcom czarownic, jakąkolwiek bandą.



Scenariusz to zmodyfikowany Wyrdstone Hunt, w którym z nieba lecą różne ryby, mniej lub bardziej przyjemne. Miałam nadzieję, że pospada trochę szczupaków. Ale ryby ogólnie słabo leciały. Na sąsiednim stole szczupaki zagryzły pięciu ludków. U nas to raczej ludki zagryzały szczupaki (zwłaszcza psom smakowały). Skupiłam się na zbieraniu Wyrdstona, przygotowana na słabą eksplorację. Same walki nie były jakoś koszmarne. Strzelanie mnie nie zawiodło – było słabe, ale ślepa augurka ustrzeliła jednego fanatyka z procy, za co udało jej się zarobić wielki awans do Ld (tyle wygrać!). Niestety siostry walczyły dobrze, ale nie dość dobrze. Wyeliminowały całkiem sporo ludków przeciwnika (chyba niecałą połowę), ale ostatecznie podjęły decyzję o ucieczce, by zminimalizować straty. Jedyną dużą stratą okazał się ogr. Na szczęście zarobek był przyzwoity, bo zbierałam Wyrdston uparcie i ogra udało się odkupić.

II bitwa – Powodziowa katastrofa (Przeciwnik: Domingo i Orkowie)
Po odkupieniu ogra zostało mi jeszcze oszałamiająco dużo pieniędzy. Wystarczyło na aż pięć proc! Dla siostrzyczek z BS2 lub 3... Nikt nie spodziewał się sigmaryckiej inkwizycji ani tego, że to właśnie te proce zrobią w tym scenariuszu rzeź. Szkoda, że to szczęście przypadło na scenariusz, w którym nie rzuca się testów rozbicia i w związku z tym zrobiłam rzeź zakończoną remisem.

Scenariusz to Occupy, a więc zajmowanie domków. Plus podnoszący się stale poziom wody, zmuszający do uciekania na wyższe poziomy miasta. Z tym drugim nie miałam w ogóle problemów, bo wybrałam stronę, po której już w drugiej turze mogłam wbiec na piętro i niczym się nie przejmować. Trzy panie miały zajmować wieżę, reszta udała się do wielkiego budynku, w którym mogła pomieścić się swobodnie cała banda, a poza tym był ładnie obstawiony kładkami, z których mogłam iść do kolejnych ruin. Część orków wybrała bardziej ryzykowną opcję – postanowili brnąć przez wodę. To ich jakoś mocno nie zgubiło. Bardziej to, że nie wzięli ze sobą trolla, który zajmował najdalszy budynek i jedynie co jakiś czas nie zdawał głupoty. Oraz to, że postanowili wybrać się do wieży, którą zajmowały dwie nowicjuszki i zwykła, szeregowa siostra. Wszystkie uzbrojone w proce. W dużym budynku również wystawiły się w oknach dwie panie, z równie oszałamiającymi zdolnościami do strzelania (jedna nawet ślepa). Powiał chyba jakiś spaczeniowy wiatr, bo nagle te proce zaczęły po prostu trafiać. I ranić. I zabijać. Szczytem było, że nowicjuszka z BS2 zdjęła w jednej turze szamana orków i goblina. Z tej grupki orków, która wybrała się na podbój wieży, został jeden. Niestety nie zdołałam go ubić ani z procy, ani w walce, więc wtarabanił się do wieży i w walce o tę wieżę był remis.



Na sąsiedniej posesji również sporo się strzelało. Ork i goblin też próbowali, ale zdziałali niewiele. Siostry zdołały kogoś ubić, kogoś innego strącić na sam dół, ogr pobiegł po kładkach i dobił innego leżącego. Niestety jakiś samotny goblin, który spadł na drugą stronę i nie zdążyłam do niego dobiec, zdołał się wczołgać na piętro i tu też był remis. Zdobyliśmy z przeciwnikiem po jednym budynku, dwa zostały nierozstrzygnięte, a jeden całkiem pusty (żałuję, że nie próbowałam tam skakać z wieży, mogło się udać, a niepowodzenie nie sprawiłoby różnicy). Remis był 11:9 dla mnie, bo modeli po drugiej stronie zostało chyba 4, u mnie zaś nie zeszło nic. Jedna z nowicjuszek zasłużenie awansowała na bohaterkę. Eksploracja była piękna, siostry znalazły w warsztacie rusznikarza parę pojedynkowych pistoletów, które sprzedały, bo Sigmar nie pozwala kobietom używać broni palnej.

III bitwa – Kto sieje wiatr... (Przeciwnik: Dwalthrim i Middenheim)
Choć poprzednia bitwa zakończyła się remisem, to zarobki i awans nowicjuszki sprawiły, że czułam, jakby wygrała. Miałam bardzo pozytywne nastawienie, mimo że scenariusz z wiatrami został zmieniony przez ludzi obawiających się, że wiatr będzie robił straszne rzeczy ;) W rezultacie u nas było wyjątkowo bezwietrznie, bo wiatr wiał tylko na wyniku 1-2. Właściwie graliśmy zwykły Chance Encounter, bo wichurę uświadczyliśmy chyba jedynie w dwóch turach :) Middenheimu bałam się o tyle, że był tam garłacz, zresztą wypalił, ale na szczęście nie zadał mi aż tak wielkich strat. Graliśmy na dość ciekawym stole, wzdłuż którego biegły mury miejskie, jeszcze niedokończone przez Tomka, ale już przyniesione na turniej (polecam patrzeć i podziwiać). Fajny stół, choć chyba nie wykorzystaliśmy go w pełni, bo było jeszcze sporo ciekawych makiet po bokach. Ale zarówno panom, jak i paniom zachciało się walki ;) 



Jak wspomniałam, na początku było dość bezwietrznie. Szliśmy więc do tej walki, trzeba było konkretnie działać, bo pizza była w drodze, a wszystkim chciało się już jeść ;) Garłacz przewrócił parę sióstr, ale wkrótce potem jego posiadacz został zaatakowany. Walki były w miarę wyrównane. Oczywiście wiatr zaczął wiać akurat w turze, w której doszło do pierwszych szarż, ale niewiele złego zrobił. Po obu stronach padło ładnych kilka modeli, niemniej Stasiek zdawał test rozbicia jako pierwszy i go nie zdał. Mnie dało to zwycięstwo 16:4. W sumie jedyne zwycięstwo w tym turnieju ;) 



U mnie padła augurka i jedna z nowicjuszek. Jakiś wielki żal z augurką to nie był, bo i tani sprzęt miała, i sama była tania, a awans do Ld nie był zbyt cenny. Mogłam ją odkupić, choć nie odkupiłam już nowicjuszki. Ale było przyzwoicie, ogr opłacony, 12 sióstr gotowych do boju. I oto nadszedł TEN moment...

IV bitwa – Zostawieni na lodzie (Przeciwnik: Nahar i Marienburg)
Straszna bitwa. Przeczuwałam, że taka będzie. Że będzie długa, wiedziałam. Nie lubię Marienburga. To nie wina Nahara ani żadnego innego gracza, który gra Marienburgiem. Wybaczcie. Nie lubię Waszej ulubionej bandy. Nie lubię tego, że bitwa zawsze wjeżdża na przerwę i nie da się, po prostu się nie da skończyć grać o odpowiedniej porze. I to przy szczerych staraniach obu stron, bo niemożliwe, żeby wszyscy miłośnicy tej bandy grali na zwłokę. Nie. To nie ich wina. To jakieś przekleństwo bogactwa Marienburczyków. 



Wylałam żółć, to przejdę do konkretów ;) Scenariusz to The Pool z Annuala, urozmaicony o zjawiska pogodowe. U nas jeziorko z Wyrdstonem było zamarznięte i trzeba było lód skuwać. Siostry nawet się nie podjęły wyzwania, bo milion kusz i garłaczy po drugiej stronie raczej średnio je do tego zachęcał ;) Kryły się w budynkach, próbując za wszelką cenę skryć się przed strzelcami i czekając na konkretną walkę. Ukrycie się przed strzelcami nie było aż takie trudne. Co do walki... nie powiem, było kilka momentów. Świeża augurka i jej przyjaciółka nowicjuszka zrobiły diving charge i to udany. Nahar chyba bał się najbardziej tej augurki. Faktycznie, ślepa psychopatka ubiła kilku ludzi, ale na miano postrachu raczej nie zasłużyła ;) Dla mnie najgorszym postrachem był świeży warlock z Mieczem Rehzebela i drugim czarem... no jakim? No, szczęściem, a co. Aby wyjaśnić: ta kombinacja ucina głowy weteranom. Słaby w walce czarnoksiężnik dostaje taką moc, że nawet w ostatniej bitwie w Karak Zorn (bandy po kilkunastu bitwach) zrobił straszną sieczkę w mojej bandzie. I tutaj znów stało się to samo. Ubiłam go w końcu, ale trzeba było kilku sióstr na to, bo długo się bronił. 


 
Nie chciałam jednak rezygnować z bitwy, choć sióstr schodziło coraz więcej, bo i mnie udawało się zdejmować Marienburczyków i po obu stronach już był zdawany test rozbicia. Poddałam się dopiero, gdy z bohaterek została tylko matka przełożona, bo bez żadnych wydobytych spod lodu Wyrdstonów moja eksploracja byłaby tragiczna, gdybym straciła wszystkie bohaterki. Ale to nie ona była tragiczna, tylko rzuty na przeżycie. Z 12 modeli zginęło 5. W tym nowicjuszka-bohaterka i ogr. Po prostu było źle. Eksploracja była najlepsza możliwa w tych warunkach, bo rzut 6 dał mi przynajmniej dwa Wyrdstony, a przy tak przetrzebionej bandzie zarobek nie był zły, ale na odkupienie tak ogromnych strat rzecz jasna nie wystarczyło. Nie ukrywam, byłam bliska załamania nad takim wynikiem bitwy. Sama bitwa była naprawdę w porządku, choć o jakieś 20 minut za długa, ale konsekwencje mogłyby dobić największego optymistę. Zachciałoby się zawołać: gdzie był Sigmar?!

V bitwa – Mgła (Przeciwnik: Pan Ryba i Zwierzoludzie)
Tu już nie bardzo było co zbierać. Po kupieniu trzech świeżych nowicjuszek liczebność bandy wynosiła smętne 10. Smutno i przykro było bez młodej nowicjuszki, która ledwo awansowała na bohaterkę, a już ją zabito. Bez ogra było jeszcze smutniej. Ogólne zmęczenie i przygnębienie sprawiło, że siostrzyczki mało troszczyły się o rozrywkę Zwierzoludzi i czekały cierpliwie na rozwój sytuacji, tzn. określenie, z której strony nadchodzić miała mgła. I tak czuły, że to wszystko już niedługo potrwa... i miały rację. 



Scenariusz jest przerobionym na modłę Kinga (Stephena, nie Williama ;)) scenariuszem „Avalanche!” z BtB. Złowieszcza mgła pochłania każdego, kogo dosięgnie. W założeniu – fajny klimat, a dodatkowo dość szybki scenariusz, który nadrobi ewentualne obsuwy czasowe z wcześniejszych bitew (wszak na turnieju musimy na to patrzeć). Obawiam się, że miałam trochę zepsutą zabawę przez konsekwencje poprzedniej bitwy, zmęczenie też zrobiło swoje i nie byłam w 100% formie, choć grałam do samego końca, do ostatniego ludka, ostatniej epickiej walki. Nawet zdając test rozbicia i all alone. Tak więc o tym, że się jakoś poddałam, też nie ma co mówić.



Zwierzoludziom jednak udało się otoczyć siostry. Szybko biegają, więc nie ma co się dziwić. Trzy psy stanęły na granicy, na której mgła się zatrzymuje, a niestety zdejmowałam te psy nie dość szybko. Jak pech, to pech. Zdjęłam odpowiednio dużo zwierzaków (trochę pomogła mgła), by przeciwnik musiał zdawać test rozbicia, ale posiadał unholy relic, co odebrało mi ostatnią szansę na zwycięstwo. W kolejnej turze siostry zostały już zmiecione, ale uwieczniliśmy ostatni moment walki, bo nie uciekły do samego końca!


Podsumowując: trzecie miejsce od końca to nie jest marzenie gracza. Dzięki wysypowi nagród od sponsorów nie wyszłam jednak z pustymi rękami. Poza tym bawiłam się dobrze, wygrałam konkurs malarski (jakieś odpakowanie nagrody na blogu muszę zrobić, bo figurkę dostałam świetną), więc czego chcieć więcej? Mam nadzieję, że jeszcze nieraz zagram w jakimś turnieju. I może jeszcze kiedyś do jakiegoś przyłożę się w ten sam skromny scenariuszowo - fabularny sposób. Jak zwykle dużo inspiracji stamtąd wyniosłam, dużo wspomnień i dużo radości :) Bardzo więc dziękuję moim przeciwnikom, organizatorom, wszystkim graczom i innym ludziom, dzięki którym turniej mógł się odbyć. Do zobaczenia na kolejnej takiej imprezie :)


4 komentarze:

  1. Bardzo fajna relacja! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa relacja, piękne tereny i jeszcze piękniejsze ludki :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Konkretna relacja! Aż się prosi o więcej zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej zdjęć jest na stronie DT (http://debowatarcza.vot.pl/turnieje/category/232-ryby-turniej-mordheim-galeria) - ja tylko wybrałam te, które mi pasowały do moich bitew :)

      Usuń