Święta minęły w miłej atmosferze, a jak to zwykle bywa, wpadło też trochę prezentów... w większości nie były one figurkowe (za wyjątkiem konnego i pieszego licza od Szwagra - dzięki Krzychu!), ale jedna rzecz okazała się bardzo przydatna. Żeby nie było, nie była ona dla mnie niespodzianką ;) "Zamówiłam" sobie u św. Mikołaja (albo i nie Mikołaja, ale też brodaty) paint station z Hobby Zone. Wielkość średnia, bo największa nie zmieściłaby mi się na biurku. Przed Świętami zrobiłam porządek na biurku i w biurku, więc przyszedł czas na reorganizację miejsca pracy. Teraz będzie porządniej i wygodniej.
Strony
▼
29 grudnia 2012
25 grudnia 2012
Wesołych Świąt!
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy wszystkim naszym Czytelnikom, aby ten błogosławiony czas minął Wam spokojnie, rodzinnie i ciepło wśród osób bliskich, niezależnie od tego, czy wierzycie w narodziny Chrystusa, czy też macie inny pogląd na wiarę. Obyście przeżywali te Święta po swojemu, w spokoju, szczęściu i miłości i niech ta odrobina wolnego czasu sprzyja realizacji wszystkich Waszych planów, nie tylko modelarskich :)
Tego, a także tradycyjnego "zdrowia, szczęścia, pomyślności" życzy Wam wszystkim
Hakostwo, czyli Natalia i Tomek
22 grudnia 2012
Belandysh, Wybraniec Chaosu
Uff! Miałam kupę roboty z tą figurką. Belandysh jest chaosiarzem, do wynajęcia (mało prawdopodobne, bo kosztuje swoje) lub do spotkania w BtB, czego nikomu nie należy życzyć. Facet jest naprawdę mocny, skoro został wybrańcem Chaosu. Tomek złożył tę figurkę kilka lat temu, ale do tej pory nie doczekała się pomalowania. Ostatnio na fali grania w BtB odgrzebałam trochę modeli do tego settingu, więc i czas na Belandysha się znalazł. Roboty na nim za dwie figurki, bo i koń, i jeździec. Malowałam ich oddzielnie, żeby dotrzeć pędzlem wszędzie, gdzie trzeba. I tak nie była to najłatwiejsza praca.
20 grudnia 2012
Hakostwo w nowych szatach!
Po ponad trzech latach regularnego zapełniania treścią naszego bloga przyszedł wreszcie ostatecznie moment, by zająć się również jego formą i zastąpić nowym szablonem dotychczasową, mocno już wysłużoną "skórkę".
14 grudnia 2012
Mały żmij, czyli familiar
Dzisiaj taki mały drobiazg, który zrobiłam dla klimatu do bandy Restless Dead (aczkolwiek nadaje się do każdej bandy, bo w Mordheim każda banda z czarodziejem może familiara mieć). Natchnął mnie do tego czysty przypadek. W rozgrywaniu scenariusza z BtB "Horrors of the Underground" chodzi o to, by w podziemiach znaleźć jajo żmija. Tak się złożyło, że moim trupom się udało, jajo znaleźli, a cudownym zrządzeniem losu po bitwie wykluł się z niego mały żmij, który może robić za familiara. Z racji, że mam dość trudne zaklęcie na liczu, taki przerzut kości do czaru bardzo mi się przyda. Familiar to tylko ekwipunek, nie trzeba mieć figurki... ale ja go sobie zrobiłam :)
10 grudnia 2012
Ściborowa krasnoludka dla Tomka
Ponieważ z warszawskich turniejów Mordheim nikt z pustymi rękami nie wychodzi (tzn. od dwóch turniejów, od kiedy mamy wspaniałych sponsorów), to i Tomkowi dostała się całkiem fajna nagroda, mimo odległego miejsca. Ścibor robi całkiem fajne krasnoludki - amiszowatość brodaczy płci męskiej może się podobać lub nie, ale kobiety akurat zarostu nie mają i dobrze ;) To dość skromna (w sensie, że bez wystawnej zbroi) dziewczyna, ale bardzo ładna i z przyjemnością ją pomalowałam. W sumie nie wiem, do czego Tomek będzie jej używał - Mordheim, WFB czy po prostu będzie ona modelem na półkę. Ale mam nadzieję, że tak czy siak się przyda :)
7 grudnia 2012
Restless WIPs. A jednak zombie!
Jednak przekonałam się do złożenia paru zombiaków do bandy z BtB. Powodów było kilka - chęć posiadania kompletnej bandy, niska dozwolona liczebność trupów (12) połączona z faktem, iż mój nekromanta dostał skilla pozwalającego mu przyzwać k3 zombiaki na bitwę poza limitem... trochę dla klimatu, trochę dla kaprysu, powstały trzy zombiaki. Z perspektywy ostatniej bitwy uważam, że mogłam złożyć jeszcze jednego, ale na razie nie będę tego robić. Jednostka z nich upierdliwa pod względem prędkości, ale bardzo skuteczna i tania. Mimo wszystko szkielety ich nie zastąpią, choć miałam zamiar grać tylko nimi, bez gnijących panów ;)
3 grudnia 2012
Yavarael, sługa wampira
Jego pełne imię brzmiało Yavarael Nin' Sernethiel, ale odkąd zaczął pracować dla ludzi, używał tylko pierwszego członu tego imienia. I tak mieli problem z wymówieniem go; po krótkim czasie przyzwyczaił się do tego, stwierdzając, że z samej dumy nie mógłby wyżyć. Nigdy nie był w swojej ojczyźnie, jego rodzina od dawna żyła na wygnaniu, pozwalając sobie na zależność od miernej i po wielokroć gorszej od siebie rasy ludzi. Yavarael przebolał to; wiedział, że może wiele zarobić dzięki ludzkiej naiwności. Jako najemnik był pożądany na niemal wszystkich wyprawach. Prawie każdy chciał mieć zwiadowcę pod ręką, a elf zwiadowca był kimś najbardziej upragnionym.
Prędzej czy później trafił do Mordheim. To się musiało stać, było mu pisane, jak każda inna wcześniejsza wyprawa. Yavarael nie wierzył w wiele rzeczy, w które wierzyli ludzie, ale w przeznaczenie wierzyć musiał. Potraktował to jednak obojętnie; zbyt wiele widział już okrucieństwa i śmierci, by przejmować się jakimś tam wymarłym miastem ludzi. Jego zadaniem było tropienie wroga i zabijanie go, a nie wdawanie się w rozmyślania nad głupotą tej nędznej rasy. Ludzie interesowali go tylko wtedy, gdy mu płacili; nic więcej od nich nie potrzebował.
Zdarzyło się to pewnej nocy. Ludziom miny zrzedły i nikt z nich nie chciał zapuszczać się o tej porze na cmentarz. To zrozumiałe - ich oczy nie widziały w ciemności i właśnie w ciemności atakowały ich wszystkie urojone lęki. Yavarael widział doskonale i nie bał się. Ze spokojem przyjął swą ostatnią misję. Był szybszy niż wszyscy spotkani dotąd przeciwnicy. Jego refleks, zwinność i zdolności walki nie miały sobie równych.
Dopóki nie spotkał na swej drodze wampira.
- Jesteś pewien, że chcesz walczyć, elfie? - zapytał uprzejmie wampir, bez trudu uchylając się przed ciosem. - Nie wiem, czy pragnę śmierci kogoś tak zdolnego i zaprawionego w bojach, jak ty.
- Ja natomiast wiem, że pragnę twojej śmierci - syknął Yavarael i zamierzył się znowu, ale ponownie chybił.
- Ach, śmierć - westchnął wampir. - To tylko iluzja. Dla jednych to koniec, dla innych początek drogi... lecz zawróć, jeśli nie chcesz, by ta droga była dla ciebie wyboista. Ci, którzy służą mi po śmierci, tracą wszystkie zdolności, które mieli za życia.
- To mnie nie dotyczy - odparł elf. - Nie będę ci służył.
- Zdecydowałem inaczej - odrzekł wampir i w mgnieniu oka przeszył Yavaraela mieczem.
Gdy nadszedł świt, Yavarael otworzył oczy. Wiedział już, że wampir miał rację. Śmierć była początkiem nowej drogi - drogi, której on, Yavarael, nigdy nie chciał wybierać...
1 grudnia 2012
Raggrim, upadły krasnolud ze świty hrabiego Ludwika
Raggrim przeczuwał, że odnajdzie w Mordheim coś innego, niż skarby - coś, czego wcale nie chciał szukać. Niewiele nowin docierało ze świata do górskich twierdz krasnoludów, lecz nowinę o zagładzie Mordheim słyszano już wszędzie. Dlatego Raggrim niechętnie zgodził się na wyprawę z Burgnirem, lecz nie odmawia się bratu - zwłaszcza starszemu. Wojownik, który lęka się walki, nie jest wojownikiem, powiadał ich ojciec za życia. A Raggrim urodził się, by zostać wojownikiem, jak każdy inny krasnolud z ich rodu.
Śmierć nie spieszyła się zbytnio, by go odnaleźć, lecz deptała mu po piętach. Gdy wreszcie spotkał się z nią oko w oko - przyjęła tym razem postać zwierzoczłeka - zrozumiał, że oto nadeszła jego chwila. Uniósł topór, by zadać ostatni cios przeciwnikowi, lecz czuł, że w zamian otrzyma cios tak potężny, iż już się po nim nie podniesie. Upadł wprost pod nogi swego brata. Wysoko ponad posiwiałą głową Burgnira rozpościerało się ciemne, nieprzyjazne niebo. Raggrim otworzył usta z wysiłkiem.
- Nic nie mów - powiedział szybko jego pobladły brat. - To był zabójczy cios.
- Wiem... że to... już koniec... - wykrztusił Raggrim. - Pochowaj... mnie... bracie...
- Dołączysz do naszych przodków - odrzekł Burgnir i to były ostatnie słowa, które Raggrim usłyszał.
Znajdował się bez wątpienia ciągle w Mordheim. W Mordheim, na przeklętej, splugawionej ziemi. Wokół panował mrok i chłód bijący od starych grobowców. A więc pochowali go... a przynajmniej próbowali, bo leżał na gołej ziemi, a nie pod nią. Lecz co się stało, że jednak przeżył?
- "Przeżył" to za dużo powiedziane - odezwał się chrapliwy głos zza jego pleców. - Ty tylko wstałeś, a to już nie twoja, a moja zasługa.
Raggrim odwrócił się z wysiłkiem. Jego ciało odmawiało posłuszeństwa, było poharatane, bezradne, choć nie czuło już bólu. Kierowała nim jakaś inna, nie jego własna, siła. Nie rozumiał, co się dzieje.
- Nie przejmuj się - uśmiechnął się nekromanta. - Będziesz jeszcze miał okazję do niejednej walki.
Śmierć nie spieszyła się zbytnio, by go odnaleźć, lecz deptała mu po piętach. Gdy wreszcie spotkał się z nią oko w oko - przyjęła tym razem postać zwierzoczłeka - zrozumiał, że oto nadeszła jego chwila. Uniósł topór, by zadać ostatni cios przeciwnikowi, lecz czuł, że w zamian otrzyma cios tak potężny, iż już się po nim nie podniesie. Upadł wprost pod nogi swego brata. Wysoko ponad posiwiałą głową Burgnira rozpościerało się ciemne, nieprzyjazne niebo. Raggrim otworzył usta z wysiłkiem.
- Nic nie mów - powiedział szybko jego pobladły brat. - To był zabójczy cios.
- Wiem... że to... już koniec... - wykrztusił Raggrim. - Pochowaj... mnie... bracie...
- Dołączysz do naszych przodków - odrzekł Burgnir i to były ostatnie słowa, które Raggrim usłyszał.
***
Przebudzenie zdumiało go niezmiernie. Był niemal pewien, że umarł, a wobec tego przebudzić się powinien, jeśli już, w innym miejscu - wśród złotych korytarzy i sal, w których królują dawni władcy krasnoludów. Nie tutaj, na litość! Znajdował się bez wątpienia ciągle w Mordheim. W Mordheim, na przeklętej, splugawionej ziemi. Wokół panował mrok i chłód bijący od starych grobowców. A więc pochowali go... a przynajmniej próbowali, bo leżał na gołej ziemi, a nie pod nią. Lecz co się stało, że jednak przeżył?
- "Przeżył" to za dużo powiedziane - odezwał się chrapliwy głos zza jego pleców. - Ty tylko wstałeś, a to już nie twoja, a moja zasługa.
Raggrim odwrócił się z wysiłkiem. Jego ciało odmawiało posłuszeństwa, było poharatane, bezradne, choć nie czuło już bólu. Kierowała nim jakaś inna, nie jego własna, siła. Nie rozumiał, co się dzieje.
- Nie przejmuj się - uśmiechnął się nekromanta. - Będziesz jeszcze miał okazję do niejednej walki.