"Ryby... i inne zjawiska pogodowe!" - turniej Mordheim w Warszawie. Jedna z nagród :)

W chwili, kiedy dodaje się ten wpis, jesteśmy na turnieju i walczymy z dziwnymi zjawiskami pogodowymi w Mieście Przeklętych. Ten miesiąc był całkiem obfity w różne ciekawe prace, a na blogu pojawiła się tylko część z nich. Ostatnią figurką, jaką pomalowałam w maju, był ten sympatyczny slayer. Jako nagrodę na poczet przyszłych turniejów ufundował go Dwalthrim, krasnal tylko wymagał przemalowania. Był właściwie idealnie pomalowany na podstawowe kolory, więc część roboty miałam z głowy. Ostatecznie i tak było jej więcej, niż sądziłam, ale na szczęście lubię slayerów. 

Przyznaję, że przemalowałam oczy, bo sądziłam, że ta smutna mina jest efektem błędu malarza. Nie doceniłam poprzednika, a przeceniłam rzeźbiarza i siebie. Ten slayer naprawdę ma taką minę. Albo ja nie umiem malować. Mogę nawet przystać na tę drugą opcję. To, co ma w oczach ten krasnolud, to czysta rozpacz. Nie wiem, czy smok wypalił mu właśnie ogniem z pyska całą rodzinę, czy browar Bugmana ogłosił upadłość czy też nasz dzielny bohater nadepnął na klocka Lego, ale co robić. No, taką ma minę. Całą resztę ma odpowiednią dla slayera. Mimo małej powierzchni odsłoniętej nagiej skóry nawet udało mi się dorzucić skromny tatuaż. Co do pomarańczowych włosów, to nie jest odcień, którego ja używam zazwyczaj, ale taki już był i uznałam, że pójdę dalej w ten kolor, żeby było szybciej. 

Nagród na turniej ostatecznie mieliśmy mnóstwo. Sponsorzy dopisali liczebnością i hojnością. Ale Stasiek dorzucił tę figurkę do puli jeszcze w momencie, kiedy nie wiedzieliśmy, jak będzie (nawet nie wiedzieliśmy, że będzie turniej ;)), a bywały już chudsze lata pod względem sponsorów. Może szczęśliwemu zwycięzcy się przyda. Zapraszam do obejrzenia :)