21 października 2021

"Młotem po uszach", czyli krasnoludzko-muzycznie #12

Można spokojnie powiedzieć, że druga edycja cyklu "Młotem po uszach", poświęconego szeroko rozumianej "muzyce krasnoludzkiej", schematem konstrukcyjnym przypomina pierwszą, bowiem na pierwszy ogień poszedł również utwór "Diggy diggy hole" (tym razem w wykonaniu zespołu "Wind Rose"), a następnie ponownie przechodzimy do zespołu trzykrotnie obecnego już w edycji pierwszej, a mianowicie "Clamavi de Profundis", który zresztą i w edycji drugiej również zagości co najmniej trzy razy.

Clamavi the Profundis - logo

W dniu dzisiejszym zapraszam do przesłuchania utworu "When the hammer falls"

Zarówno tekst utworu, traktujący o tematyce "ogólnokrasnoludzkiej" (podziemne królestwo, skały, młoty, topory, kuźnie, skarby, smoki, orkowie itp.), jak i sam utwór, znajdziecie w rozwinięciu posta.

"When The Hammer Falls" - logo

10 października 2021

Wojenny Młot 2006 - 15 lat później (2/2)

Kontynuując opowieść z wczorajszego posta, przedstawiam dzisiaj, zgodnie z zapowiedzią, "wspomnieniową fotorelację" z drugiego dnia "Wojennego Młota 2006".

Dla przypomnienia "Wojenny Młot 2006" to była spora bitewniakowa impreza organizowana i sponsorowana przez firmę Games Workshop i - jak można się domyślić - poświęcona wyłącznie grom jej autorstwa, która odbyła się dokładnie 15 lat i miesiąc temu z hakiem, w pierwszy weekend września 2006 r. (gwoli ścisłości, były to dni 2 i 3 września 2006 r.) w Warszawie (konkretnie w dużej hali sportowej jednej ze szkół na Ursynowie).


Jak wspomniałem wczoraj, w drugim dniu imprezy odbywały się wszelkiej maści pokazy, nauki gier, konkursy, promocje sklepów sprzedających produkty sponsora, czy spotkania z pracownikami firmy GW.

Przyznam szczerze, że drugi dzień WM2006 nie zapisał mi się w pamięci aż tak dobrze, jak pierwszy - pewnie zwyczajnie dlatego, że nie towarzyszyła mu już turniejowa adrenalina. Było jednak, nie powiem, ciekawie i inspirująco - liczne stoły i stoiska z wszelkiej maści pokazowymi grami, niekiedy przygotowane z konkretnym rozmachem jak "Bitwa o Helmowy Jar", czy "Bitwa o Przełęcz Czaszki".

O ile dobrze pamiętam, drugiego dnia WM2006 przyjechałem już tylko na część dnia, więc raczej funkcjonowałem jako obserwator z aparatem fotograficznym, a nie aktywny uczestnik tych wszystkich atrakcji, za wyjątkiem udziału w wyścigu rydwanów na słynnym stole "u Faberów" ;).

Na koniec powtórzę jeszcze wczorajszą refleksję: dzisiaj, patrząc na zdjęcia niektórych zaprezentowanych na WM2006 figurek, czy makiet, stwierdzam, że nie robią już na mnie takiego wrażenia, jednakże w tamtych czasach, gdy w zasadzie dopiero wchodziło się powoli hobby, powodowały często przysłowiowy opad szczęki i skłaniały do zadania pytania, czy ja kiedykolwiek dojdę do podobnego pułapu umiejętności modelarskich. 

Co by jednak nie mówić, czy pisać, WM2006 był jednym z tych wydarzeń, które w pewnym sensie ukierunkowały mnie hobbystycznie na dalsze lata, i dlatego też wspominam to wydarzenie z dużym sentymentem i sympatią.

Zapraszam zatem do obejrzenia zdjęć.

9 października 2021

Wojenny Młot 2006 - 15 lat później (1/2)

Dokładnie 15 lat i miesiąc temu z hakiem, w pierwszy weekend września 2006 r. (gwoli ścisłości, były to dni 2 i 3 września 2006 r.), odbyła się w Warszawie (konkretnie w dużej hali sportowej jednej ze szkół na Ursynowie) spora bitewniakowa impreza organizowana i sponsorowana przez firmę Games Workshop i - jak można się domyślić - poświęcona wyłącznie grom jej autorstwa, a mianowicie: "Wojenny Młot 2006".


Do wspominania WM2006 właśnie teraz skłoniła mnie po pierwsze wzmianka o tej imprezie w POniedziałkowym POdcaście odc. 14: Re-Animacja bitewniaków, a po drugie uświadomienie sobie, że od momentu, gdy się odbyła, minęło już bite 15 lat - z jednej strony może to się wydawać czasem niezbyt długim w skali historycznej, jednakże w mojej ocenie świat przez ten czas bardzo się zmienił, również w interesującym nas aspekcie hobbystyczno-bitewniakowym, a i dla mnie (jak i zapewne dla wielu z Was) prywatnie zaszła w tym czasie znaczna liczba zmian w życiu.

O ile się nie mylę, WM2006 był jedną z kilku odsłon tej imprezy w Polsce i zarazem jednym z niewielu bitewniakowych wydarzeń o tak dużym kalibrze, porównywanym z odbywającym się przez dobrych kilka lat "Bazyliszkiem" (dla odmiany posiadającym bardziej "ogólnobitewniakowy" charakter i niezwiązanym z konkretnym producentem gier).

Pierwszy dzień imprezy poświęcony był w całości turniejom i to nie tylko sztandarowych gier firmy GW, takich jak WFB, WH40K, czy LOTR, ale i pomniejszym, jeszcze wspieranym wtedy tytułom, jak "Mordheim". Jako że mnie interesował wtedy wyłącznie ten ostatni tytuł, właśnie turniejowi tej gry na WM2006 poświęcony w całości będzie dzisiejszy wpis. Z perspektywy czasu trochę żałuję, że nie znalazłem wtedy czasu na inne turnieje w kontekście  fotograficzno-dokumentacyjnym, ale nie ma co ukrywać, że udział w pięciobitwowym turnieju w realiach Miasta Potępionych po prostu był naprawdę mocno angażujący.

Z kolei w drugim dniu imprezy odbywały się wszelkie maści pokazy, nauki gier, konkursy, promocje sklepów sprzedających produkty sponsora, czy spotkania z pracownikami firmy GW. Również i tego dnia charakterystycznym zjawiskiem była duża różnorodność gier i systemów (wystarczy wspomnieć, że seria tzw. Specialist Games była jeszcze wtedy nadal porządnie wspierana i zadbana, a i ciut starsze gry, już wtedy w zasadzie niewspierane, jak "Man'o'War", czy "Gorkamorka" też miały się nadal całkiem nieźle). 

Tematem drugiego dnia WM2006 zajmę się jednak szerzej jutro, a tymczasem wracam do tematu turnieju "Mordheim", w jakim brałem udział w dniu pierwszym całego wydarzenia. Zacząć chyba należy od tego, że turniej był zorganizowany po prawdzie w nieco nietypowy sposób, a ściślej rzecz biorąc, jego organizatorem był nieistniejący już obecnie, a jak dla mnie nieodżałowany (ze względu na inspiracyjną rolę, jaką odegrał dla mnie w początkach mojego bitewniakowania) mordheimowy klub "Treasure Hunters". 

Co w tym nietypowego? Otóż turniej odbywał się w Warszawie, natomiast ww. klub miał siedzibę w Krakowie i tak wyszło, że żaden z jego przedstawicieli finalnie nie pojawił się na turnieju. Mimo wszystko impreza się odbyła w sumie bez przeszkód; MiSiO z ramienia klubu TH przygotował "zdalnie" (wtedy to jeszcze nie było popularne słowo ;)) regulamin i sprawował nad całością pieczę organizacyjną, a lokalni bardziej doświadczeni gracze (których imiona niestety zaginęły już w pomroce mordheimowych dziejów :() zajęli się ogarnięciem sprawy na miejscu (w tym sędziowaniem).

Z kolei wsparcie makietowe zapewnił przede wszystkim tzw. "kołchoz komorowski" z Dwalthrimem na czele (wtedy jeszcze zwanym bodajże "Jamajką" - po zdjęciach widać, dlaczego ;)), który wraz z Talarem ("d... wam uratowaliśmy z tymi makietami") przyjechali na turniej samochodem dostawczym, wypełnionym dość znaczną liczbą terenów i blatów, jakie wtedy we wspomnianym "kołchozie" masowo produkowali..

Sam turniej w zasadzie nie wyróżniał się niczym szczególnym. O ile pamiętam, rozgrywano całkowicie standardowe scenariusze podręcznikowe, począwszy od "Wyrdstone hunt" na początek (by się "nachapać" na późniejszą część kampanii), poprzez "Treasure hunt", "Occupy", "Chance encouter" i wreszcie "Street fight" na końcową wyrzynkę. Aż jestem zdziwiony, że to tak dobrze pamiętam - dużo lepiej niż "mądre" rzeczy ze studiów ;), ale tak to już jest, że - cytując wyhaczony w internetach cytat: "czacha dymi... od głupot". Ja grałem orkami & goblinami (rozpiska na trollu) - figurki pomalował mi wtedy młodszy brat (Warboss Krzychu ;)) i ogólnie poszło mi raczej przeciętnie, choć lepiej niż rok wcześniej na "Bazyliszku 2005". Przeciwników z dwóch pierwszych bitew nie pamiętam, ale pamiętam za to, że trzy ostatnie grałem kolejno ze wspomnianym Talarem, Staśkiem "Dwaltirhimem", a ostatni scenariusz z jego bratem.

Z perspektywy czasu, gdy wspominam całe wydarzenie i patrzę na te stare turniejowe zdjęcia, muszę przyznać, że z jednej strony - patrząc przez dzisiejszą optykę - wszystko wydaje mi się przeciętne, czy nawet wręcz paździerzowe (jak na obecne standardy): od samej jakości zdjęć, poprzez figurki i makiety, sztampowe scenariusze, aż po sposób liczenia punktów na zmiętej kartce, natomiast z drugiej strony odczuwam pewną nostalgię i cień tych dawnych emocji oraz dzikiego wręcz entuzjazmu, jaki towarzyszył rozgrywkom. Można na to spojrzeć tak, że mimo ogólnych niedoborów hobbystycznych, człowiek  bawił się wtedy lepiej niż przy wielu okazjach w późniejszych "sytych" latach, kiedy to zasoby hobbystyczne były już dużo większe. Daje to trochę do myślenia. I do wspominania.

Zapraszam teraz do obejrzenia galerii zdjęć z turnieju "Mordheim" na WM2006 - zdjęć może słabych jak na obecne standardy (mimo że robionych ówczesnym aparatem cyfrowym, a nie telefonem, czy tosterem lub wręcz ziemniakiem), ale poniekąd oddających ducha tamtych pamiętnych wydarzeń.

7 października 2021

"Młotem po uszach", czyli krasnoludzko-muzycznie #11

Na przełomie 2017 i 2018 r. opublikowałem cykl 10 postów poświęcony szeroko rozumianej "muzyce krasnoludzkiej" pt. "Młotem po uszach".

W podsumowaniu drugiej edycji cyklu zapowiedziałem jednak, że to najprawdopodobniej nie koniec całej serii, bo tematyka "krasnoludzka" nad wyraz często inspiruje wszelakiej maści artystów, również i tych tworzących muzykę. Przez te ponad 3 lata od ostatniej publikacji ukazało się trochę nowych utworów (albo po prostu udało mi się dotrzeć do kolejnych starych), którym ostatecznie zdecydowałem się poświęcić drugą edycję cyklu.

Na jej otwarcie mam dla Was "podwójne nawiązanie" - po pierwsze, do znanego krasnoludzkiego utworu, który rozpoczął pierwszą edycję, tj. Yogscast - "Diggy diggy hole", a po drugie do zespołu, który również w pierwszej edycji zagościł, a mianowicie włoskiego, powermetalowego zespołu "Wind Rose", inspirującego się szeroko rozumianą tematyką krasnoludzką i tolkienowską.