Heinz Kempler
O ile nadopiekuńczość matki nie wyrządziła żadnej krzywdy Rudolfowi, to Heinzowi wyraźnie zaszkodziła. Przy najmniejszej chorobie matka pozostawiała go w domu tak, że ledwo zdołał w szkole nauczyć się czytać, o pisaniu zaś nie było już mowy. Z czasem zauważył, że wystarczy choćby słówkiem wspomnieć o kiepskim samopoczuciu, a już matka była gotowa pozwolić mu na błogie lenistwo przez tydzień. Heinz bez umiaru to wykorzystywał. Nie próżnował jednak tak do końca – szybko odkrył, gdzie ojciec trzyma bimber i pod nieobecność matki upijał się nieraz.
Kiedy dorósł, przeniósł się z piciem do karczmy. Matka załamywała ręce, ale przed Jakobem zawsze znajdowała dla syna jakieś usprawiedliwienie. Jakob był wściekły. Wiedział, że Rudolfowi nie przekaże swej ziemi, bo starszy syn nie miał ręki do tego, więc całą nadzieję ulokował w Heinzu, ten zaś okazał się leniuchem i pijakiem, niegodnym przejęcia rodzinnego majątku. Wiedział, że żona zawsze zdoła syna wybronić i że niejeden raz poniżała się przed rodzicami pobitych przez niego po pijaku chłopców, aby wyprosić litość dla swego ukochanego synka. Żyjąc dalej w Sturmbergheim, Heinz nigdy nie doczekałby się konsekwencji swych czynów, przy każdej okazji zasłaniając się matką.
Jakob wiedział, że tak dalej być nie może. Uprosił więc Gerharda o to, by pozwolił mu zabrać na wyprawę również Heinza. Raz jeden nie ustąpił żonie, która na wieść, że jej mąż z obydwoma synami uda się w tak niebezpieczną podróż, niemal dostała szału. Przekonał ją po wielu kłótniach, że również ma na uwadze dobro młodszego syna i pragnie, aby ten wyrósł na człowieka, a nie zapijaczonego nieudacznika. Wierzył, że wyprawa pomoże Heinzowi otrząsnąć się z nałogu i sprawi, iż ten wróci do domu jako zupełnie inny człowiek...
Po wprowadzeniu liczyłem na typka który wspiera sie na rekach i bełta pod siebie ;) :P
OdpowiedzUsuń