Wczorajszy "raport" bitewny był może nietypowym, ale jednak primaaprilisowym żartem ;) Bitwy jako takiej nie było, choć spędziliśmy sporo czasu na rozstawianiu makiet, figurek i odgrywaniu (choć nie graniu) całego scenariusza. Taka radosna twórczość - bawiliśmy się prawie równie dobrze, jak przy normalnej bitwie. Jakiś klimat w tym był, choć chodziło głównie o zabawę. Dały nam do myślenia komentarze o raportach - trochę zaniedbany to dział na naszym blogu, ale teraz na pewno weźmiemy pod uwagę te sugestie i wrzucimy wkrótce jakiś prawdziwy raport. A wracając do tematu - Mysia Zagłady, jak było widać na zdjęciach, naprawdę istnieje. Ten absurdalny pomysł wykiełkował oczywiście w głowie Tomka i to wiele lat temu...
Jak niektórzy wiedzą, mam dużo młodszą siostrę. Tomka znam tyle lat, że dla niej był jakby od zawsze. Dawno temu z przebogatego zbioru jej zabawek zniknęła taka oto niewielka myszka. Tak, została uprowadzona przez przyszłego szwagra (już wtedy była mowa o "samicy skavena") - siostra nie bawiła się nią chyba wcale, nie zauważyła straty, a ja kompletnie zapomniałam oddać zguby ;) Po latach została znaleziona, ale siostra już w gimbazie i takie zabawki dawno odeszły u niej w niepamięć. Znowu oczywiście brodaty dorwał tę figurkę z okrzykiem "samica skavena!" i w końcu zostałam przekonana do pomalowania tej absurdalnej z punktu widzenia naszego hobby figurki.
Postawiłam tylko warunek, by zrobić tu ostry kontrast między figurką a podstawką - figurka miała być maksymalnie słodka i urocza, a podstawka typowo warhammerowa - krew, pigment i czachy. Malowanie jej to było jedno popołudnie roboty ;) Trochę jak widać jest "postrzępiona" od spiłowywania nadlewek (chyba), ale to nie taki typowy twardy plastik, trochę jak figurki Reapera z serii Bones, więc pewnie trudno było dokładnie opiłować. Rzeźba jest tak prosta, że paradoksalnie chwilami to sprawiało problem w malowaniu. Zapraszam jednak do obejrzenia, zwłaszcza miłośników skavenów ;)
P.S. Jako że dla nas już teraz zaczynają się Święta (choć prawdziwa radość to w niedzielę), to uprzedzam: teraz będzie przez chwilę na blogu cicho, żebyśmy mogli ten Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę przeżyć bez zawracania sobie głowy rzeczami codziennymi. Za kilka dni wrócimy już z prawdziwymi figurkami :)
Nawet mi przez myśl nie przeszło, że raport jest na niby! Nieważne, super się czytało i oglądało wspaniałe zdjęcia. A Mysia nadal jest fajna. Fajnie jest mieć i malować takie "perełki z innej zupełnie beczki".
OdpowiedzUsuńJa też się nie domyśliłem, że raport to ściema :-) Wyglądał "legitnie". A Mysia rządzi. Jeżeli ktoś założy fanklub Mysi Zagłady, to ja chcę być jego członkiem! :-)
OdpowiedzUsuńNo i ja się dałem nabrać...
OdpowiedzUsuńRaport był ze wszech miar wiarygodny - ja też się nabrałem :D Mysia bardzo urocza ;)
OdpowiedzUsuńZdrowych i pogodnych świąt, spokoju i radości :)
OdpowiedzUsuńBartek
Mysia wyszła świetnie :) Tak jak w bajce o księżniczce zaklętej w żabę. Jak śmiałek pocałuje w łapkę mysię zagłady to... oczywiście stanie się prawdziwym, odrażającym i zapchlonym Skavenem.
OdpowiedzUsuń