28 stycznia 2017

Figurkowy Karnawał Blogowy, edycja XXIX - Opowieść (i makieta)

Gdy po dłuższej przerwie chciałam wrócić do hobby, pomyślałam oczywiście o FKB... ale nie mogłam, jak zwykle w takich chwilach, odnaleźć aktualnej edycji. Przypadkiem jednak się udało, ucieszyłam się, że prowadzi ją koyoth, jednak moją pierwszą reakcją na styczniowy temat FKB był jęk: "Dlaczego teraz?!". Opowieść to przecież coś w sam raz dla mnie, przynajmniej w czasach, gdy miałam dużo czasu i zero problemów z koncentracją. Ale przecież nikt nie powiedział, że mamy się okopać w bezpiecznej strefie komfortu i robić tylko to, co łatwe, nie podejmując żadnych wyzwań. Uznałam, że jednak wstanę z tej kanapy i zrobię coś... no właśnie, drugi problem był taki, że nie miałam specjalnie pomysłu, co by to miało być. Wszystkie moje opowieści "okołofigurkowe" były pisane "na zamówienie", czyli był temat i potrzeba, np. wstawki fabularne w turniejowych scenariuszach albo jakiś opis przedmiotu czy postaci. A tu tak z głowy temat stworzyć... na pomoc przyszła mi makieta, którą zaczęłam na początku stycznia (to właściwie pierwsza rzecz, którą zaczęłam robić po przerwie). Powoli, bardzo niemrawo, coś zaczęło się rodzić i na szczęście ten "poród" nie trwał długo ;) To jednocześnie debiut makiety na blogu (jak na mnie skończyłam ją ekspresowo), jak i wpis z FKB na ten miesiąc. Kosztowało mnie to sporo cennego czasu, ale cóż, było fajnie. Zapraszam do czytania i oglądania... jeśli możecie spędzić resztę weekendu przed kompem ;)



- Daleko jeszcze?!

Chłopiec biegł przez wysoką trawę i gęstwinę ciernistych krzewów. Heike wyprzedziła go już dawno, ale z daleka widział jeszcze jej jasne włosy i słyszał głośny chichot.


Właściwie Olaf nie bardzo ją lubił. Bywała kapryśna i obrażalska. Urodą też było jej daleko do innych koleżanek. Chociaż... jej oczy były naprawdę ładne, o ile nie mrużyła ich w złośliwym uśmieszku. Poza tym miała niezaprzeczalny dar – wyobraźnię równie bujną jak zarośla, przez które właśnie się przedzierali. Kiedy snuła opowieść, nawet najbardziej niestworzoną, nie można było przestać jej słuchać. Na każdego mieszkańca wioski miała wymyślone przezwisko i każdemu dorobiła odpowiednią historię – zwykle stworzoną z domniemywań i plotek, ubarwionych jej osobistymi upodobaniami. Upodobała sobie zaś szczególnie temat dzieci; kto we wsi ich nie miał, ten mógł być pewien, że wyobraźnia małej Heike Jodl wypełniła tę życiową próżnię. 


Na ruiny starej wsi miała natknąć się niedawno. Ale Olaf znał ją na tyle długo, że wiedział, iż mogła już od dawna chadzać w tamte strony i zbierać skrawki różnych historii, by potem pozszywać je w barwną całość. Zapewne obejrzała szczegółowo każdy kawałek ziemi, nim zdecydowała się podzielić z kimś swą tajemnicą. Ale może nie? Z Heike nigdy nic nie było pewne. Może właściwa opowieść zacznie się dopiero teraz?


- Jesteśmy – oznajmiła i rozłożyła ramiona, jakby witała gości w progach swojej posiadłości. - Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko – odparł Olaf, patrząc wokół na nieznany zakątek. 



Heike miała oko do pięknych miejsc. To musiał jej przyznać, spoglądając na zarośnięte ruiny dwóch maleńkich kamiennych chatek. Na pierwszy rzut oka można było ich nawet nie zauważyć, biorąc kamienie za zwyczajne skały. Jednak gdy się do nich zbliżyli, zobaczyli resztki ścian i zarysy czegoś, co kiedyś mogło być dla kogoś domem.


Na niewielkim wzniesieniu dom zachował się nawet z resztką podłogi i kamiennych schodków. Deski dawno już przegniły lub pokryły się ziemią, na której wyrosły bluszcz i porosty. Większość kamieni była omszała i obtłuczona, nadgryziona zębem czasu i wydarzeń sprzed lat. Wydawało się, że to miejsce zapadło w wieczny sen, poddając się całkowicie życiu, które toczyło się dalej i roślinom, które porastały resztki tego, co niegdyś wzniósł tu człowiek. 




- Te chaty zbudowano o wiele dawniej, niż zaczyna się ta historia – zaczęła Heike, wchodząc na niższy schodek. - To mogło być sto lat temu, no, może mniej. Ci, którzy je zbudowali, byli bardzo biedni. Osiedlili się tu na uboczu, chociaż to blisko bagien i teren jest błotnisty. To nie tak daleko od tej wsi, która tu była, ale trzeba było przejść przez tamten zagajnik. To po nim zostały te sczerniałe pnie. 

Wskazała palcem coś, co przypominało cmentarzysko drzew – kilka niskich, żałosnych pni, wyglądających, jakby spalił je ogień padający wprost z góry. Olaf zadrżał na myśl o tym, co mogło je zniszczyć.


- Rodzina Rauschingów wybudowała te dwie chaty. Starsi państwo byli wtedy już dość wiekowi. Mieli ponoć pięcioro dzieci. Troje stracili jeszcze przed przybyciem tutaj, ale nie chcieli mówić, co się stało. Została im córka, która była młodą wdową z dzieckiem i najmłodszy syn, głupek od urodzenia. Tak więc Hermann Rausching, jego żona Irene i syn Till mieszkali w tej chacie na wzniesieniu, a córka Marlene i mała Thea w tej mniejszej. Mieli nieduże pole tu, gdzie szliśmy, przez całą długość tej łąki, tylko węższe, bo niegdyś było tu więcej bagien. 





Heike urwała na chwilę i zeszła ze schodka. Wyglądała na zamyśloną. Obejrzała się za siebie, jakby chciała jednak przekroczyć próg, ale zrezygnowała. Olaf bacznie obserwował jej ruchy – czy ta scena została przez nią wyreżyserowana? Co sprawiło, że dziewczynka się cofnęła? Wyobraźnia podsuwała mu różne pomysły, ale wolał na razie wyrzucić je z głowy.


Dała mu znak, by szedł za nią. Drugi dom znajdował się nieco niżej. Tam kamieni zachowało się nawet więcej, ale resztki desek widoczne były tylko na ścieżce przed domem. W ten sposób ktoś musiał ułatwiać sobie poruszanie się po błotnistym terenie. Obok królowała samotna brzoza, jedyne żywe drzewo w najbliższej okolicy. Najlepiej ze śladów cywilizacji zachowała się drewniana kładka, nieco już przegniła, która łączyła dwa brzegi małego stawu. Woda w nim była zadziwiająco czysta, ale chłopiec nie mógł dostrzec dna, choć długo wpatrywał się w głębię.


- Uważaj, staw jest głęboki – ostrzegła go Heike i bez ostrzeżenia znów podjęła opowieść. - Po roku Rauschingom coś zaczęło niszczyć pole. Na początku nie wiedzieli, co to było. Potem odkryli, że to żona stolarza, która podobno nienawidziła Marlene. Domyślasz się, za co. Marlene już nawet nie chodziła do wsi, ale i tak nad rodziną zaczęły zbierać się czarne chmury, bo ludzie gadali różne rzeczy. Głównie o tej historii ze stolarzem, ale ona sama też ponoć była dosyć dziwna, więc łatwo było im się do niej przyczepić. 





Chłopiec skinął głową. Był już dość przejęty, nawet jeśli nie bardzo wierzył, że jakakolwiek rodzina o tym nazwisku mieszkała w tych chatach. Nad tym miejscem wisiał jakiś dziwny, obcy czar. Coś tu z pewnością zaszło w przeszłości i wciąż pozostawało w tych kamieniach... w tej ziemi... w głębi tego stawu. Olaf niemal widział tych ludzi, ich codzienność, krzątaninę wśród ciasnoty i biedy, ich troski i niepokoje. Tu, gdzie teraz beztrosko wkroczyli wraz z Heike, toczyło się życie pełne tajemnic, dawno już pogrzebanych. Czuł, jakby wkroczył na cudzy teren i instynktownie oglądał się przez ramię, oczekując kary za ten występek.



Zarazem miejsce pociągało go swą urodą. Dotykał omszałych kamieni i gładził ręką wysokie trawy i bluszcz, przyjrzał się majestatycznej brzozie (przez myśl przemknął mu, nie wiedzieć czemu, obraz równie majestatycznego wisielca na gałęzi), zaciągnął się zapachem wilgoci znad stawu i kwitnących chwastów. Miał przeczucie, że to, co widzi, słyszy i czuje, nie jest wszystkim, czego można tu doświadczyć.


- Pewnego dnia okazało się, że Rauschingów nikt nie widział we wsi od kilku dni. Oni nie bywali tam codziennie i minęło trochę, nim się zorientowano. Na miejsce przybyło kilku mężczyzn, ale zastali chatę Marlene kompletnie opuszczoną. Nigdzie nie było śladu ani jej, ani jej córki. Poszli więc dalej i zobaczyli, że ciało Tilla pływa po powierzchni wody. Już wtedy wszystkich przeszły dreszcze i bali się, co zastaną w drugim domu.
- I co, pewnie wszystkich zamordowano? - spytał Olaf, znający już nieco opowieści Heike. - Wszędzie krew i flaki, jak w starym młynie za Mettering?

Heike naburmuszyła się.


- Jak znasz już zakończenie, to po co pytasz? - burknęła. - Właśnie nic takiego się nie stało. Rauschingowie opuścili swoje gospodarstwo i nigdy więcej nie wrócili. Nie znaleziono żadnej krwi ani śladów przemocy. Mówiono, że Till po prostu zatęsknił za domem albo czegoś zapomniał, wrócił i przypadkiem utonął. Po reszcie rodziny słuch zaginął. Spakowali manatki i odeszli.
- Aha.



Chłopiec starał się, by jego głos brzmiał normalnie, ale nie ukrył nuty rozczarowania. Zamiast dreszczyku emocji poczuł, że przenika go smutek. Dawne tragedie i sąsiedzkie spory były równie przykre, jak te, które toczyły się w ich rodzinnej wiosce. Ludzie rodzili się i umierali, żenili się i zdradzali, plotkowali, czasem podle, odchodzili, czasem bez śladu. Teraz uwierzył, że historia opowiedziana przez Heike jest prawdziwa. Była tak zwyczajna, jak całe życie, pełne trosk i trudów od samego dzieciństwa, jeśli miało się nieszczęście przyjść na świat w biednej imperialnej wiosce.


Heike natychmiast wyczuła jego emocje. Tupnęła nogą, mocno poirytowana.


- Spodziewałeś się czegoś więcej? Przepraszam, że cię zanudziłam – wybuchła, a na jej policzkach pojawiły się wypieki. - Chodź, może zdążymy do domu na kolację. Twoja matka na pewno będzie zadowolona, że dalszą część historii zachowałam dla siebie.


Olaf drgnął, jakby nagle poczuł lodowaty dreszcz.


- Dalszą część?

- Oczywiście, głupku – parsknęła. - Właściwa historia rozpoczęła się dopiero jakieś trzydzieści lat później. Przez ten czas wieś nadal żyła i miała się dobrze, zagajnik rósł i wszystko było jak należy.

- A te chaty nadal tu stały?

- No, trochę były podniszczone. Ludzie je splądrowali, ale kamień na kamieniu trzymał się dość mocno, by dało się wszystko odbudować i w nich zamieszkać. Pewnego dnia sprowadziła się tu kobieta z dwójką dzieci, chłopcem i dziewczynką. Żyła bardzo biednie, często tylko z tego, co dobrzy ludzie jej pomogli. Dlatego pojawiała się we wsi codziennie, zawsze z dziećmi. Wtedy dopiero zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Kobieta wyglądała całkiem zwyczajnie, ale ludzie przestali zbliżać się do tych domostw, bo okolica nagle wydała im się niesamowita. Bali się, choć mieszkali tuż obok i znali teren jak własną kieszeń. Łazili tędy przez lata i nagle coś było nie tak! Uwierzyłbyś?


Heike zaczęła wchodzić w swój żywioł. Podekscytowana własną opowieścią, gestykulowała żywo i sprawiała wrażenie, że jest jedyną osobą, która zna całą prawdę. Gdy była taka jak teraz, wszystkie dzieciaki uwielbiały jej słuchać. Olaf już dawno jej uległ. 





- Co było nie tak? - zapytał.
- Trudno powiedzieć, co z tego było prawdą. Coś szeptało, śpiewało, coś człowieka przyzywało, a innym razem odpychało. Widziano czasem na polu cztery różne postacie. Nigdy razem, zawsze osobno. Mężczyzna, chłopak, stara kobieta i druga, młoda. Pojawiali się i znikali, nie odpowiadali na wołania. Ale widziano ich tylko o zmierzchu i świcie, nigdy za dnia i nigdy w nocy. Ludzie zaczęli się bać także tej kobiety, więc po jakimś czasie wezwali ją na radę i powiedzieli, że może odejść albo oskarżą ją o czary. Miała czas do świtu. Prawie cała wieś poszła za nią, żeby zobaczyć, jak odchodzi. Byli pewni, że to zrobi, ale dla pewności czekali w tamtym lesie. Nie chcieli wkraczać na jej ziemię, póki ona jej nie opuści.


Olaf spojrzał w stronę zagajnika. Ostatkiem sił nie dopuszczał do siebie myśli, które docierały do niego powoli, acz nieubłaganie, napełniając chłopca lękiem.


- Ale ona wyszła przed dom i tylko patrzyła na ten las, na stojących tam ludzi. Wszyscy mieli wrażenie, że przenika ich wzrokiem na wskroś, choć stała daleko. Przez dłuższą chwilę stali tam, nie mogąc się ruszyć, jakby ktoś na nich urok rzucił, a potem spostrzegli te dziwne postacie z pola, wszystkie razem. Zbliżały się do lasu, aż wszystkich ogarnęła trwoga, zrozumieli bowiem, że to byli Rauschingowie, pamiętani jeszcze przez starszych mieszkańców wsi. Nagle ludzie zorientowali się, że zagajnik płonie. Drzewa zaczęły się palić od góry, płonące konary spadały jak deszcz ognia na wszystkich, którzy tam byli. Ludzie w panice rzucili się do ucieczki, a kilka przytomnych osób pobiegło pochwycić wiedźmę, by jak najszybciej mogła zostać stracona. Wdowa po stolarzu, wówczas już staruszka, rozpoznała po oczach, że tą kobietą była Thea, córka Marlene. Wiedźma przyznała się, że przybyła pomścić krzywdę rodziny. Mówiła straszne rzeczy, śmiała się jak opętana. Nie chciała tylko powiedzieć, gdzie ukryła dzieci, ale ludzie byli już tak przerażeni spaleniem lasu, że uznali, iż musiała je zabić. Czym prędzej spalili ją na stosie, tu, na polu Rauschingów. Nie wiedzieli, że jej czary były jeszcze podlejsze, niż im się zdawało i wraz ze stosem zaczęła płonąć ich wioska. Spostrzegli to dopiero po powrocie. Niewiele domów ocalało, wieś przestała istnieć. Nikt zresztą nie chciał do niej wracać.


Chłopiec patrzył na Heike z przerażeniem. Nie mogła tego wymyślić, nawet ona nie miała aż takiej wyobraźni. Wszystko tu wokół szeptało o niesprawiedliwości, bólu i zemście, te ruiny były skażone dawną zbrodnią. Nawet ich piękno wydało mu się złowieszcze teraz, gdy tajemnica została odkryta.


- A dzieci? - zapytał zmienionym głosem. - Zabiła je?
- Thea uchroniła swoje dzieci... tego przynajmniej chciała – odrzekła Heike. - Nim to wszystko się stało, nakazała im wejść do piwnicy i czekać. Obiecała, że moc, która otacza ten dom, ich ochroni i po wyjściu będą bezpieczni. Ale nie wiadomo, czy wyszli i kiedy. Mówiono, że magia, którą posłużyła się Thea, ma moc potężną i niszczącą, zdolną nawet wysłać człowieka w podróż w czasie. Może dzieci przeniosły się kilka albo kilkadziesiąt lat wcześniej lub później? Może wciąż żyją? A może coś poszło nie tak i ich ciała są tu, w tej piwnicy? 




Olaf spostrzegł nagle, że – nie wiedzieć nawet, kiedy - weszli do zrujnowanego domu. Szedł za Heike jak we śnie i nie zdążył wyrzec słowa, nim uklękła i odsunęła bluszcz, który porastał podłogę domu. Po chwili siłowania się podniosła zmurszałą drewnianą klapę, niemal rozpadającą się w jej rękach. 




- Żartujesz – wychrypiał przerażony.

- Wejdę pierwsza, jeśli się boisz – oświadczyła i natychmiast przystąpiła do działania, bez namysłu wskakując pod podłogę. Chwilę trwało, nim odezwała się ponownie. - Hej, nie ma żadnych zwłok! Właź do środka.

- Nie chcę – szepnął.
- Właź, zaraz i tak wracamy do domu.


Myśl o domu dodała chłopcu odwagi i zszedł za koleżanką do piwnicy. Pomieszczenie było ciemne i wilgotne. Dreszcz przebiegł Olafowi po plecach. Nie mógł dostrzec nic pośród ciemności, wszystko wokół było zimne, nawet oddech Heike zdawał się lodowaty, jakby dziewczynka nie była już tą, z którą tu przyszedł.


- Wiesz – szepnęła. – Teraz przyszło mi do głowy... co, jeśli te czary nadal działają i my także przeniesiemy się w czasie?

- O czym ty gadasz?!
- Wiesz... - jej szept zdawał się cichnąć. - Jeśli okaże się, że przeniesiemy się kilkaset lat w przeszłość lub przyszłość, naszej wsi nawet nie będzie. Nie będzie... domu. Nie będzie... rodziców. Nie będzie... nikogo ani niczego, co znamy na tym świe...


Szept ucichł całkowicie, nim dokończyła.

Przez chwilę chłopiec nie słyszał nic. Nagle ciszę zakłóciły krzyki, kilkadziesiąt głosów, gniewnych, przerażonych. Wdarły się do tej piwnicy, do jego głowy. Tupot nóg, nienawiść, wściekłość. Łoskot, jakby przez dom nad nimi przetoczyła się horda zwierzoludzi. Ale Olaf wiedział, że to nie bestie, lecz ludzie, żądni zemsty i jednocześnie przerażeni zemstą, która ich spotkała. Wiedział, że byli gotowi zniszczyć wszystko i wszystkich na swej drodze.


Panika ogarnęła go do granic obłędu i choć nie chciał krzyczeć, słyszał, jak z jego ust dobiega dziwny, obcy krzyk. Powietrze stało się wilgotne i ciężkie, a odgłosy na górze powoli cichły, ale ta cisza nie uspokajała Olafa ani trochę. Nie zważając na drzazgi, pchnął drewnianą klapę i ostatnimi siłami wydostał się na powierzchnię. 




Piasek zasypał mu oczy i dostał się do nosa i ust. Olaf zaczął kasłać. Wśród ruin nie widział już ani śladu Heike, a w powietrzu czuć było dym. Chłopiec obejrzał się i zobaczył, jak zagajnik dogasa powoli, a wraz z nim cichły ostatnie ludzkie okrzyki. W oddali na łące majaczył słup ognia, lecz wokół nie widać było żadnych ludzi, tylko cztery ledwie dostrzegalne sylwetki postaci, które nie mogły być ludźmi. Olaf patrzył na zniszczony dom, na kamienie rozrzucone wokół, na wszystko, co widział już wcześniej - nagle stało się to jakieś inne, obce.


Chciał zapomnieć opowieści, którą właśnie usłyszał, ale było już za późno. Historia nagle złożyła się w całość, tym bardziej przerażającą, że stał się jej bohaterem. W panice rzucił się w stronę domu, zostawiając za sobą złowieszczą ciszę, wśród której czuł się jak ostatni człowiek na świecie, zapomniany i pozostawiony w gęstniejących ciemnościach. Przedzierał się przez trawy i krzewy, potykając się na znajomych ścieżkach i kalecząc łokcie i stopy. Biegł w poszukiwaniu jedynego miejsca, w którym poczułby się bezpiecznie, a którego nie miał już nadziei więcej zobaczyć.


***


Heike Jodl otrzepała się z kurzu i rozejrzała wokół z zadowoleniem. Ona także powinna była już wracać. Zmierzch zapadał nieubłaganie nad umarłymi domami ludzi, którzy ożyli na chwilę dzięki opowieści. Olaf zniknął wraz z ostatnimi promieniami słońca, pozostawiając dziewczynkę całkiem samą. Szkoda, że tak łatwo go wystraszyć, pomyślała, mógłby być z niego niezły kompan do zabawy. Ma wyobraźnię i umie docenić dobrą historię.


- Teraz pewnie nie odezwie się do mnie przez miesiąc – mruknęła, ostatni raz oglądając się za siebie.


Pięć widmowych postaci zamajaczyło wśród ruin i uniosło dłonie w geście pożegnania.

9 komentarzy:

  1. oh, siedzę w pracującą sobotę w robocie i umilam sobie czas lekturą:) Bardzo bardzo zacna lektura :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałem z przyjemnością. Kawał dobrej czytanki! Pisz więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Włos się jeży! Świetne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny kawał tekstu. Zdecydowanie masz talent i poprosimy o więcej.
    Świetnie zilustrowałaś poszczególne fragmenty tekstu zdjęciami tej cudnej makiety.
    Szczególnie przypadła mi do gustu brzoza - zdradzisz z czego są liście (jaka firma?)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Drzewka są z Fallera, trójpak, pozostałe dwa pewnie też za jakiś czas wykorzystam :) Walały nam się po kartonach z materiałami modelarskimi, chyba już od bardzo dawna je mieliśmy.

      Usuń
  5. Przeczytałem dwa razy. Jak wydasz książkę to daj znać, chętnie kupie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna historia. Hmm... może napiszesz jakieś warhammerowe bajki dla dzieci? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warhammerowe. Bajki. Dla dzieci. Czytam to sformułowanie i ciągle jakiś element nie pasuje :P

      Usuń