Gdy po dłuższej przerwie chciałam wrócić do hobby, pomyślałam oczywiście o FKB... ale nie mogłam, jak zwykle w takich chwilach, odnaleźć aktualnej edycji. Przypadkiem jednak się udało, ucieszyłam się, że prowadzi ją koyoth, jednak moją pierwszą reakcją na styczniowy temat FKB był jęk: "Dlaczego teraz?!". Opowieść to przecież coś w sam raz dla mnie, przynajmniej w czasach, gdy miałam dużo czasu i zero problemów z koncentracją. Ale przecież nikt nie powiedział, że mamy się okopać w bezpiecznej strefie komfortu i robić tylko to, co łatwe, nie podejmując żadnych wyzwań. Uznałam, że jednak wstanę z tej kanapy i zrobię coś... no właśnie, drugi problem był taki, że nie miałam specjalnie pomysłu, co by to miało być. Wszystkie moje opowieści "okołofigurkowe" były pisane "na zamówienie", czyli był temat i potrzeba, np. wstawki fabularne w turniejowych scenariuszach albo jakiś opis przedmiotu czy postaci. A tu tak z głowy temat stworzyć... na pomoc przyszła mi makieta, którą zaczęłam na początku stycznia (to właściwie pierwsza rzecz, którą zaczęłam robić po przerwie). Powoli, bardzo niemrawo, coś zaczęło się rodzić i na szczęście ten "poród" nie trwał długo ;) To jednocześnie debiut makiety na blogu (jak na mnie skończyłam ją ekspresowo), jak i wpis z FKB na ten miesiąc. Kosztowało mnie to sporo cennego czasu, ale cóż, było fajnie. Zapraszam do czytania i oglądania... jeśli możecie spędzić resztę weekendu przed kompem ;)
- Daleko jeszcze?!
Chłopiec biegł przez wysoką trawę i
gęstwinę ciernistych krzewów. Heike wyprzedziła go już dawno,
ale z daleka widział jeszcze jej jasne włosy i słyszał głośny
chichot.
Właściwie Olaf nie bardzo ją lubił.
Bywała kapryśna i obrażalska. Urodą też było jej daleko do
innych koleżanek. Chociaż... jej oczy były naprawdę ładne, o ile
nie mrużyła ich w złośliwym uśmieszku. Poza tym miała
niezaprzeczalny dar – wyobraźnię równie bujną jak zarośla,
przez które właśnie się przedzierali. Kiedy snuła opowieść,
nawet najbardziej niestworzoną, nie można było przestać jej
słuchać. Na każdego mieszkańca wioski miała wymyślone
przezwisko i każdemu dorobiła odpowiednią historię – zwykle
stworzoną z domniemywań i plotek, ubarwionych jej osobistymi
upodobaniami. Upodobała sobie zaś szczególnie temat dzieci; kto we
wsi ich nie miał, ten mógł być pewien, że wyobraźnia małej
Heike Jodl wypełniła tę życiową próżnię.
Na ruiny starej wsi miała natknąć
się niedawno. Ale Olaf znał ją na tyle długo, że wiedział, iż
mogła już od dawna chadzać w tamte strony i zbierać skrawki
różnych historii, by potem pozszywać je w barwną całość.
Zapewne obejrzała szczegółowo każdy kawałek ziemi, nim
zdecydowała się podzielić z kimś swą tajemnicą. Ale może nie?
Z Heike nigdy nic nie było pewne. Może właściwa opowieść
zacznie się dopiero teraz?
- Jesteśmy – oznajmiła i
rozłożyła ramiona, jakby witała gości w progach swojej
posiadłości. - Co chcesz wiedzieć?
Heike miała oko do pięknych miejsc.
To musiał jej przyznać, spoglądając na zarośnięte ruiny dwóch
maleńkich kamiennych chatek. Na pierwszy rzut oka można było ich
nawet nie zauważyć, biorąc kamienie za zwyczajne skały. Jednak
gdy się do nich zbliżyli, zobaczyli resztki ścian i zarysy czegoś,
co kiedyś mogło być dla kogoś domem.
Na niewielkim wzniesieniu dom zachował
się nawet z resztką podłogi i kamiennych schodków. Deski dawno
już przegniły lub pokryły się ziemią, na której wyrosły
bluszcz i porosty. Większość kamieni była omszała i obtłuczona,
nadgryziona zębem czasu i wydarzeń sprzed lat.
Wydawało się, że to miejsce zapadło w wieczny sen, poddając się
całkowicie życiu, które toczyło się dalej i roślinom, które
porastały resztki tego, co niegdyś wzniósł tu człowiek.
- Te chaty zbudowano o wiele dawniej, niż zaczyna się ta historia – zaczęła Heike, wchodząc na niższy schodek. - To mogło być sto lat temu, no, może mniej. Ci, którzy je zbudowali, byli bardzo biedni. Osiedlili się tu na uboczu, chociaż to blisko bagien i teren jest błotnisty. To nie tak daleko od tej wsi, która tu była, ale trzeba było przejść przez tamten zagajnik. To po nim zostały te sczerniałe pnie.
Wskazała palcem coś, co przypominało
cmentarzysko drzew – kilka niskich, żałosnych pni, wyglądających,
jakby spalił je ogień padający wprost z góry. Olaf zadrżał na
myśl o tym, co mogło je zniszczyć.
- Rodzina Rauschingów wybudowała te dwie chaty. Starsi państwo byli wtedy już dość wiekowi. Mieli ponoć pięcioro dzieci. Troje stracili jeszcze przed przybyciem tutaj, ale nie chcieli mówić, co się stało. Została im córka, która była młodą wdową z dzieckiem i najmłodszy syn, głupek od urodzenia. Tak więc Hermann Rausching, jego żona Irene i syn Till mieszkali w tej chacie na wzniesieniu, a córka Marlene i mała Thea w tej mniejszej. Mieli nieduże pole tu, gdzie szliśmy, przez całą długość tej łąki, tylko węższe, bo niegdyś było tu więcej bagien.
Heike urwała na chwilę i zeszła ze schodka. Wyglądała na zamyśloną. Obejrzała się za siebie, jakby chciała jednak przekroczyć próg, ale zrezygnowała. Olaf bacznie obserwował jej ruchy – czy ta scena została przez nią wyreżyserowana? Co sprawiło, że dziewczynka się cofnęła? Wyobraźnia podsuwała mu różne pomysły, ale wolał na razie wyrzucić je z głowy.
Dała mu znak, by szedł za nią. Drugi
dom znajdował się nieco niżej. Tam kamieni zachowało się nawet
więcej, ale resztki desek widoczne były tylko na ścieżce przed
domem. W ten sposób ktoś musiał ułatwiać sobie poruszanie się
po błotnistym terenie. Obok królowała samotna brzoza, jedyne żywe
drzewo w najbliższej okolicy. Najlepiej ze śladów cywilizacji
zachowała się drewniana kładka, nieco już przegniła, która
łączyła dwa brzegi małego stawu. Woda w nim była zadziwiająco
czysta, ale chłopiec nie mógł dostrzec dna, choć długo wpatrywał
się w głębię.
- Uważaj, staw jest głęboki – ostrzegła go Heike i bez ostrzeżenia znów podjęła opowieść. - Po roku Rauschingom coś zaczęło niszczyć pole. Na początku nie wiedzieli, co to było. Potem odkryli, że to żona stolarza, która podobno nienawidziła Marlene. Domyślasz się, za co. Marlene już nawet nie chodziła do wsi, ale i tak nad rodziną zaczęły zbierać się czarne chmury, bo ludzie gadali różne rzeczy. Głównie o tej historii ze stolarzem, ale ona sama też ponoć była dosyć dziwna, więc łatwo było im się do niej przyczepić.
Chłopiec skinął głową. Był już
dość przejęty, nawet jeśli nie bardzo wierzył, że jakakolwiek
rodzina o tym nazwisku mieszkała w tych chatach. Nad tym miejscem
wisiał jakiś dziwny, obcy czar. Coś tu z pewnością zaszło w
przeszłości i wciąż pozostawało w tych kamieniach... w tej
ziemi... w głębi tego stawu. Olaf niemal widział tych ludzi, ich
codzienność, krzątaninę wśród ciasnoty i biedy, ich troski i
niepokoje. Tu, gdzie teraz beztrosko wkroczyli wraz z Heike, toczyło
się życie pełne tajemnic, dawno już pogrzebanych. Czuł, jakby
wkroczył na cudzy teren i instynktownie oglądał się przez ramię,
oczekując kary za ten występek.
Zarazem miejsce pociągało go swą
urodą. Dotykał omszałych kamieni i gładził ręką wysokie trawy
i bluszcz, przyjrzał się majestatycznej brzozie (przez myśl
przemknął mu, nie wiedzieć czemu, obraz równie majestatycznego
wisielca na gałęzi), zaciągnął się zapachem wilgoci znad stawu
i kwitnących chwastów. Miał przeczucie, że to, co widzi, słyszy
i czuje, nie jest wszystkim, czego można tu doświadczyć.
- Pewnego dnia okazało się, że
Rauschingów nikt nie widział we wsi od kilku dni. Oni nie bywali
tam codziennie i minęło trochę, nim się zorientowano. Na miejsce
przybyło kilku mężczyzn, ale zastali chatę Marlene kompletnie
opuszczoną. Nigdzie nie było śladu ani jej, ani jej córki.
Poszli więc dalej i zobaczyli, że ciało Tilla pływa po
powierzchni wody. Już wtedy wszystkich przeszły dreszcze i bali
się, co zastaną w drugim domu.
- I co, pewnie wszystkich zamordowano? - spytał Olaf, znający już nieco opowieści Heike. - Wszędzie krew i flaki, jak w starym młynie za Mettering?
- I co, pewnie wszystkich zamordowano? - spytał Olaf, znający już nieco opowieści Heike. - Wszędzie krew i flaki, jak w starym młynie za Mettering?
Heike naburmuszyła się.
- Jak znasz już zakończenie, to po
co pytasz? - burknęła. - Właśnie nic takiego się nie stało.
Rauschingowie opuścili swoje gospodarstwo i nigdy więcej nie
wrócili. Nie znaleziono żadnej krwi ani śladów przemocy.
Mówiono, że Till po prostu zatęsknił za domem albo czegoś
zapomniał, wrócił i przypadkiem utonął. Po reszcie rodziny
słuch zaginął. Spakowali manatki i odeszli.
Chłopiec starał się, by jego głos
brzmiał normalnie, ale nie ukrył nuty rozczarowania. Zamiast
dreszczyku emocji poczuł, że przenika go smutek. Dawne tragedie i
sąsiedzkie spory były równie przykre, jak te, które toczyły się
w ich rodzinnej wiosce. Ludzie rodzili się i umierali, żenili się
i zdradzali, plotkowali, czasem podle, odchodzili, czasem bez śladu.
Teraz uwierzył, że historia opowiedziana przez Heike jest
prawdziwa. Była tak zwyczajna, jak całe życie, pełne trosk i
trudów od samego dzieciństwa, jeśli miało się nieszczęście
przyjść na świat w biednej imperialnej wiosce.
Heike natychmiast wyczuła jego emocje.
Tupnęła nogą, mocno poirytowana.
- Spodziewałeś się czegoś więcej?
Przepraszam, że cię zanudziłam – wybuchła, a na jej policzkach
pojawiły się wypieki. - Chodź, może zdążymy do domu na kolację.
Twoja matka na pewno będzie zadowolona, że dalszą część
historii zachowałam dla siebie.
Olaf drgnął, jakby nagle poczuł
lodowaty dreszcz.
- Dalszą część?
- Oczywiście, głupku –
parsknęła. - Właściwa historia rozpoczęła się dopiero jakieś
trzydzieści lat później. Przez ten czas wieś nadal żyła i
miała się dobrze, zagajnik rósł i wszystko było jak należy.
- A te chaty nadal tu stały?
- No, trochę były podniszczone.
Ludzie je splądrowali, ale kamień na kamieniu trzymał się dość
mocno, by dało się wszystko odbudować i w nich zamieszkać. Pewnego
dnia sprowadziła się tu kobieta z dwójką dzieci, chłopcem i
dziewczynką. Żyła bardzo biednie, często tylko z tego, co dobrzy
ludzie jej pomogli. Dlatego pojawiała się we wsi codziennie,
zawsze z dziećmi. Wtedy dopiero zaczęły się dziać dziwne
rzeczy. Kobieta wyglądała całkiem zwyczajnie, ale ludzie
przestali zbliżać się do tych domostw, bo okolica nagle wydała
im się niesamowita. Bali się, choć mieszkali tuż obok i znali
teren jak własną kieszeń. Łazili tędy przez lata i nagle coś
było nie tak! Uwierzyłbyś?
Heike zaczęła wchodzić w swój
żywioł. Podekscytowana własną opowieścią, gestykulowała żywo
i sprawiała wrażenie, że jest jedyną osobą, która zna całą
prawdę. Gdy była taka jak teraz, wszystkie dzieciaki uwielbiały
jej słuchać. Olaf już dawno jej uległ.
- Co było nie tak? - zapytał.
- Trudno powiedzieć, co z tego było
prawdą. Coś szeptało, śpiewało, coś człowieka przyzywało, a
innym razem odpychało. Widziano czasem na polu cztery różne
postacie. Nigdy razem, zawsze osobno. Mężczyzna, chłopak, stara
kobieta i druga, młoda. Pojawiali się i znikali, nie odpowiadali
na wołania. Ale widziano ich tylko o zmierzchu i świcie, nigdy za
dnia i nigdy w nocy. Ludzie zaczęli się bać także tej kobiety,
więc po jakimś czasie wezwali ją na radę i powiedzieli, że może
odejść albo oskarżą ją o czary. Miała czas do świtu. Prawie
cała wieś poszła za nią, żeby zobaczyć, jak odchodzi. Byli
pewni, że to zrobi, ale dla pewności czekali w tamtym lesie. Nie
chcieli wkraczać na jej ziemię, póki ona jej nie opuści.
Olaf spojrzał w stronę zagajnika.
Ostatkiem sił nie dopuszczał do siebie myśli, które docierały do
niego powoli, acz nieubłaganie, napełniając chłopca lękiem.
- Ale ona wyszła przed dom i tylko patrzyła na ten las, na stojących tam ludzi. Wszyscy mieli wrażenie, że przenika ich wzrokiem na wskroś, choć stała daleko. Przez dłuższą chwilę stali tam, nie mogąc się ruszyć, jakby ktoś na nich urok rzucił, a potem spostrzegli te dziwne postacie z pola, wszystkie razem. Zbliżały się do lasu, aż wszystkich ogarnęła trwoga, zrozumieli bowiem, że to byli Rauschingowie, pamiętani jeszcze przez starszych mieszkańców wsi. Nagle ludzie zorientowali się, że zagajnik płonie. Drzewa zaczęły się palić od góry, płonące konary spadały jak deszcz ognia na wszystkich, którzy tam byli. Ludzie w panice rzucili się do ucieczki, a kilka przytomnych osób pobiegło pochwycić wiedźmę, by jak najszybciej mogła zostać stracona. Wdowa po stolarzu, wówczas już staruszka, rozpoznała po oczach, że tą kobietą była Thea, córka Marlene. Wiedźma przyznała się, że przybyła pomścić krzywdę rodziny. Mówiła straszne rzeczy, śmiała się jak opętana. Nie chciała tylko powiedzieć, gdzie ukryła dzieci, ale ludzie byli już tak przerażeni spaleniem lasu, że uznali, iż musiała je zabić. Czym prędzej spalili ją na stosie, tu, na polu Rauschingów. Nie wiedzieli, że jej czary były jeszcze podlejsze, niż im się zdawało i wraz ze stosem zaczęła płonąć ich wioska. Spostrzegli to dopiero po powrocie. Niewiele domów ocalało, wieś przestała istnieć. Nikt zresztą nie chciał do niej wracać.
Chłopiec patrzył na Heike z przerażeniem. Nie mogła tego wymyślić, nawet ona nie miała aż takiej wyobraźni. Wszystko tu wokół szeptało o niesprawiedliwości, bólu i zemście, te ruiny były skażone dawną zbrodnią. Nawet ich piękno wydało mu się złowieszcze teraz, gdy tajemnica została odkryta.
- A dzieci? - zapytał zmienionym
głosem. - Zabiła je?
- Thea uchroniła swoje dzieci...
tego przynajmniej chciała – odrzekła Heike. - Nim to wszystko
się stało, nakazała im wejść do piwnicy i czekać. Obiecała,
że moc, która otacza ten dom, ich ochroni i po wyjściu będą
bezpieczni. Ale nie wiadomo, czy wyszli i kiedy. Mówiono, że
magia, którą posłużyła się Thea, ma moc potężną i
niszczącą, zdolną nawet wysłać człowieka w podróż w czasie.
Może dzieci przeniosły się kilka albo kilkadziesiąt lat
wcześniej lub później? Może wciąż żyją? A może coś poszło
nie tak i ich ciała są tu, w tej piwnicy?
Olaf spostrzegł nagle, że – nie
wiedzieć nawet, kiedy - weszli do zrujnowanego domu. Szedł za Heike
jak we śnie i nie zdążył wyrzec słowa, nim uklękła i odsunęła
bluszcz, który porastał podłogę domu. Po chwili siłowania się
podniosła zmurszałą drewnianą klapę, niemal rozpadającą się w
jej rękach.
- Żartujesz – wychrypiał
przerażony.
- Wejdę pierwsza, jeśli się boisz
– oświadczyła i natychmiast przystąpiła do działania, bez
namysłu wskakując pod podłogę. Chwilę trwało, nim odezwała
się ponownie. - Hej, nie ma żadnych zwłok! Właź do środka.
- Nie chcę – szepnął.
- Właź, zaraz i tak wracamy do
domu.
Myśl o domu dodała chłopcu odwagi i zszedł za koleżanką do piwnicy. Pomieszczenie było ciemne i wilgotne. Dreszcz przebiegł Olafowi po plecach. Nie mógł dostrzec nic pośród ciemności, wszystko wokół było zimne, nawet oddech Heike zdawał się lodowaty, jakby dziewczynka nie była już tą, z którą tu przyszedł.
- Wiesz – szepnęła. – Teraz
przyszło mi do głowy... co, jeśli te czary nadal działają i my
także przeniesiemy się w czasie?
- O czym ty gadasz?!
- Wiesz... - jej szept zdawał się
cichnąć. - Jeśli okaże się, że przeniesiemy się kilkaset lat
w przeszłość lub przyszłość, naszej wsi nawet nie będzie. Nie
będzie... domu. Nie będzie... rodziców. Nie będzie... nikogo ani
niczego, co znamy na tym świe...
Szept ucichł całkowicie, nim
dokończyła.
Przez chwilę chłopiec nie słyszał
nic. Nagle ciszę zakłóciły krzyki, kilkadziesiąt głosów,
gniewnych, przerażonych. Wdarły się do tej piwnicy, do jego głowy.
Tupot nóg, nienawiść, wściekłość. Łoskot, jakby przez dom nad
nimi przetoczyła się horda zwierzoludzi. Ale Olaf wiedział, że to
nie bestie, lecz ludzie, żądni zemsty i jednocześnie przerażeni
zemstą, która ich spotkała. Wiedział, że byli gotowi zniszczyć
wszystko i wszystkich na swej drodze.
Panika ogarnęła go do granic obłędu
i choć nie chciał krzyczeć, słyszał, jak z jego ust dobiega
dziwny, obcy krzyk. Powietrze stało się wilgotne i ciężkie, a
odgłosy na górze powoli cichły, ale ta cisza nie uspokajała Olafa
ani trochę. Nie zważając na drzazgi, pchnął drewnianą klapę i
ostatnimi siłami wydostał się na powierzchnię.
Piasek zasypał mu oczy i dostał się
do nosa i ust. Olaf zaczął kasłać. Wśród ruin nie widział już
ani śladu Heike, a w powietrzu czuć było dym. Chłopiec obejrzał
się i zobaczył, jak zagajnik dogasa powoli, a wraz z nim cichły
ostatnie ludzkie okrzyki. W oddali na łące majaczył słup ognia,
lecz wokół nie widać było żadnych ludzi, tylko cztery ledwie
dostrzegalne sylwetki postaci, które nie mogły być ludźmi. Olaf
patrzył na zniszczony dom, na kamienie rozrzucone wokół, na
wszystko, co widział już wcześniej - nagle stało się to jakieś
inne, obce.
Chciał zapomnieć opowieści, którą
właśnie usłyszał, ale było już za późno. Historia nagle
złożyła się w całość, tym bardziej przerażającą, że stał
się jej bohaterem. W panice rzucił się w stronę domu, zostawiając
za sobą złowieszczą ciszę, wśród której
czuł się jak ostatni człowiek na świecie, zapomniany i
pozostawiony w gęstniejących ciemnościach. Przedzierał się przez
trawy i krzewy, potykając się na znajomych ścieżkach i kalecząc
łokcie i stopy. Biegł w poszukiwaniu jedynego miejsca, w którym
poczułby się bezpiecznie, a którego nie miał już nadziei więcej
zobaczyć.
***
Heike Jodl otrzepała się z kurzu i
rozejrzała wokół z zadowoleniem. Ona także powinna była już
wracać. Zmierzch zapadał nieubłaganie nad umarłymi domami ludzi,
którzy ożyli na chwilę dzięki opowieści. Olaf zniknął wraz z
ostatnimi promieniami słońca, pozostawiając dziewczynkę całkiem
samą. Szkoda, że tak łatwo go wystraszyć, pomyślała,
mógłby być z niego niezły kompan do zabawy. Ma wyobraźnię i
umie docenić dobrą historię.
- Teraz pewnie nie odezwie się do mnie przez miesiąc – mruknęła, ostatni raz oglądając się za siebie.
Pięć widmowych postaci zamajaczyło wśród ruin i uniosło dłonie w geście pożegnania.
oh, siedzę w pracującą sobotę w robocie i umilam sobie czas lekturą:) Bardzo bardzo zacna lektura :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem z przyjemnością. Kawał dobrej czytanki! Pisz więcej :)
OdpowiedzUsuńWłos się jeży! Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPiękny kawał tekstu. Zdecydowanie masz talent i poprosimy o więcej.
OdpowiedzUsuńŚwietnie zilustrowałaś poszczególne fragmenty tekstu zdjęciami tej cudnej makiety.
Szczególnie przypadła mi do gustu brzoza - zdradzisz z czego są liście (jaka firma?)?
Dzięki :) Drzewka są z Fallera, trójpak, pozostałe dwa pewnie też za jakiś czas wykorzystam :) Walały nam się po kartonach z materiałami modelarskimi, chyba już od bardzo dawna je mieliśmy.
UsuńSplendid terrain!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem dwa razy. Jak wydasz książkę to daj znać, chętnie kupie.
OdpowiedzUsuńŚwietna historia. Hmm... może napiszesz jakieś warhammerowe bajki dla dzieci? :D
OdpowiedzUsuńWarhammerowe. Bajki. Dla dzieci. Czytam to sformułowanie i ciągle jakiś element nie pasuje :P
Usuń