Wróciliśmy już z wyjazdu. Dla biednego Kapitana Haka wakacje praktycznie skończone, ja z Młodym jadę jeszcze w sierpniu, ale ten "główny urlop" przeminął. Wiele nowych doświadczeń, przemyśleń i wniosków za nami. Samochód nieraz mieliśmy ochotę oddać czterdziestkowym orkom na eksperymenty, ale dojechał wszędzie, gdzie miał, a w nim my, cali i zdrowi. Fajnie było! Z wyjazdu przywiozłam dziewiątkę goblinów w stanie surowym, bo jakimś cudem udało mi się znaleźć tam czas, by je opiłować, posklejać i zrobić im podstawki. "Speedpainting po mojemu" będzie więc trwał - Moria jeszcze wielu zielonoskórych pomieści.
Dopiero trzy speedpaintowe gobliny za nami, a ja już cierpię z powodu braku różnorodności na blogu. Zaglądam do gablotki i patrzę, jakich modeli jeszcze nie wrzucałam na bloga i czuję się jak Sam Gamgee, który oznajmia, że do żarcia są lembasy, a prócz tego więcej lembasów. Ale na razie nie mam nic innego (choć już maluję), więc trzeba przez te gobliny przebrnąć. Zapraszam do obejrzenia :)
To coś jak odliczanie, każdy kolejny goblin bliżej do zagrania i jakiejś relacji. Lembasów nigdy za dużo, Pipin zjada 4 na raz;)
OdpowiedzUsuńAle kupując lembasa osiedlasz Legolasa ;)
UsuńNie mogę przestać się dziwić, że te gobosy mogą dobrze wyglądać... Naprawdę dobra robota:)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie :)
UsuńJak zwykle - ładna praca. Gimli będzie miał co rąbać :)
OdpowiedzUsuńŻeby nasycić Gimliego, trzeba jeszcze wielu goblinów ;) Dzięki.
UsuńBardzo udany gobasek. Zachęca, abym i ja ruszył kiedyś moich :-)
OdpowiedzUsuńNa pewno jak już ruszysz, efekt będzie równie udany :) Dziękuję.
Usuń