29 września 2009

Paul Hartmann, syn Gerharda - moczymorda i lekkoduch.

Przedstawiamy Wam pierwszy model do bandy Ostlandu - jest to jeden z ruffianów. Ruffiani byli chyba najmilszą do konwertowania częścią bandy; nie potrzebowali wyszukanych bitsów, bo cały ich urok polega właśnie na tym, że są zwyczajni. Pozornie. Nasi ruffiani, jak będziecie mieli okazję się przekonać, są trochę mniej zwyczajni... może przez to, że cały czas są w stanie wskazującym na spożycie dużych ilości gorzałki.

Ruffian pierwszy, skład: milicja, milicja i jeszcze raz milicja, a prócz tego nieśmiertelna beczka i butelka gorzałki. Poniżej historia pechowego młodzieńca, który właśnie funduje sobie ból głowy dłuższy niż kac następnego poranka...

***
Paul Hartmann
O ile ze starszego syna, Karla, Gerhard jest dumny, o tyle Paul stanowił zawsze jego główne zmartwienie. Młodszy o dwa lata od brata, nigdy nie czuł się zobowiązany do pielęgnowania tradycji rodu i przysporzenia mu chwały. Choć życie Paula nie obfitowało w żadne większe tragedie, zawsze ciągnęło go do tych, którzy większość czasu trwonili na picie gorzałki i większość czasu przesiadywał w karczmie. Gerhard nie bez pogardy mówił nieraz, że Paul ma słaby charakter i przez osiemnaście lat życia nie zdążył zrobić nic poza tym, by nie popaść w długi; a i to zawdzięczał głównie pobłażliwości ojca, który spłacał jego przegrane zakłady i pijackie wybryki.

Paul uwielbia dobrą zabawę, często jednak nie zna w niej umiaru; jako jeden z najmłodszych i najweselszych bywalców karczmy, jest bardzo lubiany w swoich kręgach, ale ci bardziej „udani” członkowie rodziny częściej patrzą na niego z pobłażaniem niż szacunkiem. Jedynie w matce, której zawsze był ulubieńcem, znajduje wsparcie; ona też nieraz broniła go przed gniewem ojca.

Gerhard zdecydował się zabrać syna na wyprawę do Mordheim, choć wątpliwości nieraz przemknęły mu przez głowę. W końcu jednak stwierdził, że taka wyprawa pomoże zrobić z niego prawdziwego mężczyznę i wybić mu z głowy młodzieńczą głupotę. Czy jego pomysł ma szansę powodzenia, przekonamy się już wkrótce...












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz