4 maja 2024

Granie z bratem #1 - "Age of Fantasy Skirmish" ("One Page Rules")

Jak można wywnioskować z tytułu dzisiejszego wpisu, udało mi się zagrać, w dodatku zagrać z bratem, znanym niektórym jako Warboss Krzychu.

Wydarzenie o tyle doniosłe, że zagraliśmy wczoraj po raz pierwszy od wielu lat (będzie już pewnie z 10 lat - ostatnie rozgrywki prowadziliśmy jeszcze w klubie "Dębowa Tarcza") i wszystko wskazuje na to, że to "początek serii" regularnego rodzinnego grania.

Ponadto dla obu z nas była to pierwsza rozgrywka w "Age of Fantasy Skirmish" z serii "One Page Rules", do którego to systemu przymierzałem się już od dość dawna i wreszcie nadarzyła się okazja, by go przetestować.

W pewnym sensie historia zatoczyła koło, gdyż gdy zaczynałem przygodę z bitewniakami pierwsze bitwy rozgrywałem właśnie z bratem. Co lepsze, nadal mamy sporo makiet z początków naszego grania jakieś 20 lat temu - niektóre już w trzeciej odsłonie po renowacjach, ale generalnie to głównie ze starych zapasów ułożyliśmy stół do gry z pojedynczymi dodatkami z czasów nowszych (głównie wydrukami - niektóre jeszcze niepublikowane na "Hakostwie").

Rozegraliśmy w ramach nauki zasad dwie bitwy - w obu przypadkach najprostszy scenariusz z kontrolowaniem punktów na stole - kto kontroluje więcej po 4 rundach ten wygrywa. Rozpiski były na 150 pkt, czyli relatywnie małe (sugerowany "standard" to 250 pkt), co daje w przybliżeniu 5-10 raczej skromnie wyposażonych modeli na stronę.

W pierwszej bitwie, w której ja dowodziłem krasnoludami, a Krzysiek ogrami, do zajęcia było aż 5 punktów kontrolnych (symbolizowanych przez skupiska beczek i skrzynek, że niby jest to walka o porzucone zapasy). Rozgrywka była dość wyrównana, zdarzyło się kilka spektakularnych akcji, jak ustrzelenie szalejącego po polu bitwy tygrysa szablozębnego przez ostatniego przy życiu gromowładnego, czy epicki pojedynek dowódców band. W ostatniej rundzie zwycięstwo zapewnił mi krasnoludzki górnik, który niecnie i szpetnie (jak wujek Fester) wyskoczył z przyczajki w ukrytym tunelu na tyłach linii przeciwnika.

W drugiej bitwie ogry przejąłem ja, a Krzysiek zagrał leśnymi elfami. Walka była nie tylko bardziej płynna niż za pierwszym razem (ogarnęliśmy już zasady), ale i bardziej zajadła - padło dwóch tancerzy wojny, dwie driady i siły Krzyśka mocno się już skurczyły, przy czym elfy niemal ubiły mojego dowódcę. Już myślałem, że wygram drugą bitwę, ale Krzysiek w ostatniej rundzie dokonał kilku brawurowych ruchów, które ostatecznie doprowadziły do remisu.

Wrażenia z rozgrywki bardzo pozytywne - zasady AoFS okazały się wprawdzie nieco bardziej rozbudowane niż mogłoby to wynikać z "jednostronicowego" założenia, ale nadal na tyle proste, że do nauczenia w jedną rozgrywkę, a ponadto naprawdę dynamiczne. Bardzo ważnym aspektem gry jest naprzemienna aktywacja jednostek - pomimo grania całe lata w systemy, w których jej nie było, skłaniam się do stwierdzenia, że wprowadza to taktyczny wymiar rozgrywki na zupełnie inny poziom. Zróżnicowanie zasad specjalnych jednostek dobrze z kolei równoważy fakt istnienia tylko dwóch prostych współczynników: Quality i Defense.

W telegraficznym skrócie to by było na tyle - wybaczcie, że ani relacja z rozgrywek, ani recenzja AoFS nie są bynajmniej rozbudowane, ale i tak mam wrażenie, że się nieco za bardzo rozpisałem.

Tymczasem szykujemy się powoli do kolejnych rozgrywek, które zapewne też będę raportował na blogu. W tle trwają również dalsze prace makietowe nad ulepszeniem stołu "pozamiejskiego", choć zapewne będą też rozgrywki podziemne.

Zapraszam do obejrzenia pozostałych zdjęć w rozwinięciu wpisu poniżej.