30 grudnia 2013

Kamienne skały #1/3 (do SDKu)

Tytuł tego posta brzmi jak pleonazm, ale wbrew pozorom w świecie bitewniakowych makiet tak nie jest. W końcu na porządku dziennym są skały styrodurowe, skały gipsowe, skały-z-kory-sosnowej, czy cholera wie jakie jeszcze skały...

Te natomiast są z najprawdziwszego kamienia i to nie byle jakiego, ale przywiezionego przez tatę Dwalthrima bodajże z Mongolii (klimaty "Border Town Burning" pełną gębą)... zaiste "kamienne skały"!

Skoro już o Staśku "Dwalthrimie" mowa, należy zacząć od tego, że on jest twórcą serii trzech makiet, które dzisiaj i w najbliższych dniach przedstawię na blogu. 

Do mnie trafiły - standardowo - do wykończenia, w stanie surowym. Wykonanie, jak to w przypadku Staśka bywa, mocarne i pancerne - wszystko posklejane, jak to nasz klubowy kolega mawia: "na constans", czyli można tym rzucać (i zapewne zabić, ale nie próbowałem), a się nie rozpadnie.

W pierwszym odruchu, gdy te elementy terenu trafiły do mnie, chciałem standardowo przejechać całość czarnym podkładem i pomalować jak każdą inną makietę. Przyznam jednak, że gdy przyjrzałem się tym kamieniom, wspomniałem fakt, że przyjechały do nas całkiem konkretny kawał drogi, uznałem, że szkoda będzie wykańczać tę dość niestandardową makietę w całkiem standardowy sposób...

Zaryzykowałem zatem swoisty eksperyment polegający na pomalowaniu podstawek (uprzednio przeze mnie wzmocnionych dodatkowymi warstwami wikolu, piachu i... zlepionej wikolem ziemi ogrodowej), przy jednoczesnym pozostawieniu kamieni w stanie surowym.

Oczywiście, na zakończenie, standardowo, posypki, roślinki, drzewka i te sprawy.

Jak to wyszło, oceńcie sami (jak to z reguły bywa, zaczynam od makiety "najmniej okazałej") - foty średniawe, ale na szczęście nowe stanowisko fotograficzne, z nowym aparatem na czele, już za pasem:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz