12 marca 2010

Bruno Berg, czyli jaki ojciec, taki syn

Dziś zaprezentuję kolejnego Ostlandczyka (który to już? Spora z nich banda). Znowuż pijak, jak zresztą na rodzinę Bergów przystało. Wiele w życiu nie osiągnął, pewnie też szybko zginie... Ale jak na pijaka przystało, przynajmniej walczy i umiera dzielnie. Skład - Imperium, Imperium, Imperium... korpus i nogi z milicji, łapka prawa z archerów (chyba), lewa to w większości masa modelarska, butelka wiadomo, głowa też gdzieś z batalionu. Zdjęcia są już dość stare, dlatego nie uwzględniają spiłowania nadlewki na butelce, które to spiłowanie zostało już dokonane (choć wydaje się to dziwne, są ludzie, którzy nie wiedząc, co powiedzieć o danej figurce, zawsze szukają nadlewek i tego typu rzeczy, stąd ta uwaga ;)).

Jak zwykle - miłego oglądania i do następnego odcinka "Mody na Ostland" ;)


Bruno Berg

Każdy ojciec chciałby mieć syna, który naśladowałby go pod każdym względem. Jeśli przyłożyć tę miarę do absolutnie wszystkich ojców na świecie, można powiedzieć, że marzenie Ottona Berga się spełniło. Jego starszy syn, Bruno, okazał się dokładnie taki sam, jak on – leniwy, skłonny do kłamstw i pijaństwa. W odróżnieniu od Ottona, nie musiał się z tym nawet kryć przed ojcem – obaj stali się znakomitymi kompanami we wszczynaniu burd i upijaniu się do nieprzytomności.

Rodzina załamywała ręce, lecz z Brunonem nic nie dało się zrobić. Jego ojciec ani myślał zadbać o edukację syna czy jego przyszłość. Dla niego liczyło się tylko to, że miał z kim porozmawiać – z kimś, kto nie robił mu wyrzutów, zawsze rozumiał i był taki sam jak on. Fakt, że przyczynia się do szybkiego rozpadu rodziny, nie obchodził go wcale. Również matka nie zajmowała się Brunonem specjalnie – raz na jakiś czas tylko przesyłała niewielkie kwoty, prezenty od swego ojca dla wnuków. Szybko jednak przestała, gdy tylko do jej uszu dotarły pogłoski, że każdy z tych prezentów jest przez jej męża i syna przepijany. Kobieta wyrzekła się swego męża i dzieci, i choć w Sturmbergheim ludzie ją potępiali, to jednak mało kto nie miał dla niej zrozumienia.

Bruno wyrósł na pięknego młodzieńca, którego tak samo jak ojca, nic nie obchodzi. Istotne jest dla niego to, co może wypić lub zjeść, a ludzi dzieli na tych, z którymi wygrał lub poległ w bójce. O dalekich wyprawach nigdy nie marzył, bo po co wybierać się dalej niż do karczmy, skoro alkohol jest wszędzie? A jednak kiedy Otto dostał wezwanie na wyprawę do Mordheim, Bruno musiał również się stawić. Pierwszy i jedyny raz ojciec wymagał od niego czegoś; zdumienie Brunona było ogromne, bo żadne awantury i wyrzuty nie pomogły. Otto był nieugięty. Nie chciał ruszyć się do Mordheim bez niego. Bruno musiał przezwyciężyć lenistwo i opuścić swój zrujnowany rodzinny dom w poszukiwaniu obcych, nieznanych mu jeszcze ruin...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz