18 lipca 2015

Wojowniczy mnisi z Cathayu... albo Nipponu #11

Są takie modele, których malowanie sprawia pewne trudności, nawet nie bardzo daje radość, ale paradoksalnie wychodzą nieźle. W tej bandzie był chyba ich rekordowy odsetek ;) Nie lubiłam zwłaszcza typów takich jak ten dzisiejszy, ze względu na to, jak mocno mają osłoniętą twarz. Sprawiało to spore trudności w pomalowaniu jej jak trzeba. Ale to nie był jedyny problem. Zauważyłam jednak, że za dużo narzekam, więc przejdę od razu do pozytywów: zaskoczyły mnie te modele. Potrafią ładnie wyglądać i fajnie pasują do reszty bandy. Na półce cała hałastra wygląda bardzo spójnie.

Może nie powalają dynamizmem, ale nie są też aż tak statyczne, jak wiele innych model z tamtych czasów. Poza tym modele tak zwarte w swej budowie maluje się szybko. Nie wszystkie równie przyjemnie, jak stare krasnoludy, ale czas też ma znaczenie - nad najpiękniejszym modelem można się porzygać, gdy trzeba siedzieć za długo (to uczucie znam bardzo dobrze ;)). W końcu większość ludzi chce chyba widzieć efekty pracy współmierne do czasu. No, to dziś posłodziłam, zamiast narzekać :) Zapraszam do obejrzenia.


3 komentarze:

  1. Świetny. Bardzo mi się podoba poza figurki oraz malowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna figurka! Będzie naprawdę extra banda!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze wyglada ta zbroja w czerwono czarnym kolorze
    Bartek

    OdpowiedzUsuń