11 czerwca 2010

Dwarf Lord z Avatars of War

Dzisiejszy wpis na blogu jest uroczysty, żeby nie rzec świąteczny - jest to bowiem coś więcej niż kolejna figurka w kolekcji. Wczoraj, dnia 10.06.2010 Tomek zwany Kapitanem Hakiem dorobił się tytułu magistra na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, otrzymując dwie oceny bardzo dobre za pracę i egzamin, co daje mu również 5 na dyplomie. Z chęci uczczenia faktu, że mój mąż jest tak niespotykanym kujonem... eee... znaczy ambitnym młodym człowiekiem, postanowiłam mu zrobić niespodziankę. Oczywiście, jak to zwykle bywa, figurkowo-modelarską.

Jakiś miesiąc temu wyszła nowa figurka Avatars of War. Oboje bardzo lubimy ich modele, ponieważ rzeźbiarze ci mają podejście dokładnie odwrotne do GW: jakość > ilość. Figurek z AoW nie ma zbyt wiele, lecz te, które są, są doskonałe. Rzecz jasna najbardziej lubimy figurki krasnoludów! Wszystkie, które do tej pory się ukazały, wzbudzają nasz najszczerszy podziw i zachwyt. Lord, który wyszedł w maju, jest figurką wspaniałą. Typowy groźny krasnolud uzbrojony po zęby. Nie mam konta w paypalu, ale gdy tylko pojawił się na Allegro, od razu wiedziałam, co dam Tomkowi w prezencie (swoją drogą, był to mój pierwszy zakup na założonym po kryjomu koncie).

Ponieważ jednak magistrem zostaje się raz w życiu (przynajmniej jeśli kończy się jeden kierunek studiów) to prócz zakupienia figurki postanowiłam ją również pomalować. Jakiś czas temu obiecałam już Tomkowi, że będę malować mu figurki herosów i lordów do armii, więc wszystko było według ustalonego planu. Tomek wiedział tylko, że mam dla niego figurkę i że ją maluję - jaka to figurka i jak maluję, nie miał pojęcia ;)

Lorda pomalowałam dość standardowo - rzecz jasna z większym wysiłkiem niż jakikolwiek model do tej pory, tak, ale kolorystycznie nic nowego. Większość tego krasnoluda stanowi zbroja, więc używałam wielu farb metalicznych, żeby nie używać tylko standardowego "złotopodobnego" i "srebrnego". Podpytałam dokładnie męża co do podstawki (dzięki czemu nauczyłam się robić śnieg, który nie zżółknie jak w przypadku Kislevitów) i koloru włosów owego lorda (miały być rudawe i takie są). Nowością było dla mnie malowanie klejnotów. Jakoś nigdy do tej pory nie było okazji, albo była, ale zmarnowana ;) Przejrzałam trochę tutoriali w sieci i okazało się, że nie jest to wcale trudne. Mam nadzieję, że jak na pierwszy raz jest nieźle.

A oto i nasz dzisiejszy bohater. Miłego oglądania!










3 komentarze:

  1. Zawsze chorowałem na model z tej serii :)Kto wie, może nawet kiedyś sobie sprawię.

    Model - widać bardzo dużo włożonej w niego pracy. Chociaż przydałoby się zdjęcie w nieco większym oddaleniu. Co by jednak nie mówić, to klasa sama w sobie przebija się. Ile czasu zajęło malowanie? I jaka reakcja obdarowanego? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja, dość spore zbliżenie jest... tak jakoś wyszło. Malowanie, hm... kilka dni mi zajęło. Ale to dlatego, że malowałam tylko wtedy, kiedy Tomek był w drugim pokoju i się uczył ;) Starałam się z tym raczej nie spieszyć. Bardzo przyjemnie zresztą się malowało i żal było kończyć.

    Reakcja bardzo pozytywna ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lord - kozacki! Bardzo mi sie podoba, taki typowy ponury typ z upadających twierdz w Górach Krańca Świata :)

    OdpowiedzUsuń