15 stycznia 2012

Ludwik von Greifberg, wampir

Caroline powtarzała mu od dawna, że jest stworzony, aby rządzić. Słodka Caroline... jej kasztanowate włosy tak pięknie powiewały na wietrze. Ludwik miał prawdziwe szczęście, że zgodziła się wyjść właśnie za niego. Nie dość, że odwzajemniała jego uczucie, to jeszcze pochodziła z dobrej rodziny i dla Ludwika był to kolejny, już niemal ostatni krok do tego, by rodzina von Greifberg odzyskała to, co jej się słusznie należało. Hrabia von Steinhardt nie był niczemu winien, intryga sprzed dziesięcioleci nie była jego udziałem i w gruncie rzeczy Ludwik całkiem go lubił. Nie na tyle jednak, by przyznać mu prawo, którego mieć nie powinien.

Zdradzili go. Wszyscy. Brat, któremu nagle uwidziało się sympatyzować ze Steinhardtem, a który przed umierającą matką onegdaj przysięgał, że pomoże rodzinie odzyskać ziemie. Przyjaciele, z którymi Ludwik się kształcił i dorastał, a którzy obiecywali mu choćby zamach, jeśliby było trzeba. I Caroline, słodka Caroline... jej oczy zwróciły się nagle ku innemu, a dusza stała się obca. Żadna inna zdrada nie bolała nawet w połowie tak, jak zdrada ukochanej. To ona sprawiła, że Ludwik zawarł pakt z ciemnością i poprzysiągł zemstę.

Ale to była przeszłość. Minęło kilka lat, jeśli nie kilkanaście; trudno było się doliczyć co do dnia. Ludwik przeleżał je w krypcie, na wpół śpiąc, na wpół czuwając. Jego rodzina dawno nie odwiedzała grobu; wszyscy wyprowadzili się do rodzinnego miasta po jego rzekomej śmierci. Miał wiele czasu na przemyślenia. Miał wiele czasu, by ukryty w krypcie wsłuchiwać się w wiatr, szmer głosów zza cmentarnego muru, niespokojny oddech miasta. Czuł, że coś jest nie w porządku, że dni mieszkańców Mordheim są policzone. Nie umiałby dokładnie tego wyjaśnić, ale jakiś szósty zmysł, nabyty wraz z wampiryzmem, podpowiadał mu, iż niedługo nadarzy się wyjątkowa okazja do powrotu na należne mu miejsce.

Tamtego dnia powstał po zmierzchu, bacząc by nikt go nie dostrzegł w pobliżu cmentarza. Z dala słyszał już orkiestrę i głośne śmiechy rozradowanych gości. Bal u hrabiego na pewno zorganizowano z przepychem. Zakrył twarz kapturem i przemknął w kierunku wielkiej balowej sali. Ludzie zdawali się go nie zauważać, choć instynktownie odsuwali się od niego, jakby czuli powiew chłodu. Nikt jednak nie patrzył w jego stronę. Tylu znakomitych gości zaproszono tego dnia na bal, że Ludwik niemal wtopił się w tłum.

Z daleka dostrzegł błękitną suknię i kasztanowate włosy, upięte w szykowny kok. Przyspieszył kroku, widząc, jak kobieta kieruje się w stronę ogrodu. Skradał się powoli, zachowując cały czas bezpieczny dystans. Nie zależało mu na pośpiechu, chciał zaczekać, aż zostaną sami. Kluczył za nią wśród ścieżek, gdy oddalała się od gwarnego tłumu. Jeszcze chwila, pomyślał. Jeszcze jeden krótki moment... już...

Jej twarz niewiele się zmieniła. Może przybyło jej kilka zmarszczek, ale bez wątpienia nadal była to ta sama słodka Caroline. Wargi pobladły jej gwałtownie, gdy Ludwik zrzucił kaptur i odsłonił twarz. Cofnęła się z głośnym krzykiem.

- Ludwiku! - zawołała. - Czyżbym oszalała? Przecież nie żyjesz, pochowali cię tyle lat temu!
- Umysł masz w porządku, naprawdę tu stoję – uśmiechnął się Ludwik. - Zdaje się, że i ty nienajgorzej się trzymasz, moja droga. Twa uroda przemija tak wolno, że śmiertelni zapewne tego nie dostrzegają. Ja sam mam kłopoty, by orzec, ile masz lat. Z pewnością w urodzie jesteś bardziej stała niż w uczuciach.
- Ludwiku... - szepnęła Caroline. - Ja ci wytłumaczę... zrozum...
- Rozumiem – odrzekł Ludwik, nie patrząc na nią. - Zresztą żal, gniew i rozczarowanie minęły mi już dawno wraz z wszelkimi innymi uczuciami, jakimi obdarzałem istoty ludzkie. A w obliczu zmian, które wkrótce nadejdą, nie ma co roztrząsać dawnych zdrad i drobnych kłamstw, jakimi mnie karmiłaś. - Spojrzał nagle prosto w jej oczy. - Nakarmisz mnie raz jeszcze, moja duszko? Ten jedyny, ostatni raz... - wargi wampira rozciągnęły się w upiornym uśmiechu.
Dopadł ją gwałtownie; prawie się nie szarpała. Może zemdlała zanim jeszcze zatopił zęby w jej szyi, może straciła przytomność ze strachu? Pił jej krew z równą rozkoszą, z jaką niegdyś smakował jej pocałunki. Była ciepła, słodka i odurzająca niczym najlepsze wino.

Gdy skończył, położył delikatnie jej zwiotczałe ciało na trawie za żywopłotem. Otarł wargi chusteczką i z uśmiechem ruszył w stronę sali balowej. Zostało jeszcze kilka godzin, a może minut. Na scenie cyrkowcy właśnie dawali pokaz swych umiejętności. Należało się tym nacieszyć, skoro nie było już nadziei na ocalenie miasta.

Ludwik usiadł w pierwszym rzędzie i z zadowoleniem rozparł się na fotelu, oczekując spektaklu.

No i już. Banda truposzy ukończona, a przynajmniej jej trzon. Zostało jeszcze trochę smaczków, których chwilowo nie mam - jedna konwersja wilka, która przyszła mi do głowy już w trakcie malowania tamtych i kilka zombich, które czekają jeszcze na modelarza-nekromantę ;) Ale grać już mogę, z czego się bardzo cieszę, bo choć Marianna dzielnie zastępowała Ludwika, to jednak jest jego świta i może pod jego dowództwem nie będą uciekać przy pierwszym teście rozbicia ;)

Pomalowałam oba wampiry, bo oba lubię i nie mogę się zdecydować na żadną z figurek. WYSIWYG nie jest też argumentem, bo akurat tak się składa, że wystawiam w tej kampanii wampira w ciężkiej zbroi i z halabardą, a tu żaden w pełni nie pasuje, bo jeden ma halabardę, ale ciężką zbroję ma ten drugi ;) Oba modele są jednym i tym samym wampirem w dwóch wersjach, dlatego wrzucam oba naraz ;)

Kolorystyka typowo wampirza, bo nie ukrywam, że do klasycznych mordheimowych modeli takie klasyczne kolory najbardziej mi pasują. Jak zwykle oświetlenie płata mi figle z fotografowaniem czarnego, tak jak było przy Averlandzie Pandy. Może kiedyś nauczę się ten czarny tak doświetlać, żeby było widać cieniowanie, a nie tylko pierwszą i ostatnią warstwę. Fioletowy płaszcz też w rzeczywistości jest nieco mocniej wyciągnięty. Niestety, takie oświetlenie to urok zimy, i tak fotografuję na parapecie. Kolor skóry dałam niebieskawy - elf flesh, dark blue i rozjaśnienia glacier blue. Był to eksperyment, ale chyba podoba mi się najbardziej w tych dwóch modelach :)

Grupowe fotki bandy nadchodzą. Zapraszam do obejrzenia wampira :)










5 komentarzy:

  1. No, w końcu krwiopijcy się objawili :)

    Fajne modele i porządne malowanie. I jak zauważył Hak, mogłabyś skrobnąć jakąś prozę, bo czyta się przyjemnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne malowanie na obu wampirkach. Do tego duży plus za szary odcień skóry, który sprawia, że wampir z halabardą w końcu nie wygląda jak Bela Lugosi. Figurka ta dużo też zyskała na dorzuceniu nagrobka pod stopę. Dzięki temu jej poza jest bardziej naturalna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Same modele są świetna, leża mi gdzieś w pudełku...
    Czarny dziwny w niektórych miejscach... a tak to klasycznie porządnie :)
    Jakis przepis na czerwień?

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  4. QC - jakoś tak samej z siebie trudno mi się zabrać do pisania czegoś mordheimowego. Okolicznościowe teksty do turniejów czy band to co innego. Ale kto wie, może coś się kiedyś pojawi :)

    Doman - z tym czarnym to ja kiedyś napiszę skargę do Vallejo, bo to co poza oświetleniem jest winne takiemu wychodzeniu na zdjęciach, to ten błysk z matowej niby farby. Lekki, bo lekki, ale na fotkach widać.
    A czerwień to: charred brown Vallejo Game Color (może być scorched GW, to samo prawie) + gory red (ta sama linia farb), kilka przejść aż do czystego gory red i rozjaśnianie red z Vallejo Model Color, kilka warstw aż do czystego reda.

    OdpowiedzUsuń