10 stycznia 2012

Jens, trzeci dreg

Mimo okoliczności i upływu czasu Jens nadal czuł wstyd. Gdyby nie wystraszył się jeszcze bardziej niż konie podczas uderzenia komety, może powóz udałoby się zatrzymać, ba – może udałoby się w porę uciec z miasta. Był znakomitym woźnicą i pan de Gorges bardzo go doceniał. Tak bardzo, że postanowił zabrać go w drogę powrotną do Bretonii i uczynić kimś – to znaczy swoim wiernym sługą, ale dla Jensa, wychowanego w zapadającej się chatce pod miastem była to i tak wielka nobilitacja.

Ale teraz wszystko już było stracone. Konie poniosły, Jens stracił nad nimi panowanie, a powóz przewrócił się i pan de Gorges skręcił kark. Jens tułał się od wielu dni samotnie po zrujnowanym mieście, szukając schronienia przed różnymi upiornymi istotami i jedzenia, którego wiecznie mu brakowało. W końcu wpadł na pomysł, by powrócić do domu swego dawnego pana. Znał tam każdy kąt i wiedział, gdzie jest spiżarnia. Czemu nie? Przyspieszył kroku, dostrzegając z daleka znajomy budynek. Minął bramę i ostrożnie zakradł się do środka, kierując swe kroki ku piwnicy. Ku swemu rozczarowaniu nie znalazł jednak nic prócz paru zgniłych ziemniaków. Ostrożnie wszedł po sypiących się schodach na górę, do sypialni hrabiego. Widok wielkiego lustra przeraził go, gdy zrozumiał, że widzi siebie. Czy on aż tak się zmienił? Wielodniowa tułaczka i głód przemieniły go w istotę tak ohydną, że ledwo mógł ścierpieć swój widok. Odwrócił się z obrzydzeniem i wrzasnął, widząc trzy paskudne stworzenia, przypominające ledwo co ludzi, owinięte w jakieś szmaty i szczerzące nadgniłe zęby. Jedna z istot schwyciła go za ramię i zatopiła w nim kły. Jens wrzasnął z bólu i przerażenia.

- Fuj – burknęła istota, plując jego krwią na podłogę. - Żywy! Przysiągłbym, że śmierdzi jak zdechlak.
- Ty, Hubi, jak jesteś głodny, to wszystko dla ciebie jest padliną – zaśmiał się skrzekliwie drugi potwór.
- Ukręcimy mu łeb? - zapytał trzeci z nadzieją.
- Nie – odezwał się niski, cichy głos.
Jens podniósł oczy i spostrzegł bladego mężczyznę, owiniętego eleganckim płaszczem. Był śmiertelnie blady i miał nienaturalnie wielkie kły. Jens zadrżał jeszcze bardziej, niż na widok upiornych istot.
- Chłopcze – odezwał się nieznajomy miękko. - Popraw mnie, jeśli się mylę. Zdajesz mi się znajomy z twarzy. Byłeś może czasem woźnicą pana de Gorges?
- Tttak panie – wyjąkał Jens, śmiertelnie przerażony.
- Doskonale się składa! - ucieszył się mężczyzna. - Akurat trzeba mi kogoś do kierowania mym powozem. Mam dziś szczęście, nieprawdaż? - uśmiechnął się upiornie.
- Ale panie... - zaczął jeden z potworów.
- Hubercie – przerwał mu jego pan. - Dość strawy otrzymasz jeszcze dzisiaj na cmentarzu i po bitwie; pożywisz się nią, bez obaw. Tego tutaj nie ruszajcie – wskazał pobladłego Jensa. - Jest mi potrzebny żywy.

Dzisiaj wrzucam ostatniego już drega. Ten model znają chyba wszyscy - oryginalny dreg z Mordheim. Nie wiem czemu, ale wyszedł dość niefotogeniczny. A szkoda, bo dość miło mi się go malowało i z efektu na żywo jestem w pełni zadowolona. Za godzinę z kawałkiem całą trójkę dregów czeka zresztą chrzest bojowy ;)

Miałam ten model chyba od początku mojej zabawy z undeadami i od początku zabawy z malowaniem figurek - farbkami Pactry, pędzelkami Mag-pol... no wiecie, sam klimat tych początków budzi nostalgię ;) Oczywiście pomazałam go ohydnie, tak że do dziś mi wstyd, ale przynajmniej teraz mogę się zrehabilitować i oddać mu (jako tako) sprawiedliwość.

Jutro nekromanta, którego pomalowałam, ale już nie wyrobię się dziś ze zdjęciami. A tymczasem powitajmy w bandzie Jensa :)






2 komentarze:

  1. Twoje dregi są po prostu świetne. Na tyle, że skusiły mnie do skonwertowania sobie dwóch takich przyjemniaczków :-)

    OdpowiedzUsuń