6 grudnia 2014

Figurkowy Karnawał Blogowy (4) - demotywująco dużo tekstu o motywacji od Skavenblight

Grudniowa edycja FKB, ogłoszona przez Maniexa, bardzo mi podpasowała tematem. Podpasowała tak bardzo, że chyba nikt nie przebije się przez tę ścianę tekstu ;) Tak bardzo, że chyba pierwszy raz przeczytam wszystkie wpisy innych uczestników. Tak bardzo, że nie wrzucę tej notki na ostatnią chwilę, tylko dziś, na blogowe mikołajki :)

Tytułem wstępu: mam sytuację taką, że hobby jest dla mnie jednocześnie hobby i pracą. Jedyną w tym momencie. Czyli jak większość z Was, wstaję rano i idę do roboty, tylko że do pokoju obok ;) O plusach i minusach takiego życia można by napisać kolejną notkę albo cały cykl, ale nie ma to teraz sensu. Wspominam o tym, żeby wyraźnie zaznaczyć, że właśnie z tej perspektywy będę pisać o motywacji. Wbrew pozorom, samo branie pieniędzy za malowanie nie rozwiązuje żadnego problemu. Na szczęście jest wiele innych rzeczy, które problemy motywacyjne rozwiązują bardzo dobrze.



Równowaga

To podstawa w malowaniu na zamówienie, aby nigdy nie przestało ono być hobby. Jeśli przestanę malować dla siebie, przestanę w końcu malować w ogóle. Niestety tak by było, nie ma się co oszukiwać. Są ludzie, którzy malują już tylko zlecenia. Większość z nich maluje znacznie lepiej ode mnie, więc mają jeszcze malowanie na konkursy, co podchodzi pod malowanie „dla siebie”, choć nie wiem, w jakim stopniu. Mam nadzieję, że wciąż jest to hobby – chwała im za to, jeśli tak jest. Nie o nich mi tu chodzi... swego czasu spotykałam się na forach z malarzami, którzy na zamówienie robili świetne prace, a dla siebie... no, na pewno dobre, ale bez szału. „A bo to dla mnie, to nie musi być pro”. Nie musi? Tym bardziej musi! Nie mówię, że ma być odwrotnie, dla siebie robić lepiej, a na zamówienie gorzej ;) Bierzesz kasę, to dawaj z siebie tyle, ile tylko możesz. Niemniej zaniedbywanie swojego podwórka może mieć złe skutki. Dla mnie na pewno by miało. Mogłabym, mając odpowiednie powody, to hobby zawiesić, nawet z niego zrezygnować, pewnie – są rzeczy ważniejsze. Ale nie będę grzebać tego żywcem.

Różnorodność

O tym pisał Maniex pod hasłem „optymalizacja”. Malowanie 5 figurek naraz (u mnie to akurat są 2 lub 3, rzadziej 4) może brzmieć jak najczarniejsza herezja, ale mając wyrobioną technikę i konkretny pomysł na te figurki, ma to naprawdę duży sens. Ja jednak praktykuję różnorodność nieco inaczej - pracuję nad kilkoma modelami „z tej samej parafii”, a w następnym rzucie już nad innymi. I tak na zmianę. Przykładowo teraz – na półce do skończenia stoją cztery sisterki i jeszcze trzech (bo trzech już skończyłam) chłopców z tileańskiej karawany kupców. Teraz więc kończę te siostry, a potem wrócę do Tileańczyków. Potem znów machnę z 10 figurek na podstawowe kolory + cienie, a wykańczać będę po 3 (w przypadku tych dwóch band tak akurat mi się kalkuluje). Większość stanowią zwykle modele malowane na zlecenie, jeśli są (rzadko kiedy ich nie ma), ale własne, dla wspomnianej wcześniej równowagi, też muszą zawsze być. I tak to idzie...

Widoczność efektów i kolejność działań

Dwa punkty w jednym, bo dla mnie one się łączą. Motywuje mnie widoczność efektów. Kogo nie motywuje? Teraz np. mam ciężki tydzień, bo próbuję skończyć te sisterki, ale sprawy rodzinne i osobiste odrywają mnie od malowania. I choć tyle, ile robię, robię dobrze, to idzie to strasznie powoli, a ja już chcę mieć te modele skończone! Kolejna trójka modeli odłożona na półkę – to jest sukces. Ambicja jeszcze mi przelicza, ile figurek w tym tygodniu pomalowałam (rekordy dochodziły do 9, ale tak przeciętnie jest 6). Dlatego wyrobiłam sobie taką kolejność działań, by efekty były widoczne w większej ilości. W punkcie wyżej pisałam już, jak to wygląda – maluję z 10 (to tak maksymalnie) modeli na podstawowe kolory, potem nakładam cienie. To rzeczy, które można robić taśmowo. Wykańczanie modeli trwa mniej więcej drugie tyle, więc tego nie robię już na takiej ilości modeli, bo widoczność efektów nie byłaby satysfakcjonująca. Z tych 10 figurek biorę 2-3, wykańczam w ok. dwa dni (jeśli to coś małego, np. stare krasnale, to i w jeden dzień, jeśli mam mało czasu, to niestety zajmuje mi to dłużej), potem biorę kolejne 2-3 figurki. I tak w jeden tydzień (liczę dni robocze, w soboty i niedziele nie maluję) mogę osiągnąć taki efekt, który widzę i który mnie satysfakcjonuje. Może i dałoby się więcej, ale kosztem jakości, więc bez sensu.

Zobowiązania

Czyli danego słowa należy dotrzymać. Jeśli mam coś pomalować dla kogoś, to muszę to zrobić, dałam słowo, obiecałam. Nawet bez konkretnego terminu, kiedy wiadomo, że to nie zajmie dwóch tygodni, tylko trzy miesiące, trzeba robić wszystko po kolei, nawet po trochu, ale systematycznie. To akurat nie jest związane z konkretną pracą. Można równie dobrze być hydraulikiem albo tramwajarzem i dotrzymywać zobowiązań. Dla mnie to motywacja dużo ważniejsza niż pieniądze w przypadku figurek cudzych. W przypadku własnych to też jakoś działa. Wiadomo, na nową kampanię czasem chce się mieć nową bandę, więc jest to także jakieś zobowiązanie, choć wobec samego siebie. O samym malowaniu „pod kampanie” jeszcze napiszę, bo to świetna motywacja „dwustronna” - i do grania, i do malowania. Wracając jeszcze na chwilę do zobowiązań: ma to naprawdę duże znaczenie w pracy nad sobą, nad swoim podejściem do innych ludzi. Bez jakiegoś idealizowania. Po prostu tak to u mnie działa.

Nowa kampania, nowa banda

O tym już wspomniałam. Nie wiem, czy inni tak mają, ale ja już nie umiem grać niepomalowanymi figurkami. Nie widzę ich na polu bitwy, zapominam ich ruszyć, przegrywam bitwy. Z własnym zmysłem estetycznym też przegrywam. Jakoś przełknę, gdy przeciwnik ma niepomalowaną bandę – nie można oceniać wszystkich tak samo, bo czasem banda jest na wypasie, jeśli chodzi o konwersje, a ktoś akurat nie ma serca i czasu na malowanie. Ale swoje bandy pomalowane mieć muszę. A że te, którymi gram wielokrotnie, w końcu się nudzą, to składam nowe. Pod pierwszą kampanię BtB miałam robioną bandę Restless Dead. Zaczynałam kampanię ze składem podstawowym, bo nie chciało mi się malować ich więcej... ale kiedy się wciągnęłam (a dodatek, mimo krytyki narzekaczy, jest naprawdę świetny), zaczęłam robić nowe figurki. Przemalowałam stare (nie tak całkowicie, ale poprawiłam znacząco, co można obejrzeć TUTAJ), poskładałam trochę nowych. Doszło do tego, że złożyłam zombiaki, bo nekromanta dostał umiejętność, a potem jeszcze jednego, wybuchającego flakami - bo licz dostał umiejętność detonacji jednego zombiaka na bitwę. Licz znalazł w eksploracji konia, to pomalowałam licza na koniu (dostałam pod choinkę od szwagra, ale nie miałam motywacji, by go pomalować). Nawet małego familiara, który wykluł się ze znalezionego w podziemiach jaja, zrobiłam z jakiegoś bitsa od elfów. Tak banda, którą przed grą potraktowałam trochę po macoszemu, rozrosła się, została znacznie poprawiona i teraz stanowi moją dumę :) Wszystko dzięki graniu, w imię klimatu i dobrej zabawy. Jeśli ktoś planuje granie dużej kampanii, a ma figurkowy projekt, do którego zabiera się jak pies do jeża, to polecam zastosowanie tej metody.

Blog

Założony ponad 5 lat temu, więc już długo stanowi motywację. W chudych latach był nawet bacikiem na lenistwo i zniechęcenie, żeby już tę jedną notkę na miesiąc chociaż wrzucić. Czytał go wtedy tylko pies z kulawą nogą oraz QC, który obserwuje wszystko ;) Dziś jest Was więcej. I czytelnicy też są motywacją, nawet jeśli nie komentują – zawsze patrzę, jakie figurki ściągają najwięcej wyświetleń i mniej więcej pokrywa się to z moimi przewidywaniami, tj. pojedynczy plastikowy skaven nie robi szału, ale fotki całej bandy pomalowanej już tak. Tym bardziej więc motywuje mnie to do kończenia większych projektów. Ale blog nawet bez wielkiego odzewu ze strony komentatorów jest narzędziem pożytecznym dla samego blogera. Porządkuje nieco pracę, uczy systematyczności, ukazuje też efekty pracy, a jak już pisałam, widoczność efektów jest dla mnie ważna :) Nie widziałabym chyba, jak wiele udaje się zrobić, gdyby nie blog. A Wam wszystkim za czytanie go dziękuję!

Pokarm dla umysłu i ducha

To może motywacja bardzo malutka i niepowiązana bezpośrednio z hobby, ale wyobraźcie sobie, że możecie oglądać przez pół dnia ulubione filmy albo słuchać wykładów i konferencji mądrych ludzi. Nie ruszając się z domu. I jeszcze czasem Wam za to płacą ;) No, może nie za to konkretnie, ale za prace powstałe w trakcie. Tak właśnie działam. Wiadomo, nowych filmów nie obejrzę, bo do tego potrzeba oczu, a te podczas malowania są zajęte. Ale jako miłośniczka katowania tego samego po kilkadziesiąt razy nie mam problemu ze słuchaniem filmów już znanych i lubianych, gdzie obraz znam na pamięć. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi to od słuchania muzyki. Nie wiem dlaczego, tak już się przyzwyczaiłam. Jeśli nie zajmują mnie filmy, to wspomniani już mądrzy ludzie, a tych kompletnie nie muszę oglądać, mogę się skupić wyłącznie na słuchaniu. Sama radość. Gdyby tak studia dało się skończyć, malując figurki ;)

Kasa

To jest motywacja „ostateczna”. Czyli jak już naprawdę się nie chce, a projekt nie jest palący, trzeba pomyśleć o tych kilku złotych, euro czy dolarach, jakie wpadną za pomalowanie figurek. Wzięcie zaliczki jest również motywacją, ale to już taką wyciągającą z najgłębszego lenistwa. Coś w rodzaju dobrego szantażu emocjonalnego, właściwie nawet nie emocjonalnego, bo odwołującego się do większych wartości, jak uczciwość. Nawet jeśli modele są z półki „malarz płakał jak malował”, to jakoś pociesza fakt, że wysiłek się opłaci. Wprawdzie to motywacja z rodzaju „bądź dobry, bo pójdziesz do piekła” - dlatego używam jej dopiero, gdy wszystkie powyższe punkty nie działają :)
 
 ***
 
To chyba tyle. Mam nadzieję, że niczego nie pominęłam. Jeśli komukolwiek pomogą te moje zwierzenia, to bardzo się ucieszę :) Choć wiadomo, że każdy z nas ma inne życie, inną pracę i inne motywacje. Najważniejsze jest - i to już mówię tak ogólnie, nawet nie odnośnie hobby figurkowego - mieć twardo poustawiane priorytety. Wtedy na każdą rzecz ważną znajdzie się czas, a te mniej ważne nie będą spędzać snu z powiek, jeśli nie znajdzie się dla nich czasu. I tym zdaniem na miarę Paulo Coelho kończę i dziękuję za uwagę wszystkim, którzy dobrnęli do końca :)

5 komentarzy:

  1. Przebrnąłem ;) Ciekawy ten temat, podobnie jak twój wpis. Pora zabrać się za swoją notkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny wpis. W dodatku napisany dość lekko i wcale nie było trudno przez niego przebrnąć wbrew zapowiedziom ;-) Ja też czasem pracuję z domu i przyznam się, że np ostatnio w czasie wyjątkowo nudnej telekonferencji popełniłem makietę domku ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałem całość i też mi się podobało:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny wpis, tematy wyczerpany maksymalnie.. Podziwiam że potrafisz się zmotywować do pracy w domu, ja mam zawsze milion "lepszych" rzeczy do roboty..
    Do tego polecę wrzucić na słuchawki jakiś audiobook, dobra alternatywa od znanego na pamięć filmu :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to się mówi: znajdź pracę, którą lubisz, a nigdy nie będziesz pracować. W sumie podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń