18 listopada 2024

Gladius 2024 - krótka (foto)relacja

Długie lata minęły już od czasu, kiedy byłem na jakimś większym bitewniakowym wydarzeniu (czytaj: konwencie), a nawet zresztą, jak kiedyś bywałem, to raczej w ramach organizacji turniejów "Mordheim" wraz z (już w zasadzie nieistniejącym) Klubiem Gier Bitewnych "Dębowa Tarcza" niż, że tak powiem, indywidualnie.

Obecnie raczej grywam już tylko w zaciszu domowym, w dość wąskim gronie rodziny i przyjaciół, niemniej jednak, dowiedziawszy się w ostatnich dniach (nieco przypadkiem) o nadchodzącym wydarzeniu w postaci konwentu gier bitewnych "Gladius" w swojej VI-ej już edycji, postanowiłem zrobić wyjątek i pojawić się tam choć na chwilę.



Warto wspomnieć, że Gladius w tym roku zmienił lokalizację i po raz pierwszy odbył się w Muzeum Wojska Polskiego na terenie Cytadeli Warszawskiej.



Wg zapowiedzi organizatorów "Będzie można zagrać w ponad 30 (trzydzieści) różnych systemów obrazujących walki na lądzie, morzu i w powietrzu, zarówno w ramach starć odwzorowujących prawdziwe bitwy czy kampanie, mające odniesienie w przeszłości, jak i bawić się w ramach scenariuszy hipotetycznych.". Dodam jeszcze, że większość z gier to były systemy historyczne, z kilkoma niehistorycznymi wyjątkami (szczegóły w pierwszym linku powyżej). Wielki plus za możliwość bezpłatnego wstępu - raczej rzadkość w obecnych czasach.

Na samym konwencie, jak to na tego typ imprezach bywa: dużo, tłocznie i kolorowo - spora sala (wyglądała na kinową/koncertową) z przynajmniej 30 stołami i stoiskami zastawionymi dość konkretną liczbą figurek i makiet, a wokół, rzecz oczywista, tłum konwentowych gości oraz organizatorów.


Na konwent wybrałem się z dzieciakami (troje, w wieku 5, 6 i 8 lat) z zamiarem pokazania im, jak taka impreza wygląda, i jak różne mogą być gry bitewne (temat już trochę znają - pierwsze malowanie, makietowanie i granie mają już za sobą)...

...jednakże, długo na konwencie nie zabawiliśmy i wyszliśmy trochę rozczarowani. Nasz udział ograniczył się do przejścia parę razy wśród stołów, przyjrzenia się tu i tam, jak grają, i w zasadzie tyle. Tam, gdzie miałem nadzieję na ewentualny pokaz, może nawet z jakąś interakcją ze strony publiczności, akurat albo się nic nie działo (w niektórych przypadkach nie było nikogo przy stole, mimo iż parę razy podchodziliśmy), albo trwały jakieś potyczki niemające charakteru pokazu. Zakładam oczywiście, że mogliśmy przyjść po prostu w niewłaściwym momencie, choć południe to raczej nie jest ani moment początkowy, ani końcowy imprezy. Dzieciaki w tych warunkach dość szybko się znudziły, skwitowały, że "nie ma co tu robić", a że ewidentnie nie pasował im "turniejowy" tłok, podjęliśmy decyzję o opuszczeniu lokalu.

Zapraszam do obejrzenia pozostałych zdjęć, choć uprzedzam, że jakoś specjalnie dużo ich nie zrobiłem.




















3 komentarze:

  1. Oh, to słabo dosyć..
    Miałem chwilę słabości i myślałem czy z moimi dzieciakami nie wpaść, ale dobrze że zostaliśmy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się też wydaje, że dobrze, choć zawsze można było jeszcze Muzeum Wojska Polskiego przy okazji odwiedzić :).

      Ogólnie tak sobie myślę, że dzieciaki inaczej patrzą na tego rodzaju hobby w zaciszu domowym, a inaczej na większej imprezie i chyba nie ma co na siłę za wcześnie ich ciągnąć w tłum (głównie dorosłych) graczy :).

      Usuń
    2. Tak, a w Muzeum Wojska Polskiego byliśmy w wakacje (ponieważ tam na dworze przy Muzeum Narodowym nie można już nawet zwiedzać tego szrotu) i podobało.sie. Zbroje rycerskie i paweże najbardziej;)

      Usuń