30 grudnia 2010

Wood Elf BSB - pomalowany

Święta minęły pod znakiem urwania głowy i internetu, co wykluczało niestety blogową aktywność. Na szczęście nie wykluczało całkowicie aktywności figurkowej, więc nie będzie kolejnej długiej przerwy, o to się nie obawiajcie. Dziś jedno z zamówień, które zaczęliśmy dłubać już jakiś czas temu. Samą konwersję Tomek prezentował kiedyś, ja natomiast zebrałam się wreszcie, by ją pomalować. Sztandarowy Leśnych Elfów melduje się wraz ze sztandarem i sową gratis ;) Mimo wszelkich trudności związanych z tą figurką mam nadzieję, że się wszystkim spodoba (a w szczególności zleceniodawcy).

A trudności było trochę ze zdjęciami... niestety zimowe dni są ciemne i musieliśmy się wspomagać lampą. Kolory wyszły chyba naturalnie, ale mam wrażenie, że trochę za bardzo naświetliła się twarz. W razie wątpliwości - skórę elfa malowałam standardowo, z niebieskawym odcieniem jak u moich.

Kolorystyka jednak jest całkiem inna, niż w mojej armii, bo właściwie oryginalne elfy są zielone. Ja akurat w zieleniach byłam dość... zielona ;) dlatego wolałam się za to nie brać w swojej armii, ale skoro klient chciał, to zaryzykowałam. Chyba nie jest źle. Odcienie są trzy - jasny wpadający w żółty (catachan green Citadel, yellow green VMC, bubonic brown Citadel), ciemniejszy (deep green VMC, lime green VMC) i naprawdę ciemny (black green VMC, deep green VMC i biel). Chciałam, by odcieni zieleni było więcej ze względu na mnogość szmatek do pomalowania, w tym przecież sztandar.

Włosy, brązy i metaliki malowałam standardowo. Podobnie jak w swojej armii, na srebrnych metalikach zrobiłam delikatne glaze'y turkusowym. Mam słabość do tego koloru, ale o ile w mojej armii stanowi dość ważny kolor przełamujący ciepłą kolorystykę, to tutaj już prawie nie odgrywał roli. Jedyne ciepłe barwy to czerwień, której odrobina nigdy nie zaszkodzi. Sówkę pomalowałam podobnie, jak u jednego z moich treekinów... w sumie to smutne, ale sowę w naturze widziałam chyba raz w życiu i malowanie ich na figurkach to lekka improwizacja ;)

No i freehand... wiadomo, że Matki Boskiej Częstochowskiej nie umiem namalować na sztandarze, choćbym bardzo chciała umieć. Jeśli chodzi o freehandy to poza jakimiś runami czy wzorkami niewiele do tej pory robiłam, chyba że u Kislevitów, którzy i tak sztandaru nie używają ;) Na tym sztandarze chciałam jednak namalować coś więcej, niż same runy, jego kształt i rozmiar sam się o to prosił. W końcu Tomek podsunął mi księżyc. Trochę to pachnie Warcraftem, ale wizualnie chyba nie wyszło źle. Malowało się go w sumie banalnie za pomocą trzech kolorów - czarnego, białego i turkusu. Mam nadzieję, że wyszedł porządnie, i kompozycyjnie, i technicznie.

Życzę miłego oglądania wszystkim i obyśmy wszyscy w nowym roku mieli więcej czasu na hobby :)









4 komentarze:

  1. Beautiful standard bearer! I've been postponing painting my Wood Elves, since they have so much detail...

    OdpowiedzUsuń
  2. Porządnie, brawo :) Sowa wygląda na żywą ;)
    Tylko kryształy pomalowałbym błyszczącym lakierem (choćby bezbarwnym do paznokci), bo są matowe.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i stało się - ożywiliście sowę :) Wielkie brawa! Doskonała figurka, ale sowa naprawdę boska!

    OdpowiedzUsuń
  4. Sowa wymiata! Freehand jak dla mnie taki bardziej He niz WE, ale i tak całkiem zacny sztandar armii :)

    OdpowiedzUsuń