20 maja 2017

Gimli w swoim żywiole (czyli w Morii)

Skoro Frodo ma już Aragorna miecz, Legolasa łuk, to czas na topór (a właściwie topory) Gimliego. I samego Gimliego. Tę figurkę malowałam już w wersji metalowej prawie 5 lat temu, bardzo mi się podobała. Ale i plastikowy model jest bardzo udany. Może trochę brakuje mi płaszcza (jak to każdemu, kto lubi płaszcze), ale i tak lubię tego brodacza. Oczywiście ma budowę typową dla plastików z moriowej ramki, czyli jest drobniejszy niż metalowy model. Trzeba się przyzwyczaić.

Malowało się go jednak bardzo miło, w końcu to krasnolud. Żałuję, że teraz muszę na jakiś czas odłożyć Drużynę Pierścienia. Po pierwsze zajęłam się na jakiś czas pracami na obecną edycję Figurkowego Karnawału Blogowego. Właściwie to nawet już je skończyłam. Po drugie - wyjeżdżamy teraz na tydzień i ja nie mam w planach robót figurkowych w tym czasie, jedynie będę wrzucać to, co stworzyłam na potrzeby FKB. Zaraz po powrocie biorę się za Boromira :) A tymczasem zapraszam do obejrzenia krasnoluda.  


10 komentarzy:

  1. Malowanie jest przepiękne. Elementy metalowe to czysta (krasnoludzka)poezja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, zwłaszcza że nie przepadałam nigdy za malowaniem metalików :)

      Usuń
  2. Zgadzam się, przepiękny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Porządne rozjaśnienia. Dobrze pomalowałaś ten nieduży w końcu model.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Rzeczywiście był mały, nawet jak na krasnoluda.

      Usuń
  4. Bardzo dopracowany, do tego ze znakomitym efektem. Gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten Gimli to najładniejsza figurka z tego plastikowego zestawu IMO. Malowanie jak zwykle świetne :)

    OdpowiedzUsuń