"Spisuję te słowa w chłodzie sali archiwum, gdzie oddech zamarza przy brodzie, a cisza jest cięższa od gromrilu. Zostało nas niewielu. Straż nad Dolną Bramą padła wczoraj, a w korytarzach słychać skowyt bestii, których nie znam z żadnych kronik. Wiem, że dni Karak Dravik są policzone.
W sercu tego archiwum, na ołtarzu z czarnego granitu, leży przeklęty wolumin zwany Księgą Czarnych Żył. Odkąd pamiętam, pieczęcie runiczne strzegły jej stron, a żadnemu z nas nie wolno było doń się zbliżać. Mój ojciec powiadał, że przynieśli ją z pól bitewnych na dalekim południu, gdzie w ruinach ludzkiego miasta znaleziono ją w dłoniach maga spalonego od środka.
Mówią, że pergamin, z którego jest zrobiona, oddycha. Patrząc pod światło, widać czarne linie wijące się w jej stronach niczym żyły pod skórą. Kiedy runy zakazu były jeszcze silne, te linie były nieruchome… lecz od czasu, gdy wiatr z północy przyniósł zgniliznę i wojny, widzę, jak poruszają się, jakby pompowały krew z innego świata.
W legendach starszych od moich przodków mówi się, że kto otworzy księgę, ten nie czyta słów — to słowa czytają jego. A gdy przeczytają do końca, nie zostaje nic oprócz pustej powłoki, wypełnionej wolą tego, który zapisał te przekleństwa.
Pieczęcie pękły trzy dni temu. Nie przez moją rękę, nie przez rękę żadnego krasnoluda. Do sali wszedł wysoki cień o oczach jak rozpalone rubiny. Z nim przyszły cienie chodzące w kościach, bestie o sinych bokach i trupach, które powinny spoczywać w kamieniu. Widziałem, jak wyciągnął ręce nad księgą, a runy zakazu zgasły jak świece na wietrze.
Teraz siedzi tam i czyta, a mury drżą przy każdym szeptanym słowie. Słyszę, jak w niższych komnatach porusza się coś ciężkiego. Kamień jęczy, jakby góra chciała wyrzucić nas ze swych trzewi.
Jeśli ktokolwiek znajdzie ten zapis — niechaj nigdy nie dotyka Księgi Czarnych Żył. Niechaj góra zostanie zamknięta, a wejścia zasypane. Lepiej stracić twierdzę niż świat."
— Dvalin, syn-Grumara, Ostatni Strażnik Kronik
Po dość długiej przerwie w blogowaniu (spowodowanej w dużej mierze wyjazdami wakacyjnymi) wracam do blogowania (miejmy nadzieję, że jak najczęstszego), przy okazji aktualnie trwającej, 132-ej edycji "Figurkowego Karnawału Blogowego" (dalej: "FKB"), której temat brzmi: "Bracia i siostry", prowadzonej przez Potsiata, gospodarza bloga "Gangs of Mordheim".
Temat tej edycji FKB zbiegł się idealnie w czasie z przedwczorajszą bitwą rozegraną przeze mnie z moim bratem, znanym niektórym jako Warboss Krzychu, choć póki co nieopisywanym szerzej w bajkach.
Graliśmy - tak jak to poprzednio bywało - w "Age of Fantasy Skirmish" z serii "One Page Rules", przy czym (jak to zwykle u nas bywa) - rozgrywka była utrzymana w klimatach "staroświatowych", czy inaczej mówiąc "warhammerowych" i można rzec, że opowiadała historię grupy zdesperowanych krasnoludów, które w ruinach twierdzy swoich przodków, Karak Dravik, usiłowały przeszkodzić wampirowi w odprawieniu plugawego rytuału przy użyciu starożytnej, przeklętej, księgi...
Teatrem zmagań wojennych były nasze stare, dobre podziemia do "Karak Zorn", tym razem ułożone w układzie 3x4 moduły. W trzech "górnych" modułach (por. zdjęcie poniżej) rozpoczynałem grę ja, jako "atakujący", w trzech "dolnych" Krzysiek jako "obrońca", przy czym środkowy moduł "na dole" to starożytna komnata z opisaną w rozwinięciu wpisu "Księgą Czarnych Żył".
Zapraszam do dalszej lektury w rozwinięciu wpisu poniżej.