Jak wiecie, moją główną specjalnością w hobby figurkowym jest malowanie. Owszem, figurkę złożę, jakieś proste konwersje uczynię, podstawkę zasypię piaskiem, ewentualny bruk wyrzeźbię... do makiet mam mniejszy talent, choć te z dziczy idą mi lepiej, niż miejskie. Na pewno lubię je potem malować i ozdabiać posypkami. Ale co do rzeźbienia - jest trochę inaczej. Krótki rys historyczny mojego rzeźbienia (czyli bezsensowny spam na blogu) zawdzięczacie tematowi obecnej edycji FKB, którą prowadzi Pepe, a brzmi ona "Ulepek". Same komentarze pod tematem dowiodły, że interpretować można ten temat różnie ;) Ja podejdę do tego standardowo, czyli jak do kroniki niepowodzeń, bo tak, jak niektórzy narzekają, że latami nie zdołali się nauczyć porządnie malować, tak ja mogę dołączyć do podobnej grupy wśród (niedoszłych) rzeźbiarzy.
Zacznijmy od początku, czyli od podejścia. Podejście człowieka nieskażonego forami internetowymi jest zazwyczaj takie, że jeśli chce zacząć coś robić, to po prostu to robi. A że go to cieszy, to wrzuca do Internetu, żeby się radością z ludźmi podzielić i wtedy różnie bywa... Moje hobby zaczęło się przed Internetem. Znaczy miałam go w domu, ale dopiero jak zdałam maturę, rodzice założyli stałe łącze (nie wiem, czy te dwie rzeczy miały ze sobą coś wspólnego, ale może dobrze...). Wcześniej nie było mowy o siedzeniu dłuższym niż wysłanie napisanych w trybie offline maili. Złote czasy! Chciałam robić makiety - i robiłam. Były brzydkie jak noc, ale się nie zraziłam. Nikt nie powiedział mi przecież "omg jakie dno, weź idź trzeć chrzan a nie makiety robić". Potem zaczęłam malować figurki. I samych początków też w Internecie nie uwieczniałam. Postępy szły szybko, więc to, co zaczęłam potem do sieci wrzucać, było już odrobinę lepsze. Ale kiedy zechciałam rzeźbić i podeszłam do tego, jak do wszystkich poprzednich aktywności hobbystycznych, zdolności manualne jakby wcięło. Postępy nie szły piorunem. Zbiegło się to też z bywaniem na forach, gdzie o delikatności przekazu nie było mowy. Rzeźbienie stało się kompleksem, nietykaną raną, która została zaleczona, ale nigdy się nie zagoiła.
No dobra, bez takiego patosu. Faktem jest, że krytyka była zasadna, bo krzywdziłam swoje ulepki, ale też nie mam ku rzeźbieniu wielkich zdolności. Nie mam dobrej wyobraźni przestrzennej, umiejętności kompozycji, a nade wszystko - dobrego wyczucia proporcji. Modelu ludzkiego nie wyrzeźbiłabym za nic. Ani pięknej, zgrabnej elfki, ani brodatego krasnoluda bez kolan. Nie poddawałam się jednak, jeśli chodzi o modele nieludzkie. Natomiast bardzo trudno było mi wrzucać cokolwiek z tego do sieci. Czasem, jak wrzucałam, to nie chciałam się przyznawać, że to ja rzeźbiłam... miałam wrażenie, że za sam ten fakt pójdą gromy :P Żeby nie robić z siebie ofiary, to gromy bywałyby uzasadnione, choćby z powodu tego pająka. Jego akurat dotąd nigdzie nie publikowałam, ale to dobry przykład moich umiejętności sprzed ok. 10 lat. Od tego czasu postęp nie był duży ;)
Pochłonęło mi to mnóstwo czasu, drutu i trzech mas modelarskich - GSu, ProCreate i zapomnianej nieco Sylmasty (całkiem fajna masa). Typowy przerost formy nad treścią. Miał być zwykły pająk, a wyszedł badziew, a na domiar złego projekt nigdy nie został dokończony. Nigdy też nie byłam z niego zadowolona. Proporcje nóg nie zagrały. Za to jakby ktoś szukał bitsów do armii Slaanesha, to proszę się częstować.
Albo ów dziad, prezentowany już przez Tomka na Prima Aprilis. Miał to być pokaz możliwości masy ProCreate. Pokazałam, że mając najlepszą masę, można nadal schrzanić sprawę ;)
Ni to nekromanta, ni to zjawa, ni to bezdomny. Nadtopiony zmywaczem do paznokci zombiak otulony grubą warstwą masy. Przynajmniej wiedziałam już, że z moim wyczuciem proporcji trzeba mi jakiejś bazy, stąd ów przeznaczony i tak na zatracenie zombiak.
Popełniłam też wiele różnych drobiazgów, które nie były figurkami, ale jako dodatek do tychże skutecznie zepsuły efekt. Np. płomienie na gangu Redempcji do Necromundy. Ta banda i tak jest do pozbycia się, więc nie będę nawet pokazywać, ale mój dodatek w postaci płomieni im nie pomógł. Podobnie płomień czarodziejki z Kisleva (też szkoda zdjęcia teraz robić). Obawiam się, że ofiarą płomieni padło tyle figurek z powodu warsztatów rzeźbiarskich, w roku chyba 2007 lub 2008 szumnie ogłaszanych na forum BP, a które odbywały się wówczas u Faberów. Pierwszym tematem były właśnie płomienie. Nie wiem, czy byłam na więcej niż jednym spotkaniu. Być może zniechęciło mnie to niepowodzenie, jak i miażdżąca krytyka ;) Chociaż nie - po pająku widzę, że przecież temat futra też przerobiłam, a było to właśnie tam. Szło to lepiej niż płomienie, ale dziś tylko na małych powierzchniach jestem w stanie zrobić futro tak, żeby wyglądało dobrze.
Sprawiedliwie dla siebie dodam, że z niektórych rzeczy tego typu byłam względnie zadowolona, o ile to były formy proste, niezbyt przekombinowane. Różne pnącza z listkami, może ciut toporne, razem z malowaniem wypadły dość nieźle. Choć nad takimi drobnymi dodatkami męczę się prawdopodobnie dużo dłużej niż dobry rzeźbiarz, mogę je w ograniczonym stopniu robić bez gwałtu na oczach odbiorców. Ale dopiero drewniaki do armii Leśnych Elfów zaczęły leczyć moje kompleksy lepiej, niż gdybym pisała hejty pod zdjęciami Magdy Gessler bez makijażu na Pudelku.
Zaczęło się od treekinów, a skończyło na treemanie. To tylko cztery figurki - jednak dość duże! - ale do dziś są moją dumą. Nie zebrały 100% pozytywnych komentarzy. Nie dostałam za nie oceny powyżej 8,5 na CMoN. Nie miałam ofert kupna z zagranicy na grube setki. Ale mi się podobają, nawet po latach, a to najważniejsze. To dwa projekty, które skończyłam i pomalowałam, co już wiele znaczy. Pasują mi do armii i nie wstydzę się ich pokazać. Ładniejszy wyszedł mi tylko syn, ale nie robiłam go sama ;)
Było też kilka sympatycznych drobiazgów do Karak Zorn, z których najlepiej wyszedł mi chyba Rój Ścierwników. Bardzo prosta była to rzeźba, ale do dziś uważam tę pracę za satysfakcjonującą. Może dobrze się czuję w klimatach podziemnych, a może po prostu jest to bezpieczne dla mnie poletko - poletko prostych drobiazgów.
Zadałam sobie po latach pytanie, po co chciałam tyle rzeźbić. Nie drobiazgi, a od razu figurki. Po co wszędzie, w każdy model, chciałam wciskać green stuff? Doszłam do wniosku, że powody były dwa. Po pierwsze, chciałam za wszelką cenę mieć unikatowe modele, jakich nie ma nikt. Nawet ładną figurkę, która idealnie prezentowała się bez konwersji, musiałam "ulepszyć". To była po prostu ambicja. Na szczęście spełnia się teraz w inny sposób - mój styl malowania chyba jest dość rozpoznawalny i nie muszę krzywdzić figurek swoimi ulepkami i dolepkami, żeby wyglądały na "moje". Po drugie - finanse. Takie zbieranie armii do WFB było kiedyś nieosiągalne, zwłaszcza jeśli chodziło o duże, drogie figurki. Zrobienie ich własnymi rękami dawało większą satysfakcję niż proxowanie. Jednak teraz możemy sobie szczęśliwie pozwolić na wiele modeli, które kiedyś były poza zasięgiem. Kupujemy mało, ale staramy się szukać okazji i nie musimy się tak szczypać. Powód finansowy zatem także zniknął.
Czy będzie jakiś ciąg dalszy? Nadzieja na jakąś świetlaną przyszłość rzeźbienia? Wątpię. Wiem, że musiałabym się bardzo dużo nauczyć, by mogło to wyglądać lepiej niż przeciętnie. A wybitnie raczej bym rzeźbić nie mogła. A nawet jeśli? To trochę jak z malowaniem na poziomie konkursowym - można, ale nie każdemu jest to potrzebne. Mi nie jest. Ulepię pewnie jakiś drobiazg raz na jakiś czas, ale z figurkami jako takimi dałam sobie spokój. Zwłaszcza, że Tomek ma tu większe zdolności i wolę, by on się tym zajmował. Wszak nie możemy oboje robić tego samego na takim samym poziomie, bo gdzie byłoby wtedy to mityczne uzupełnianie się małżonków w codziennym życiu? Przecież i tak nie robilibyśmy dokładnie tego samego w hobby. Nawet w malowaniu, do którego Tomek po latach wrócił, bardzo się różnimy. Malujemy inne figurki, innymi technikami, inne mamy cele i podział. Czemu więc nie oddać rzeźbienia komuś, komu idzie to lepiej?
Kiedy ktoś pyta o podział obowiązków w Waszym małżeństwie i dopiero po chwili orientujecie się, że nie chodziło mu o figurki.
I tak docieramy do końca tej historii. Może komuś żal, że nie ulepiłam nic na potrzeby tej edycji? Może szkoda, ale już wzięłam się za model na Świąteczną Wymianę Figurkową, a poza tym - poza hobby w życiu niewiele ostatnio ogarniam, a jak już ogarnąć próbuję, to hobby na tym z kolei traci. Ale skoro zostało mi trochę GSu z zatykania ww. prezentowi dziur pod pachą, to proszę - dla wszystkich mała, skromna różyczka. Nawet już pomalowana! Wszak kwiaty to znane remedium na focha ;)
Te ulepki i konwerty z czasów minionych są cudowne!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Kawał historii hobby w nich jest. Może tej niechlubnej, ale zawsze ;)
UsuńJestem pod wrażeniem. Wiele z tych dzieł ma potencjał. Po prostu trzeba ćwiczyć ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Wiem, ćwiczenie czyni mistrza ;) Ale sporo czasu trzeba na to, a ten się kurczy.
UsuńFajnie mi się czytało. Bitsy do slaanesha wywołały uśmiech (zawsze wywołują!). Ale już fragmenty o krytyce - smutne pokiwanie głową. W istocie - całkiem łatwo o zjebkę, która podcina skrzydła, szczególnie w internecie. Drzewoludy wyszły Ci za to bardzo fajnie, mam nadzieję, że nie tylko ładnie wyglądają, ale też mocno biją. I na koniec życzę czerpania przyjemności z tych części hobby, które są dla Ciebie w danym momencie życia najfajniejsze :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że te czasy na forach były jakieś niełaskawe. Teraz jak zaglądam, to nie widzę aż takiej krytyki. W tych czasach niektórzy mieli problem z kobietami w hobby. Nieliczni to byli ludzie, ale zawsze. To ci macho - obrońcy stylu życia pt. "to tylko moje hobby, a ona niech maluje paznokcie". Wystarczył taki jeden czy dwóch, a już się niemiło robiło. Ale to dawne czasy :) Dziękuję za komentarz.
UsuńKrytyki na forach nie ma, bo fora umierają. Większość użytkowników przeniosło się na FB, a tam w niektórych grupach jest jak kiedyś na forach.
UsuńMoże być, nie mam FB :)
UsuńFB jako narzędzie komunikacji czy przedłużenie bloga jest bardzo OK, trzeba tylko korzystać z niego z rozsądkiem. Z doświadczenia wiem, że bez FB dużo trudniej byłoby mi zorganizować turniej czy kontaktować się ze sponsorami.
UsuńKiedyś gracze skupiali się wokół forum, dziś tą rolę przejął FB.
No FB jako przedłużenie bloga jest dobry, ale niestety trzeba założyć konto na FB w tym celu ;) Za długo się opieram, by teraz ulec! :P
UsuńZawsze możecie założyć fanpage Hakostwo, strona będzie poświęcona tylko blogowi.
UsuńMyśleliśmy o właśnie takim rozwiązaniu, ale z wstępnego wybadania terenu wynika, że trzeba założyć "prawdziwe" konto na FB na konkretną osobę (tj. prawdziwe dane, imię, nazwisko itp.), a dopiero potem ew. ta osoba może stworzyć fanpage.
UsuńJeżeli da radę jednak inaczej, będziemy wdzięczni za info. W kwestii FB jesteśmy zieloni niczym snotlingi wiosną ;).
Wpiszcie jako dane Hakostwo, FB po jakimś czasie sam się zapyta czy chcecie przekształcić konto w fanpage.
UsuńBardzo dziękuję Ci za naprowadzenie na właściwy trop - wygląda na to, że jest to rozwiązanie, jakiego szukałem.
UsuńDa radę podpiąć RSSa bloga pod taki fanpage?
Co do RSSa to nie mam pojęcia.
UsuńPamiętam, że jak po banie na FB założyłem nowe konto to jako dane wpisałem quidamcorvus i FB po jakiś czasie (wydaje mi się, że dość szybko) nakazał mi wpisanie poprawnych danych lub zaproponował przekształcenie konta w fanpage.
Za co dostałeś bana? :P
UsuńZa rozpowszechnianie pornografii i treści seksualnych. :D
UsuńKonkretnie za zdjęcie modelu tygodnia:
http://quidamcorvus.blogspot.com/2016/09/zebrane-z-tygodnia-286chosen-from-week.html
Eee, myślałam że bany lecą tylko za brzuchy po porodzie albo kolorowe włosy pod pachami :P albo Marsz Niepodległości. A tu niespodzianka, za figurki...
UsuńHahahaha 😂!
UsuńDobrze, że Google nie jest taki "wrażliwy", bo już byśmy wszyscy dawno polecili za te bezeceństwa, które na blogach zamieszczamy 😜.
No wiem, szału nie ma. Ale w sumie jestem jednym z pierwszych FB męczenników za figurki. ;)
UsuńTak na marginesie, to za prawicowe poglądy możesz dostać bana na FB, za lewicowe nie dostaniesz.
M.in. dlatego nie wróżę sobie świetlanej przyszłości na FB :P.
UsuńDlatego ja ograniczam się do promowania treści związanych z blogiem. Choć jak widać, czasami to też bywa niepoprawne. ;)
UsuńAno tak, ten "pluralizm" - fb musi przecież powiedzieć, kogo lubimy, a kogo nie. I co się dziwisz, że ja do tego niechęć żywię ;) Tomek jest lepszym dyplomatą, niech on bierze na siebie to medium. Choć widzę, że i jemu optymizm nie dopisuje w tej kwestii :P
UsuńJa umiem rzeźbić tylko węże i jajka więc i tak jestem pod wrażeniem. A krytyka w internecie to już temat na inną dyskusję, na szczęście na blogach tego nie widzę :)
OdpowiedzUsuńDlatego (między innymi) bloga założyliśmy, na własnym podwórku mniej się widuje tych odważnych do ataku ;)
UsuńWęże i jajka to już dużo :)
Krytyka jeśli jest konstruktywna nie jest zła.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się zgadzam, ale nie o taką mi chodziło :)
UsuńCiekawy wpis, dzięki za podzielenie się swoimi przemyśleniami. :)
OdpowiedzUsuńParówkowy pająk ma potencjał ale za to 'tańczące' drzewoduchy wyszły całkiem nieźle.
Ja sam z GS jestem na bakier i pomimo wielokrotnych prób i obejrzanych tutoriali raczej się to nie zmieni. Dlatego tym większy szacun za próby i każdego ulepka. :)
Pająk musiałby przejść amputację nóg, żeby była dla niego nadzieja.
UsuńA tutoriale... fajne są, nieraz inspirujące, ale jak komuś nie idzie z GSem, to będzie różnica jak ze zdjęciami sukienki kupionej w Internecie, wersja "na modelce" i w realu ;) Chociaż Twoje ulepki bym zobaczyła, bo żadnych sobie nie przypominam - może wcale nie jest tak źle jak twierdzisz?
Jest. Dlatego żadnego nie sfotografowałem. ;)
UsuńOj :P Ja jednak w Ciebie wierzę!
UsuńGdyby wiara mogła umiejętności przydać. ;)
UsuńNiestety ja jestem rzemieślnikiem nie artystą. ;)
O boże ale ten rój jest fajny. Będę korzystał z lekcji jaką odrobiłaś za nas i zacznę od drobiazgów chowając na razie do kieszeni marzenie o w całości wyrzeźbionej figurce. Bardzo ciekawa lektura. A drzewce przypominają mi moje wyobrażenie entów z ery przed P. Jackson'em. :D
OdpowiedzUsuńDrobiazgi to zawsze mniejsze ryzyko i mniej zmarnowanej masy ;) Trzymam kciuki za udane ulepki. A drzewce dziękują za komplement :)
UsuńTe drzewiaki to naprawdę nieźle się prezentują, szacun!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń5 punktów dla Gryffindoru za ścierwniki!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Też lubię te żuki, choć nie były najmocniejsze w grze.
UsuńRóżyczka najlepsza ! :) ... drzewce też rządzą :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńBardzo fajna lektura! Pan/i zjawa ma potencjał-wystarczy mu dać w rękawy łapki szkieletów z jakąkolwiek bronią i pod kaptur czache czy inna mordę zombiaka. Podstawkę z nagrobkiem i będzie przednie straszydło! Na luzie mógłby robić za randomową zjawa czy nawet 10-go upiora pierścienia, o którym mistrz Tolkien zapomniał wspomnieć 😉😁
OdpowiedzUsuńDrzewce wyszły najfajniejsze, ten największy pamiętam że w klubie dostał ksywe dildo-treeman i był prawdziwym killerem robiąc za nawiedzone drzewo strzegące zachodniej bramy Mordheim. To było zawsze epickie zwieńczenie kampanii! Raz nawet mój bohater z middenheim z frenzy uzbrojony w halabarde cudem wykarczował dania. 😃
Ten upiór ma nawet mordę zombiaka pod kapturem, tylko na zdjęciu nie widać ;)
UsuńFaktycznie zapomniałam, że treeman brał udział w walkach klubowych jako drzewo z Mordheim! Nie pamiętałam też, że komuś udało się go wykarczować - gratki, to chyba była jego jedyna walka w życiu :)
Super! Drzewoludy cudownie trącą myszką, ale to w nich jest piękne! :D
OdpowiedzUsuńPrzypominają mi się czasy jak przyjaciel zrobił z folii aluminiowej swojego drzewca, trochę GS za łapy i oczy, a za nos jakiś badyl, zwał się Krzywonosy Zdzichu i nadal leży u niego w szafie. :D
...a róża wyszła super. :)
Dzięki :) Takie samoróbki z dawnych czasów są najlepsze, może nie były pro, ale za to mają to coś i do dziś żal się pozbyć :)
UsuńBardzo ciekawy post, a tańczące drzewoduchy są naprawdę świetne =)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń