15 marca 2012

Christoph Hartmann z Ostlandu

Trzeci z ostlandzkich meneli jest podobny trochę do drugiego, z tą różnicą, że jeszcze nie leży, a dopiero jest w locie ku chłodnej, oczekującej go po każdej pijatyce glebie. Jest to ojciec jednego z myśliwych (tego z łukiem i brzydką mordą), jak można się domyślić, nie przysparza synowi powodów do chwały. Ale do Mordheim został zabrany, bo w końcu to rodzina, a rodziny wyrzec się nie można. Tak przynajmniej twierdzi Gerhard Hartmann.

Christoph Hartmann

Linia Georga zawsze była pechowa. Naprzód Anika postanowiła wyjść za mąż, na przekór rodzinie, za uroczego łajdaka Kemplera, potem zaś jej starszy brat spłodził syna. Małżeństwo Aniki potoczyło się tragicznie, a choć sam Markus Hartmann nie miał w sobie nic podejrzanego, pech trafił tym razem na jego syna. Christoph był ślicznym, mądrym chłopcem. Z burzą blond loków zawsze wzbudzał zazdrość innych matek, które nie mogły się pochwalić równie ładnymi dziećmi. Przy tym nie był głupi – w wiejskiej szkole nauczyciel radził mu wyjazd do Nuln lub Altdorfu na uniwersytet. Cóż, kiedy Christoph w którymś momencie po prostu stracił do tego głowę. Opuścił szkołę, zaniedbał wygląd i zajął się tym, co było jego pasją i zgubą – produkcją i piciem bimbru.

Jakob, brat cioteczny Christopha, był już w tym czasie dość znanym bimbrownikiem, mimo że Christoph jest kilka lat starszy od niego. Christoph jednak nie chciał wchodzić z nim w spółkę. Był zadufany w sobie i wierzył, że uda mu się wyprodukować alkohol lepszy, niż znana już we wsi gorzałka Jakoba. Mylił się jednak i szybko stał się przedmiotem kpin; jego bimber zabił jedną osobę, a dwie kolejne oślepił na resztę życia. Nikt nie chciał go pić nawet wtedy, kiedy Christoph (metodą prób i błędów na samym sobie) znalazł odpowiedni sposób produkcji. Zrażony porażką, Christoph zaprzestał produkcji, jednak alkohol pozostał jego pasją nadal. Codziennie można go było spotkać w karczmie, gdzie upijał się do nieprzytomności. To, że w ogóle udało mu się ożenić, zawdzięczał tylko pozostałościom swojej niezwykłej urody. Mimo wyniszczeń w organizmie, wciąż miał miłą dla oka twarz i piękne włosy.

Christoph znany był zawsze ze swej niezdarności; zwłaszcza po alkoholu często coś przewracał, o coś się potykał. Gerhard wiedział oczywiście, że takie chodzące nieszczęście nie przyniesie mu na wyprawie nic dobrego. Jednak za Christophem wstawiła się rodzina – głównie syn i cioteczni bracia. Mimo wszystko pozostał jednym z Hartmannów, mówili, i wstydem byłoby go nie zabrać. Gerhard westchnął, spojrzał na kuzyna z rezygnacją, lecz w końcu machnął ręką, udzielając mu zezwolenia.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz