10 listopada 2014

Niemieckie krasno... i inne ludy. Freelancer, wersja konna.

Było trochę słońca... no, może nie słońca, ale chwila jaśniejszego światła w ciągu tego dnia i udało mi się zrobić kilka zdjęć. Oczywiście zapomniałam o trupkach z KZ, które są już nawiasem mówiąc gotowe (cała banda + najemnik, hura), więc ograniczyłam się do freelancera, pewnego arabskiego gościa i dwóch skavenów, bo przecież skavenów nigdy dosyć (żartuję, ja mam ich dosyć - nie malowania, tylko na blogu ;)). Ale jest, freelancer na koniu! Wreszcie z tą swoją sławetną lancą.

Właściwie niewiele się różni od pieszej wersji poza bronią - ma miecz na plecach, a lancę w jednej ręce. W drugiej nasza ulubiona tarcza z przybitą rybą - jaki bonus mu to daje, pojęcia nie mam. Może jakieś plusy do walki z modelami wrażliwymi na smród. Przy okazji porównałam malowanie ze swoim freelancerem... sam jeździec poziomem bardzo nie odbiega, ale koń, oj... zdecydowanie z korzyścią na rzecz dzisiejszego pana. Co w sumie jest dobre - znaczy, że jest postęp. A malowanie białych koni jest zdecydowanie trudniejsze niż tych ciemnoszarych. Zapraszam do obejrzenia :)


4 komentarze:

  1. Koń wyszedł rewelacyjnie. A sama figurka to jeden z moich ulubionych imperialczykow, taki trochę don kichot :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobyła bardzo fajnie pomalowana. A Freelancer równie udany jak w wersji pieszej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo udane malowanie gratulacje.

    OdpowiedzUsuń