Kiedy dokładnie trzy miesiące, na blogu QC, "DansE MacabrE", przeczytałem ogłoszenie o planowanej nowej inicjatywie "blogosferowej" pn. "30-dniowe Wyzwanie Fantastyczne", niezmiernie się ucieszyłem - będzie świetna okazja, by tanim kosztem w jeden miesiąc napisać więcej postów niż przez cały rok :D!
Hehe, a tak już bardziej na serio - po prostu lubię pisać i doceniam oraz wspieram tego typu inicjatywy blogowe, a w dodatku miło wspominam "30-dniowe Wyzwanie Figurkowe", które odbyło się we wrześniu 2016 r. (choć ja po prawdzie wziąłem w nim udział z "niewielkim" opóźnieniem ;)).
Nietrudno zauważyć, że wiele z pytań z aktualnie rozpoczynającego się "30-dniowego Wyzwania Fantastycznego", dość mocno przypomina, czy wręcz nawiązuje do pytań z edycji "Figurkowej", ale jak sama nazwa aktualnej inicjatywy wskazuje, mamy teraz nieco szerszy kontekst tematyczny i opowiadamy nie tylko o swoim zainteresowaniu hobby figurkowym, ale tematyką fantastyki w ogóle.
Przejdźmy zatem do pierwszego pytania tj. "Kiedy zainteresowałeś się fantastyką, twoje początki?", na które odpowiedź znajdziecie w rozwinięciu posta.
Gdy sięgam teraz pamięcią daleko w przeszłość, dochodzę do wniosku, że prapoczątków mojego zainteresowania fantastyką należy doszukiwać się jeszcze w czasach przedszkolnych. Po raz pierwszy wtedy, jeszcze jako bardzo małe dziecko (może nawet jeszcze trochę za małe :)), zetknąłem się z serialem "Robin of Sherwood", który chociaż fantastyką sensu stricte nie jest, to obfituje w liczne wątki i elementy nadprzyrodzone, fantastyczne, a w dodatku utrzymany jest w niesamowitym, moim zdaniem, średniowieczno-mistycznym klimacie, okraszonym znaną ścieżką dźwiękową zespołu "Clannad" (album "Legend").
Serial ten zrobił na mnie na tyle duże wrażenie, że pod jego wpływem duża część moich dziecięcych zabaw, np. klockami LEGO, odbywała się właśnie w szeroko rozumianych klimatach "rycerskich", zresztą "średniowieczne" zestawy LEGO były wtedy (przełom lat 80-tych i 90-tych XX w.) dość popularne, łącznie z zestawami z Robin Hoodem. Ponadto, jako że miałem w domu sporo książek, czy kaset magnetofonowych z baśniami (nie mylić z bajkami jako odrębnym gatunkiem literackim), które - jakby nie patrzeć - są w dużej mierze utrzymane w konwencji fantastycznej, również i w ten sposób rozwijałem swoje wczesne zainteresowanie fantastyką.
Dalej poszło już dość z górki...
W podstawówce dość wcześnie miałem komputer i zetknąłem się m.in. z serią gier "Warcraft", począwszy od pierwszej części cyklu, ale także - z biegiem lat - z innymi grami w konwencji fantasy, czy S-F.
Wtedy też zacząłem czytywać fantastykę. Chyba jedna z pierwszych książek typowo fantasy, jakie przeczytałem, a jakie pamiętam, to powieść pt. "Jednym zaklęciem". W którymś momencie, choć wbrew pozorom nie na samym początku, sięgnąłem też do źródeł gatunku, czyli oczywiście do J.R.R. Tolkiena - do tej pory pamiętam 6-tygodniowe wakacje w Muszynie, gdzie w deszczową pogodę zaczytywałem się z wypiekami na twarzy we "Władcy Pierścieni".
Oczywiście poza książkami i grami była też telewizja. Młodzi, hehe, pewnie nie pamiętają, ale w tamtym czasie (lata 90-te), w którym królowała analogowa telewizja z niezbyt dużą ilością kanałów, a o Internecie mało kto słyszał, "dorwanie" i obejrzenie danego filmu było to pewne wyzwanie, chyba że ewentualnie w pobliżu miało się dobrze wyposażoną wypożyczalnię kaset VHS. Niemniej jednak udało mi się zetknąć z takimi produkcjami jak np. "Conan Barbarzyńca", czy "Willow", czy jeszcze innymi dziełami filmowej fantastyki z tamtych lat.
Z kolei w okolicach 6-ej klasy podstawówki po raz pierwszy zetknąłem się z "Warhammerem", zarówno w postaci RPGa, jak i figurkowego bitewniaka, i od tego czasu datowałbym rozwój mojej "dojrzałej" ;) i "współczesnej" formy zainteresowania fantastyką, choć oczywiście do obecnego kształtu to zainteresowanie ewoluowało jeszcze przez długie lata, przez liceum, studia i wreszcie w życiu "dorosłym".
Super! Poproszę jeszcze o link pod moim wpisem, będzie mi łatwiej pisać podsumowania każdego z dni. :)
OdpowiedzUsuńJasna sprawa, będę linkował* :).
Usuń* - posty automatycznie ustawiłem na godzinę 17, a linki będę wrzucał ręcznie, więc może być rozstrzał godzinowy
Willow! Clannad! Jejku aż mi się łezka w oku zakręciła do lat szczenięcych :-)
OdpowiedzUsuńHehe, ja do tej pory chętnie wracam do wspomnianych dzieł kultury. Zresztą, pod wpływem "Wyzwania Fantastycznego" chyba ponownie wrócę do "Robina z Sherwood" :).
Usuń"Robin of Sherwood" broni się nawet dzisiaj, a muzyka Clannad jest ponadczasowa.
OdpowiedzUsuńZresztą Ci którzy zaczynali w latach 80/90-tych zwykle szli podobną drogą, bo i większego wyboru nie było. ;)
Dobrze powiedziane (napisane)! :)
UsuńCo do ograniczonego wyboru, to młodsi (a często i starsi zresztą również) - nie pamiętają już niekiedy, że w tamtych czasach przedinternetowych trzeba było nierzadko się nieźle napocić, by np. obejrzeć dany film (obejrzeć/nagrać w odpowiednim momencie w TV, pożyczyć itp.).
Zresztą dotyczyło to w zasadzie wszystkiego - również figurek, które nabywało się tylko w sklepach stacjonarnych, względnie z drugiej ręki.