W dwudziestym szóstym dniu "30-dniowego Wyzwania Fantastycznego" odpowiem na pytanie: "Ulubiony fantastyczny pojedynek?".
Odpowiedź na ww. pytanie znajdziecie tradycyjnie w rozwinięciu posta.
Zachęcam także do lektury moich odpowiedzi na pozostałe pytania zadane w ramach "Wyzwania".
Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie trudno mi udzielić, gdyż fantastyka obfituje w epickie pojedynki i chyba nie ma znaczącego dzieła fantastycznego, zwłaszcza stricte fantasy, w którym nie byłoby jakiegoś wiekopomnego starcia.
Dobrym przykładem jest choćby pojedynek Gandalfa z Balrogiem we "Władcy Pierścieni" - chyba jeden z najbardziej ikonicznych i powszechnie znanych pojedynków w fantastyce - najbardziej znana jest oczywiście pierwsza faza tego pojedynku, na moście Khazad-dûm, choć warto mieć w pamięci fakt, że tak naprawdę starcie rozstrzygnęło się ostatecznie na szczycie Zirak-Zigil.
Przy okazji wspomnę też o innym pojedynku brodacza z demonem, choć tym razem brodacza nie-czarodzieja, a krasnoluda, i w innym uniwersum, a mianowicie o opisanym w "Zabójcy Demonów" pojedynku Gotreka z Krwiopijcą Khorna w zaginionej na Pustkowiach Chaosu krasnoludzkiej twierdzy o nazwie... Karag Dum. O samym pojedynku, jak i zresztą o całej wyprawie do ww. krasnoludzkiej twierdzy, można by napisać dużo więcej - dość napisać, że bohaterowie polecieli tam krasnoludzkim sterowcem "Duch Grungniego", o którym wspominałem we wczorajszym wpisie, i że ogólnie było ciekawie i epicko.
Przytaczam poniżej fragment opisujący końcową część pojedynku, zresztą uważam, że zarówno sam pojedynek, jak i to, co wydarzyło się bezpośrednio po nim, było epickie. Wybaczcie, że po angielsku, ale taki akurat miałem pod ręką. I uważajcie na spoilery - tyczy się oczywiście osób, które tej powieści jeszcze nie czytały ;).
Dobrym przykładem jest choćby pojedynek Gandalfa z Balrogiem we "Władcy Pierścieni" - chyba jeden z najbardziej ikonicznych i powszechnie znanych pojedynków w fantastyce - najbardziej znana jest oczywiście pierwsza faza tego pojedynku, na moście Khazad-dûm, choć warto mieć w pamięci fakt, że tak naprawdę starcie rozstrzygnęło się ostatecznie na szczycie Zirak-Zigil.
Przy okazji wspomnę też o innym pojedynku brodacza z demonem, choć tym razem brodacza nie-czarodzieja, a krasnoluda, i w innym uniwersum, a mianowicie o opisanym w "Zabójcy Demonów" pojedynku Gotreka z Krwiopijcą Khorna w zaginionej na Pustkowiach Chaosu krasnoludzkiej twierdzy o nazwie... Karag Dum. O samym pojedynku, jak i zresztą o całej wyprawie do ww. krasnoludzkiej twierdzy, można by napisać dużo więcej - dość napisać, że bohaterowie polecieli tam krasnoludzkim sterowcem "Duch Grungniego", o którym wspominałem we wczorajszym wpisie, i że ogólnie było ciekawie i epicko.
Przytaczam poniżej fragment opisujący końcową część pojedynku, zresztą uważam, że zarówno sam pojedynek, jak i to, co wydarzyło się bezpośrednio po nim, było epickie. Wybaczcie, że po angielsku, ale taki akurat miałem pod ręką. I uważajcie na spoilery - tyczy się oczywiście osób, które tej powieści jeszcze nie czytały ;).
“Oi! You! I haven’t finished with you yet!” roared Gotrek’s voice from behind it. The monstrous head of his great, ancient axe suddenly protruded through the Bloodthirster’s chest. As it did so, the daemon began to come apart, in a shower of red and gold sparks which transformed into stinking vapour. The thing started to vanish, like a fire burning down before their eyes. Through the fading mist Felix could see the bruised and battered form of the Slayer, barely able to stand upright. Slowly the Bloodthirster faded from view.
But Felix could still see the daemon’s blazing eyes and its last words still echoed inside his head: I will remember you, mortals, and I have all eternity in which to take my vengeance. Wonderful, thought Felix, that’s all I need. The enmity of the favoured of Khorne! Still, his heart had lifted. The daemon was gone and the terrible fear that its presence had inflicted had vanished like morning mist in the light of the rising sun. Felix felt a weight fall from his shoulders that he had not even known was there, and a vast sense of relief filled him.
Gotrek reeled over to where the Hammer of Fate lay and picked it up. This time the weapon lifted easily and as it did so something strange started to happen. Bolts of lightning flickered between the hammer and the axe, creating a searing electrical arc. As they did so, the Slayer seemed to swell with barely contained power. His crest stood on end above his head. His beard bristled. His eyes blazed with an odd blue light.
“The gods mock me, manling!” he roared in a voice that was as audible as a thunderclap. Bitterness twisted his face. “I came here seeking my doom, and instead brought doom upon this place. Now, someone is going to pay.”
He turned and walked back into the fray. The Hammer of Fate left a blurred trail of light behind it as it struck. His ancient, daemon-slaying axe smashed through a Chaos warrior and took a huge chunk out of one of the pillars behind him. An aura of fear surrounded him now, like the one that had surrounded the daemon, and the Chaos worshippers began to back away.
Gotrek let out a mighty battle cry and leapt into their midst, and a terrible slaying began. Filled with god-like power by the awesome weapons he held, the Slayer was invincible. His axe sheared through armour and flesh effortlessly; no weapon could stand against it. The hammer sent bolt after bolt of terrifying power out to lash the Chaos warriors like a daemon’s whip.
Felix watched appalled at the carnage the Slayer wrought until he saw his blade lying on the floor, forced his hand to grip it, and rushed down into the fray himself. In moments it was over. Dismayed by the fall of their leader, unable to withstand the invincible power of the angry Slayer,the remnants of the Chaos horde turned tail and fled.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz