W piątym dniu "30-dniowego Wyzwania Fantastycznego" odpowiem na pytanie: "Ulubiony serial fantastyczny?".
Odpowiedź na ww. pytanie znajdziecie tradycyjnie w rozwinięciu posta.
Zachęcam także do lektury moich odpowiedzi na pozostałe pytania zadane w ramach "Wyzwania".
Nie inaczej jest w tym przypadku. Musiałem się chwilę zastanowić, jaki serial fantastyczny wskazać jako ulubiony i przyznam szczerze, że nadal nie jestem przekonany co do udzielonej odpowiedzi. Seriali oglądałem (i nadal oglądam) w życiu stosunkowo dużo, i realnie rzecz biorąc dominują w tej grupie seriale niefantastyczne. Nadal jednak byłoby mi trudno wskazać jakiś konkretny jako ulubiony.
Wymienię jednak jeden tytuł; nie wiem, czy zaryzykowałbym nazwanie go "ulubionym", ale na pewno darzę go szczególnym sentymentem, trwającym od dość wczesnych lat dziecięcych.
Mowa o serialu animowanym* z lat 1992 - 1993 "Conan the Adventurer" (emitowany też w Polsce, z dubbingiem, jako "Conan Łowca Przygód", względnie "Conan Awanturnik"), przedstawiającym przygody - jak można się domyślić z tytułu - znanego i lubianego barbarzyńcy z Cymerii.
To, co urzekło mnie w serialu zarówno wtedy, kiedy go oglądałem po raz pierwszy, jak i teraz po latach (obejrzałem wszystkie odcinki ponownie jakoś rok, czy dwa lata temu), to bardzo dobrze "wyważony" klimat fantasy, w którym utrzymany jest cały serial. Klimat, który może zadowolić zarówno dzieciaka wchodzącego w tematykę fantastyki, jak i osobę dorosłą, która w temacie siedzi już od lat i dobrze zna tę konwencję. "Wyważenie", czy też "wypośrodkowanie" polega tutaj, w mojej ocenie, na idealnym balansie między klimatem znanym z "poważnej" fantastyki, a opowiastką dla dzieci i młodzieży. Wydaje mi się, że oglądając tę produkcję, obie grupy powinny być zadowolone.
Muszę przyznać, że po latach ten serial nadal był w stanie mnie pozytywnie zaskoczyć, a całkiem sporo podpatrzonych w nim elementów tj. wątków, miejsc, historii, postaci itp. uznałem wręcz za na tyle interesujące, że mogłyby wręcz posłużyć jako jakieś inspiracje do RPG, czy bitewniaków.
Żałuję, że serial liczy sobie tylko 65 odcinków i nie doczekał się nigdy porządnej** kontynuacji, mimo iż w ostatnich odcinkach pozostawiono pewne "furtki" do teoretycznych przyszłych sezonów. Niestety nie kojarzę też żadnej innej "kreskówki", która utrzymana byłaby w podobnym klimacie jak "Conan" (niektórzy zaliczają do "podobnych" seriali jeszcze "He-Mana" i "Dungeons & Dragons", ale ja akurat nie podzielam zdania co do podobieństwa).
To by chyba było na tyle, poniżej zamieszczam "legendarne" intro do tego serialu:
P.S. W kontekście "ulubionego" serialu czuję się w obowiązku raz jeszcze wspomnieć również o "Robin of Sherwood", o którym szerzej już pisałem pierwszego dnia "30-dniowego Wyzwania Fantastycznego".
* - podkreślam, że chodzi mi o serial animowany, a nie serial o takim samym tytule (nieanimowany) z 1997 r.
** - podkreślam słowo "porządnej", bo luźna kontynuacja w postaci mocno przeciętnego i krótkiego serialiku pt. "Conan and the Young Warriors" miała, owszem, miejsce
Łooo kurde! Ale somsiad teraz pojechał. Conana akurat rzadko oglądałem, intro pamiętam - czuję jakbym cofnął się w czasie. HI-MAN'a widywałem zdecydowanie częściej (obok TMNT, starych dobrych Transformes'ów i bajek z RTL 7).
OdpowiedzUsuń